PlusLiga: szósty tie-break w siódmym meczu. GKS Katowice wygrał w Bydgoszczy

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: zespół GKS-u Katowice
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: zespół GKS-u Katowice

Siatkarze GKS-u Katowice z siedmiu rozegranych spotkań, aż sześć rozstrzygnęli po tie-breaku. W Bydgoszczy podopieczni Dariusza Daszkiewicza przegrywali już 0:2, jednak zdołali doprowadzić do piątej partii, którą również wygrali.

Siatkarze Visły Bydgoszcz, po serii spotkań na własnym parkiecie z kandydatami do gry o  medale, w sobotnie popołudnie w końcu mogli wyjść na boisku hali Łuczniczka z nadzieją na przełamanie złej passy. GKS Katowice to bowiem rywal będący zdecydowanie w zasięgu podopiecznych Przemysława Michalczyka. Co prawda w ligowej tabeli plasuje się na dziewiątej pozycji, jednak na swoim koncie ma tylko jedno zwycięstwo więcej od ekipy znad Brdy.

Gospodarze rozpoczęli mecz w ustawieniu, które od dłuższego czasu stanowi "żelazną szóstkę", z Jakubem Peszką na przyjęciu i Piotrem Lipińskim na rozegraniu. Po raz kolejny potwierdziło się, że to optymalny zestaw, bowiem po niemrawym starcie, miejscowi szybko odrobili straty, przejmując inicjatywę. Dużo dobrego dla zespołu zrobił Janusz Gałązka, który swoimi serwisami poderwał drużynę do walki na tyle skutecznie, że Viślacy zdołali wypracować trzypunktową przewagę (11:8).

Podopieczni Michalczyka przez długi czas utrzymywali kontrolę nad wynikiem, głównie dzięki ryzykownej zagrywce i skutecznej grze blokiem. W końcówce katowiczanie zdołali wyrównać. Pomogła w tym doskonała postawa Jakuba Jarosza i Rafała Szymury. Ostatnie słowo należało jednak do skrzydłowych znad Brdy, Tonceka Sterna i Jakuba Peszki.

ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Puchar Świata Wisła 2019. Dawid Kubacki: Nie jestem wróżką

Drugą odsłonę na rozegraniu w ekipie GKS-u rozpoczął Jan Firlej, nie wpłynęło to jednak znacząco na postawę drużyny z Górnego Śląska. W dalszym ciągu gra gości opierała się głównie na barkach skrzydłowych, którzy mieli spore kłopoty ze sforsowaniem dobrze ustawionego bloku bydgoszczan. Przy stanie 10:13, Dariusz Daszkiewicz postanowił zainterweniować po raz pierwszy.

Miejscowi walczyli, jakby sobotnie starcie było dla nich z gatunku "być albo nie być w PlusLidze", imponowali ofiarnością w defensywie i kreatywnością w ataku, z każdą kolejną akcją nabierając wiatru w żagle. Jan Firlej tymczasem bezradnie rozglądał się po boisku, w poszukiwaniu lidera, który byłby w stanie poderwać drużynę do walki. Na niewiele zdało się wejście Adriana Buchowskiego i Jakuba Szymańskiego, choć ten drugi zanotował w końcówce serię udanych zagrań. Na odrobienie strat zabrakło jednak czasu.

PlusLiga. Jastrzębski Węgiel - Aluron Virtu CMC Zawiercie. Odmienieni jastrzębianie zdeklasowali rywali

Jakub Procanin, siatkarz po amputacji, dostał medal Vitala Heynena. "Moja historia chwyciła trenera za serce"

Pierwszy punkt wywalczony przed własną publicznością, nie zadowolił bydgoskich siatkarzy. Miejscowi byli zdeterminowani, by powalczyć o pierwsze trzy punkty w sezonie. Podrażnieni goście za wszelką cenę starali się przedłużyć spotkanie, pomóc w tym miało pojawienie się od początku Jana Nowakowskiego. Przez długi czas żadna z drużyn nie była jednak w stanie odskoczyć (15:15).

W decydującym fragmencie trzeciej odsłony, trener Dariusz Daszkiewicz zdecydował się zaryzykować i powrócić do ustawienia z Maciejem Fijałkiem na rozegraniu. To był ostatni moment na ratowanie wyniku, bowiem powoli zaczynała się zarysowywać przewaga gospodarzy (19:17). Roszada przyniosła efekt. Bydgoszczanie nie byli w stanie nadążyć blokiem za szybkimi wystawami. Swoje dorzucił w polu zagrywki także Jakub Jarosz, przedłużając nadzieje gości na końcowy triumf.

Losy czwartego seta rozstrzygnęły się błyskawicznie po serii zagrywek Jakuba Szymańskiego i Miłosza Zniszczoła, różnica wynosiła sześć punktów na korzyść gości (5:11). Trener Przemysław Michalczyk próbował ratować zespół z opresji, decydując się na zmiany. Na boisku pojawili się Paweł Gryc, Radosław Gil i po raz pierwszy w meczu Gonzalo Quiroga. Na niewiele się to zdało, przewaga katowiczan co prawda przestała rosnąć, ale gracze Visły nie byli w stanie odrobić strat z początku partii. Szósty tie-break w siódmym meczu sezonu z udziałem klubu z Górnego Śląska stał się faktem.

Decydującą odsłonę gospodarze rozpoczęli z Pawłem Grycem na prawym skrzydle. Atakujący bydgoskiej drużyny spisywał się doskonale, jego skuteczne akcje przez długi czas pozwalały Viśle utrzymać kontakt z przeciwnikiem (10:10). Siła ataku przyjezdnych była dużo lepiej zbilansowana i to ostatecznie zdecydowało o ich sukcesie. Lider miejscowych w kluczowych momentach bowiem został skutecznie wyłączony z gry, na to Piotr Lipiński nie zdołał znaleźć recepty.

BKS Visła Bydgoszcz - GKS Katowice 2:3 (25:22, 25:18, 22:25, 18:25, 12:15)

Visła: Gałązka, Stern, Lipiński, Kalembka, Peszko, Urbanowicz, Szymura (libero) oraz Woch, Gryc, Gil, Quiroga.

GKS: Jarosz, Fijałek, Kohut, Szymura, Kwasowski, Zniszczoł, Watten (libero) oraz Firlej, Musiał, Buchowski, Szymański, Nowakowski.

MVP: Jakub Jarosz (GKS).

Komentarze (2)
avatar
POLONISTA Z KRWI I KOŚCI
25.11.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ta Visła to dno i kilo mułu... 
avatar
Jarek Jani
24.11.2019
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Mecz zawalony, mozna go bylo wygrac 3-1. Czarno widze Viselke w tym sezonie.