Mistrzostwa Europy siatkarzy. Michał Kubiak: Zawsze lepiej mieć halę za sobą

WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Michał Kubiak
WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Michał Kubiak

- Zawsze lepiej jest mieć halę za sobą niż przeciwko. Dlatego życzyłbym sobie, żeby w Apeldoorn na trybunach było 6 tysięcy Polaków - mówi przed meczem 1/8 finału ME z Hiszpanią kapitan reprezentacji Polski Michał Kubiak.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Jak podsumuje pan fazę grupową mistrzostw Europy? Przegraliście tylko jednego seta, w trzynastu kolejnych setach nie pozwoliliście swoim rywalom zdobyć nawet 20 punktów.[/b]

Michał Kubiak, kapitan siatkarskiej reprezentacji Polski: Ale niczego jeszcze na tym turnieju nie wygraliśmy. Na razie jesteśmy w 1/8 finału i od strefy medalowej dzielą nas jeszcze dwa mecze. Jeśli zagramy w Apeldoorn na swoim poziomie, nie powinno być źle ani w sobotę, ani w poniedziałek w ćwierćfinale. Do fazy grupowej nie ma już co wracać. Jak tenisiści grają w Wielkim Szlemie, w pierwszych czterech rundach nie zastanawiają się, czy grają z rywalem z trzeciej czy z drugiej setki, tylko wychodzą na boisko i starają się wygrać jak najszybciej. My właśnie tak podeszliśmy do walki w grupie.

Faza pucharowa będzie już inna?

Tak jak powiedział nasz trener, czas uśmiechów na treningach się skończył. Mieliśmy wystarczająco dużo czasu, żeby doszlifować swoją formę i wypracować wysoki poziom zrozumienia na boisku. Jesteśmy już na tyle dobrym zespołem, że powinniśmy bez większych trudności przestawić się na rywali ze średniej półki. Choć uważam, że do tych trochę słabszych podeszliśmy z bardzo dużym szacunkiem. Wiedzieliśmy, że jesteśmy lepsi, ale chcieliśmy udowodnić to na boisku ponad wszelką wątpliwość. Teraz chcemy przejść dwie kolejne rundy w jak najlepszym stylu i jak najszybciej, żeby pojechać do Słowenii ze spokojnymi głowami.

Tegoroczny turniej jest bardziej czy mniej intensywny niż ubiegłoroczne mistrzostwa świata w Bułgarii i we Włoszech?

Nie czuję, żeby był intensywniejszy. Tam chyba grało się nam trochę trudniej. Tutaj gramy moim zdaniem lepszą siatkówkę niż rok temu na podobnym etapie. Nie tracimy głupio setów, nie komplikujemy sobie sami życia. Wychodzimy na boisko w jednym konkretnym celu - żeby wygrać jak najszybciej i stracić jak najmniej sił. Na razie to się nam udaje.

ZOBACZ WIDEO: Mistrzostwa Europy siatkarzy. Drzyzga krytycznie o decyzji organizatorów. "Słabe, że tak traktują polskich kibiców"

I to z wielką swobodą. Wilfredo Leona serwującego floatem, jak w meczu z Czarnogórą, nie widział pan chyba nigdy wcześniej.

Ostrzegaliśmy Wilfredo, że tak będzie: Leon zrobił to, Leon zrobił tamto, a tego Leon nie zrobił. Musi się przyzwyczaić, że przez pierwszy rok, a może nawet dłużej będzie to wyglądało właśnie w ten sposób. Pamiętajmy, że on jest normalnym zawodnikiem. Gdyby "Szalupa", który zazwyczaj zagrywa floatem, poszedł i uderzył mocno, nie byłoby pewnie takiego szumu. A tu robiło się sensację, bo nie huknął 140 km/h, tylko zagrał lekko. Taki miał prikaz od trenera, albo po prostu zachciało mu się wykonać taki serwis. Nic specjalnego, nie ma sensu mówić tyle o jednym zagraniu. Rozumiem, że Leon jest na świeczniku, ale przesadny szum wokół jego osoby jest mu niepotrzebny.

Czytaj także:
ME siatkarzy: Mały jubileusz Vitala Heynena jako trenera polskiej kadry

Z małej hali w Amsterdamie przenieśliście się do zdecydowanie większej. Obiekt w Apeldoorn może pomieścić 6 tysięcy kibiców. Z tego co wiemy, bilety na wasze mecze sprzedają się bardzo dobrze. Wszystko wskazuje na to, że czekają was kolejne spotkania przy Biało-Czerwonych trybunach.

Bardzo byśmy tego chcieli. Grając przed taką publicznością, kilkaset kilometrów od Polski, czujemy się jak w domu i mamy dodatkową motywację. Myślę nawet, że naszych fanów jest trochę więcej, niż się podaje. W Rotterdamie na meczu z Holandią było ich według mnie nie 7, a może nawet 10 tysięcy, bo ja tam zbyt wielu Holendrów nie widziałem.

Ten turniej to przeciwieństwo ubiegłorocznych mistrzostw świata - w ich włoskiej części trybuny były przeciwko wam. Czym różni się granie przed wrogą publicznością od grania wśród swoich?

To podobne emocje. Przy własnych kibicach nakręcasz się coraz bardziej z każdym dobrym zagraniem. A jak publika jest przeciwko tobie i po twojej udanej akcji wszyscy buczą, to wiesz, że było naprawdę nieźle i chcesz pokazać jeszcze więcej. Zatem jest podobnie, ale zawsze lepiej jest mieć halę za sobą niż przeciwko. Dlatego życzyłbym sobie, żeby w Apeldoorn na trybunach było 6 tysięcy Polaków.

Jako kapitan czuje się pan zobowiązany, żeby uważnie śledzić turniej, oglądać mecze waszych potencjalnych rywali w kolejnych fazach?

Zobowiązany się nie czuję, ja po prostu lubię siatkówkę i jak w telewizji pokazują jakiś dobry mecz, to oglądam. Nie oglądałem spotkania Grecja - Portugalia, bo na nich trafić nie możemy, a poza tym moim zdaniem to byłaby strata czasu. Ale już na przykład mecze Estonia - Holandia i Włochy - Bułgaria śledziliśmy równocześnie i oba były ciekawe i pełne emocji. Te ciekawsze mecze turnieju staram się oglądać.

Czytaj także:
ME siatkarzy. Fabian Drzyzga: Gdybyśmy przegrali w grupie, moglibyśmy rozwiązać PZPS i wyjechać w Bieszczady

Z tego co pan widział, kto zrobił na panu największe wrażenie? Który z rywali wydaje się panu najgroźniejszy?

Piorunującego wrażenia nie zrobił na mnie nikt. Po żadnym spotkaniu nie powiedziałem, że grał w nim zespół, z którym możemy mieć problem. Absolutnie nikogo nie lekceważę, ale takie są moje odczucia. Ok, jedna ekipa jest bardzo mocna - Francuzi na pewno grają lepszą siatkówkę niż w kwalifikacjach olimpijskich w Gdańsku, gdzie wygraliśmy z nimi 3:0. I to mimo tego, że Earvin N'Gapeth na razie grał mało.

Jeszcze przed startem turnieju podszedł pan do jego dyrektora Basa van de Goora, uścisnął mu pan dłoń i powiedział, że to wielki zaszczyt go poznać. To był jeden z pańskich idoli?

Bas van de Goor był jednym z najlepszych zawodników swoich czasów. Był jedną z największych postaci siatkówki tamtej ery, wielkim graczem i dla mnie to prawdziwy zaszczyt, że mogłem podać mu rękę i z nim porozmawiać. Nie był jednak moim idolem, wzorowałem się na innych siatkarzach, ale nie czuję potrzebny mówienia o tym, jacy to byli siatkarze.

Dwukrotnie dostał nagrodę dla najlepszego siatkarza igrzysk olimpijskich. Pan pewnie chciałby otrzymać ją choć raz.

Nigdy nie mierzę w takie rzeczy i to nie jest kurtuazja. Nagrody indywidualne są miłe, bo oznaczają docenienie twojej gry, a jeśli zostajesz MVP czy najlepszym przyjmującym to oznacza, że zaszedłeś w turnieju daleko. Więc niezależnie od tego, czy jakaś nagroda trafia w moje ręce, czy dostaje ją mój kolega z zespołu, jest to dla mnie powód do radości.

W rozmowach między sobą zdarza się wam rzucać cytatami z "Kilera" i "Kiler-ów 2-óch". To ulubione filmy mistrzów świata?

To klasyki, na których się wychowaliśmy. Żarty, które w nich są, nas śmieszą, bo dobrze je rozumiemy. Młodsi mogą już mieć z tym drobne problemy. A my pamiętamy czasy, kiedy nie było smartfonów, iPadów, kiedy z internetem łączyło się przez brzęczący modem, który często się rozłączał. Teraz świat wygląda inaczej, zmienił się, technologia poszła do przodu, ale dla nas oba "Kilery" wciąż są aktualne.

Ma pan jakiś ulubiony cytat z tych filmów?

"Cycki se usmaż!" (śmiech). No dobra, jest kilka lepszych tekstów, ale niedawno oglądaliśmy akurat pierwszą część i te słowa utkwiły mi w głowie.

Źródło artykułu: