- Nie mogę się już doczekać gry w Korei. To może być dla mnie idealne miejsce. Uwielbiam, gdy mój udział w meczu jest bardzo intensywny, gdy dostaję bardzo dużo piłek - mówił Filip w rozmowie z WP SportoweFakty w maju tego roku, tuż po ogłoszeniu wyników draftu.
26-letni atakujący został w nim wybrany przez klub Ansan Rush & Cash Vespid. Koreańczycy postawili na byłego gracza Cerradu Czarnych Radom, choć mogli sięgnąć po bardziej znane nazwisko - chociażby Irańczyka Amira Ghafoura, czy Kubańczyka Fernando Hernandeza. - Ale historia! Jestem w totalnym szoku – emocjonował się polski siatkarz, który za rok gry w Korei Południowej miał zarobić 300 tysięcy dolarów.
Problem? Kontuzja sprzed siedmiu lat
W lipcu Filip pojawił się w nowym klubie. Najpierw przeszedł dwutygodniową kwarantannę, potem zaczął treningi, wystąpił w dwóch meczach sparingowych. Po nich klub wysłał go na rezonans magnetyczny. I wtedy zaczęło się dziać.
ZOBACZ WIDEO: Lotos PZT Polish Tour. Paula Kania-Choduń: Tenis w końcu sprawia mi przyjemność
Badanie wykazało ślady po kontuzji kolana, która zdaniem koreańskich lekarzy może sprawić, że Polak nie będzie w stanie rozegrać w barwach Ansan Rush&Cash całego sezonu, że prawdopodobnie w czasie rozgrywek będzie musiał przejść operację. Tyle że urazu, którego boją się Koreańczycy, Filip doznał w 2013 roku!
- Uznano, że ta kontuzja jest przeszkodą. Dla mnie to śmieszne, ponieważ po tym, jak Michał ją wyleczył, nie opuścił z powodu kolana żadnego meczu. Trener strasznie go bronił. Chciał, żeby Michał został w Korei. Zarząd klubu posłuchał jednak lekarzy i uznał, że ryzyko jest zbyt duże - komentuje menedżer siatkarza, Jakub Malke.
Filip niczego nie ukrywał
Sam siatkarz odniósł się do sytuacji na swoim koncie w jednym z portali społecznościowych. - Pragnę dodać, że kolano ma się dobrze. Klub był informowany o moich przejściach długo przed moim przylotem do Korei. Nie mam nic do ukrycia w związku z moim stanem zdrowia - napisał Michał Filip.
Ansan Rush & Cash Vespid bardzo szybko wziął się za szukanie nowego atakującego. Ma nim zostać Felipe Bandero, który polskim kibicom może być znany z występów w AZS-ie Częstochowa w sezonie 2015/2016. Za Brazylijczykiem przemawia znajomość ligi. 32-letni atakujący przed ostatnie trzy sezony występował w klubach z Korei Południowej. Według serwisu sports.news.naver.com, transfer miał być konsultowany przez trenera także z innymi członkami zespołu.
Co dalej?
Większość klubów w PlusLidze, a także w innych najsilniejszych ligach europejskich, zamknęło już składy na przyszły sezon. Znalezienie dobrze płatnego kontraktu może nie być łatwe także ze względu na szalejącą pandemię koronawirusa. Menedżer siatkarza nie składa jednak broni i zapowiada walkę o odszkodowanie za zerwaną umowę.
- Atakujący zrezygnował z innego kontraktu, który miał w Polsce, na rzecz umowy w Korei Południowej. Na pewno będziemy walczyć o odszkodowanie. Nie było tak, że on od razu po przyjeździe do tego kraju nie mógł grać, ponieważ trenował razem z drużyną i wystąpił w sparingach. Zaważyła dopiero opinia lekarza sprzed kilku dni i stwierdzono, że to jest dla nich zbyt ryzykowne. Jak już wspominałem wcześniej to jest dla mnie dość śmieszne, ponieważ ryzyko jest dokładnie takie samo jak w przypadku innego sportowca. Taka jest ich decyzja, musimy ją uszanować. Teraz będziemy myśleć nad dalszymi ruchami - kończy Malke.
Czytaj także:
WP SportoweFakty wybrało: TOP 10 transferów PlusLigi. Kto zasłużył na pierwsze miejsce?
Bartosz Bednorz dołączył do Roberta i Anny Lewandowskich. Rozpoczął współpracę z agencją marketingową