Po dziewięciu latach polskie skoki narciarskie znów mają medalistę mistrzostw świata juniorów w konkursie indywidualnym. W Whistler brązowy medal wywalczył Jan Habdas. Dwa dni później 19-latek, z jeszcze młodszymi od niego kolegami, sięgnął po srebrny medal w rywalizacji drużynowej.
W weekend juniorski multimedalista wystartuje w Pucharze Świata w Lake Placid, a tuż przed amerykańską rywalizacją udzielił wywiadu dla WP SportoweFakty.
Szymon Łożyński, WP SportoweFakty: Zaraz po skokach w konkursie indywidualnym, w którym wywalczył pan brązowy medal, nie był pan do końca zadowolony ze swoich prób. Była szansa na jeszcze lepsze miejsce?
Jan Habdas: Tak, nie byłem zadowolony z tych skoków, stać było mnie na więcej. Czułem jednak dużą presję tego dnia, którą sam sobie nałożyłem. Wiedziałem, że muszę sobie z tym poradzić, jednak w skokach było czuć to napięcie. Brakowało luzu, żeby polecieć nieco dalej. Niedosyt mam tym większy, że różnice w czołowej trójce były niewielkie i nieco dłuższe skoki mogły dać mi złoty medal.
13 lat wcześniej na tej samej skoczni srebrny medal olimpijski wywalczył Adam Małysz. Tym samym trudniej było walczyć o medal na takim obiekcie?
Nie myślałem o tym w trakcie rywalizacji. Dopiero po konkursie pomyślałem, że wspaniale się to ułożyło, że po tylu latach Polak znów w Whistler wywalczył medal.
ZOBACZ WIDEO: Ten kibic oszalał. Zobacz, co zrobił w trakcie meczu
Dotarły do pana wiadomości, jaka euforia zapanowała w kraju po brązowym medalu?
Zdawałem sobie sprawę, że oczekiwano ode mnie tego medalu. Zresztą sam od siebie wymagałem miejsca na podium. Znam swoje możliwości. Gdy przyjechałem na skocznię w dniu konkursu, wiedziałem, co mam zrobić. Od presji oczekiwań nie da się jednak w stu procentach odciąć i nie ukrywam, że odczuwałem ją przy obu skokach. Cieszę się jednak, że ten medal przyjęto w Polsce z takim zadowoleniem. To wiele dla mnie znaczy.
Po konkursie drużynowym, w którym wraz z kolegami wywalczył pan srebro, też był niedosyt? O złoto walczyliście z Austriakami do ostatniego skoku.
Każdy z nas zrobił dobrą robotę w tych zawodach. Idealnych skoków nie ma, ale skakałem znacznie lepiej niż w rywalizacji indywidualnej. Byłem ze swojego startu zadowolony. Do złota zabrakło mało, ale nie czuliśmy niedosytu. Jako ten najstarszy byłem dumny z kolegów. Wszyscy stanęliśmy na wysokości zadania, a ja cieszę się, że na swoich ostatnich mistrzostwach świata juniorów wywalczyłem dwa medale. To dla mnie niesamowite przeżycie.
Kolejnym pana celem jest wywalczenie miejsca w składzie reprezentacji Polski na MŚ w Planicy?
Czasu nie zostało wiele. Będzie trudno, ale na pewno będę walczył. Skoki narciarskie są na tyle nieprzewidywalną dyscypliną, że w przeciągu tygodnia czy dwóch wiele może się zmienić. Skupiam się przede wszystkim na tym, żeby w najbliższy weekend oddać w Lake Placid jak najlepsze skoki.
Co jest pana najmocniejszą stroną w skokach?
Zdecydowanie odbicie. Koledzy zwracają uwagę, że mam tę moc przy wyjściu z progu. Sama moc to jednak w skokach narciarskich nie wszystko. Trzeba ją teraz ukierunkować i popracować nad prawidłowym kierunkiem odbicia oraz techniką samego lotu. Kiedy to wszystko połączę, może być naprawdę dobrze. Zdaje sobie sprawę, że na to potrzeba jednak czasu. Przede mną jeszcze daleka droga, ale jestem na nią gotowy.
Na którym skoczku z Polski albo z zagranicy pan się wzoruje?
Na pewno można się wzorować na wszystkich naszych najlepszych skoczkach. U każdego z nich można zobaczyć inne cechy, które pozwoliły osiągnąć im tak wielkie sukcesy. Podczas Turnieju Czterech Skoczni spędziłem trochę czasu z chłopakami, widziałem jak się zachowują przed zawodami i starałem się jak najwięcej z tego czerpać na przyszłość. Co do stylu, to każdy zawodnik ma swój autorski. Zawsze chciałem być po prostu Janem Habdasem i dalej chcę nim być na skoczni.
Podobną postawę prezentował na początku swojej kariery Kamil Stoch, który nie chciał być porównywany do Adama Małysza. Powtarzał, że jest Kamilem Stochem i buduje własną karierę.
Trzeba wierzyć w siebie, w swoje umiejętności. Gdybym nie miał wiary we własne możliwości, trenowanie nie miałoby większego sensu. Chcę być najlepszy na świecie w skokach, do tego dążę. Zdaje sobie jednak sprawę, jak ciężka czeka mnie praca, żeby ten cel zrealizować. Marzenia są jednak po to, by je spełniać.
W Polsce młodym zawodnikom nie jest łatwo "przeskoczyć" z wieku juniora do seniora. Są obawy, jak ta zmiana przebiegnie u pana?
Po 9 latach przerwy przywieźliśmy, jako juniorzy, dwa medale z mistrzostw świata. To pokazuje, że jest w nas duży potencjał. Chciałbym już startować regularnie w Pucharze Świata, ale wiem też, że nie da się tego osiągnąć od pstryknięcia palcem. Powtarzam się, ale potrzebna jest po prostu ciężka i systematyczna praca.
Na co dzień trenuje pan z Maciejem Maciusiakiem, ale miał pan już też okazję współpracy z trenerem Thomasem Thurnbichlerem. Jak wrażenia?
Bardzo pozytywne. Atmosfera w grupie jest bardzo dobra. Na początku trochę się stresowałem swoim językiem angielskim. Dawno nie używałem go w wymowie i nie wiedziałem, czy będę w stanie dobrze porozumieć się z trenerem. Zaczęliśmy od porozumiewania się w jak najprostszych słowach, a po paru dniach ta komunikacja między nami była już na wysokim poziomie. Wizja trenera działa i nie mogę doczekać się na dalszą współpracę, bowiem chciałbym w przyszłości dołączyć do kadry A.
A jak został pan przyjęty przez najstarszych i najbardziej utytułowanych skoczków w zespole: Kamila Stocha, Dawida Kubackiego i Piotra Żyłę?
Bardzo dobrze. Wszyscy staramy się dbać o dobrą atmosferę. Jestem przy chłopakach trochę nieśmiały. Przecież niedawno oglądałem ich jeszcze w telewizji, a teraz razem z jednymi z najlepszych skoczków na świecie jeżdżę na zawody i startuję. Dla mnie to niesamowita sprawa.
Oczywiście jest duża różnica wieku między nami i zdaję sobie sprawę, że nie zbudujemy między sobą takiego kontaktu, jaki mam z rówieśnikami. Czuję się jednak swobodnie w drużynie. Dogadujemy się dobrze, ale oczywiście i na tym polu widzę jeszcze możliwości do poprawy, by ta komunikacja między nami była na jeszcze wyższym poziomie.
Jakie jest pana największe sportowe marzenie?
Chciałbym być na tyle dobrym zawodnikiem, żeby utrzymywać wysoki poziom przez jak najdłuższy czas. Nie chcę być skoczkiem jednego sezonu. Dążę do tego, by wygrywać w Pucharze Świata, na igrzyskach olimpijskich czy na mistrzostwach świata. Chciałbym być jak Kamil Stoch czy Stefan Kraft, którzy przez kilka sezonów byli na absolutnym szczycie. Będę pracował ciężko na to, by też się na nim znaleźć, a potem jeszcze ciężej, by się na nim utrzymać.
Rozmawiał Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
To nie są dobre informacje ws. formy Dawida Kubackiego
Nie wszystko stracone dla Kamila Stocha. Pamiętasz tę sytuację?