Po zakończonej karierze siatkarza Marcin Prus próbował iść kilkoma drogami. Nie wszystkie okazały się właściwe.
M.in. z listy Platformy Obywatelskiej startował w wyborach do sejmu.
- Polityka była mi daleka, ale bliska o tyle, że widziałem ją w telewizji. Chciałem mieć realny wpływ na to, co się dzieje. Ale wiadomo, że na szczycie są jedna czy dwie osoby, które zarządzają. Stwierdziłem, że to kompletnie nie dla mnie. Świadomie przegrałem. Kiedyś oglądałem taki program, w którym pokazywano sylwetkę Bruce’a Lee i coś, co się nazywało sztuką walki bez walki. Moja kampania polegała na tym, że jej nie było. Nie chodziło o to, żeby się tam dostać, tylko zobaczyć, jakie są możliwości. I być może w przyszłości coś z tym zrobić. Pojawił się zgrzyt wewnątrz Kędzierzyna-Koźla, bo nie dostała się przeze mnie jedna z osób, które były już w zeszłym roku – tłumaczy Prus w programie „Życie po życiu”.
Politykę nazywa epizodem, kompletną pomyłką, której żałuje. Ten świat jest mu obcy.