Gdy w poprzednim sezonie Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki byli cieniem światowej klasy skoczków sprzed lat, wydawało się, że może być ich trudno przywrócić w szybkim tempie do najlepszych. Każdy z nich, jak na profesjonalnych sportowców, ma już swoje lata i można było mieć spore wątpliwości, czy zwłaszcza młody trener przekona tak doświadczonych skoczków do zmian metod treningowych.
Thomas Thurnbichler, wraz ze swoimi asystentami, wszedł jednak do kadry z przytupem. Właściwie nie otworzył drzwi, ale je wyważył. Mimo że ma zaledwie 33 lata szybko zabrał się do realizacji pierwszego planu pracy w Polsce. Było nim odbudowanie wysokiej formy liderów. Efekty po niespełna roku pracy są zachwycające.
Po 12 konkursach Pucharu Świata liderem jest Dawid Kubacki, który od ośmiu konkursów nie schodzi z podium. Piąty w zestawieniu jest Żyła, a dziesiąty Stoch, który w ostatnich tygodniach zasygnalizował wyraźną zwyżkę formy. W zakończonym w piątek 71. Turnieju Czterech Skoczni Biało-Czerwoni, po roku przerwy, znów odgrywali pierwszoplanowe role: Kubacki był drugi, Żyła czwarty, a Stoch piąty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?
Tym samym Thurnbichler z asystentami błyskawicznie postawił liderów kadry na nogi, ale w odróżnieniu od poprzedników nie zaczął pracy w naszym kraju tylko po to, by zapewnić Polsce sukcesy za sprawą Stocha, Kubackiego i Żyły. Wizja 33-latka i jego współpracowników jest znacznie bardziej szeroka i powinna spodobać się polskim kibicom.
- Austriacy przyszli z wizją długoterminową. Oczywiście główna reprezentacja jest najważniejsza i trzeba było nasze największe gwiazdy postawić na nogi. Pamiętają jednak także o pracy od podstaw, o współpracy z trenerami klubowymi i szkoleniu w szkołach sportowych. To naprawdę warto docenić - podkreślił dla WP SportoweFakty Jakub Kot, ekspert Eurosportu i trener skoków narciarskich.
- Thomas i asystenci zaczęli pracę u nas, żeby zmienić całą wizję i strukturę szkolenia. Do tej pory było tak, że główny szkoleniowiec miał kadrę A i nic więcej. To była krótkowzroczna wizja. Było sześciu zawodników z głównej reprezentacji i oni byli najważniejsi, zamykało się skocznię i tylko z nimi robiło się obóz. Oczywiście Thomas w wyjątkowych sytuacjach też tak może zrobić, ale sam przyznał, że generalnie nie ma tematu zamykania skoczni. Musimy trenować razem, by ci młodsi zawodnicy widzieli, jak trenują najlepsi.
- Jeden z asystentów Thomasa, Mathias Hafele ma pomysł, żeby powstał ośrodek w pobliżu Krakowa, by można było testować sprzęt. Żeby był na wyposażeniu tego ośrodka sam rozbieg skoczni, jak w Ramsau, by było można na nim trenować. Oczywiście są to duże koszta, ale cieszy to, że do polskich skoków przyszły osoby z taką wizją. Nie tylko tu i teraz i wyciśnięcie ze Stocha, Kubackiego oraz Żyły tyle, ile się da i potem koniec. Chcą naprawdę rozwinąć u nas tą dyscyplinę i zapewnić kolejne sukcesy w następnych latach - dodał nasz rozmówca.
Przy osobie wspomnianego Hafele warto zatrzymać się na dłużej. Austriak odpowiada w kadrze za sprawy techniczne i sprzętowe. Przed sezonem otrzymał nawet propozycję od FIS-u pracy jako kontroler sprzętu w konkursach Pucharu Świata skoczków. Nie przyjął jednak tej oferty. Wybrał pracę w zespole Thurnbichlera.
- Taka propozycja od FIS najlepiej jednak pokazuje, że Mathias doskonale zna się na sprzęcie i sprawach technicznych. Mamy znakomitego fachowca, którego mogą zazdrościć nam inne reprezentacje - zapewnił Jakub Kot.
Kolejny z asystentów Thurnbichlera, Marc Noelke, również wprowadził w kadrze nowości, o których polscy szkoleniowcy klubowi wcześniej nie mieli pojęcia.
- Jego wiedza na temat neuro coachingu jest ogromna. Pokazał nam na szkoleniach, jak ważny jest mózg podczas skoku. Przez lata było to u nas zaniedbane, a Mark uświadomił nam, jak ważna jest praca nad mózgiem, żeby efektywnie wykorzystywać go podczas skoku.
- Np. kręciliśmy głową i patrzyliśmy w palec. Mogłoby na pierwszy rzut oka wydawać się to śmieszne, ale gdy zaczął tłumaczyć, po co to robimy i za jaki element skoku to odpowiada, to od razu człowiek zdał sobie sprawę, że niewiarygodne, ale tak faktycznie jest. Nie musisz robić np. 15 przysiadów, tylko inne ćwiczenia, które pobudzają twój mózg i to wpływa na koordynację, bardzo ważną w skokach narciarskich - wytłumaczył Jakub Kot.
Thurnbichler z asystentami nie odcina się od kadry B, zespołu juniorskiego czy trenerów klubowych, którzy pracują z najmłodszymi zawodnikami, przyszłością polskich skoków narciarskich. Już w pierwszym roku pracy Austriak zorganizował specjalne szkolenia z polskimi trenerami.
- Byłem pod wrażeniem tych zajęć. Ujęło mnie, jaką Thomas ma wiedzę i pewność siebie, mimo bardzo młodego wieku jak na trenera. Gdy np. mówił o jakiś ćwiczeniach to nie było tak, że siedział, tylko po prostu sam pokazywał, jak trzeba je wykonać.
- Thomas od razu podkreślił też, że to nie jest tak, iż tylko on ma rację. Zapytał się nas, zwykłych trenerów szkolnych i klubowych, co my uważamy i jakie są nasze problemy w szkoleniu. Nie wmawiał nam, że jego wizja jest jedyną słuszną. Chętnie dyskutował - zapewnił rozmówca WP SportoweFakty.
Do swojego sztabu Thurnbichler wziął również młodych polskich trenerów, którzy mają przy nim zbierać bezcenne doświadczenie. I tak jednym z asystentów jest Krzysztof Miętus, a z pierwszą reprezentacją współpracują też Krzysztof Biegun i Wojciech Topór.
Wygląda zatem na to, że przyjście Thurnbichlera i takich fachowców jak Hafele czy Noelke może w perspektywie kilku lub kilkunastu lat przynieść ogromne korzyści polskim skokom narciarskim. Na razie ich praca zauważalna jest przede wszystkim u najbardziej doświadczonych skoczków. Widząc jednak ich podejście do całego systemu szkolenia w Polsce, kwestią czasu jest to, by i młodsi zaczęli dobijać do najlepszych w Pucharze Świata. Potrzebne jest tylko jedno, cierpliwość.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Potężna kontrowersja przy skoku Piotra Żyły. Co to było?!
Szymon Łożyński: Bezcenne. To jest największe polskie zwycięstwo w tym turnieju [OPINIA]