Tauron AZS Częstochowa nie ucieka od długów. Kamil Filipski: Uczciwość wymaga tego, by wyjść z problemów

Zdjęcie okładkowe artykułu: Facebook / Tomasz Kudala / facebook.com/tauronazsczestochowassa / Na zdjęciu: siatkarze AZS-u Częstochowa
Facebook / Tomasz Kudala / facebook.com/tauronazsczestochowassa / Na zdjęciu: siatkarze AZS-u Częstochowa
zdjęcie autora artykułu

Długi Tauron AZS-u Częstochowa sięgają jeszcze poprzedniego sezonu. Prezes klubu w szczerej rozmowie z WP SportoweFakty zapewnił, że klub spłaci wszystkie zobowiązania. - Uczciwość tego wymaga - powiedział Kamil Filipski.

Łukasz Witczyk, WP SportoweFakty: Tauron AZS Częstochowa zakończył już rozgrywki ligowe. Cel, jakim było utrzymanie w lidze został osiągnięty. Dużo jednak mówi się o tym, że klub zalega z wypłatami.

Kamil Filipski, prezes Tauron AZS Częstochowa: Ani ja, ani nikt z klubu, nie uciekamy od tego, że mamy problemy z płynnością finansową. To ciągnie się za nami już od jakiegoś czasu. Zmiana zarówno właścicielska jak i Zarządu klubu dokonana została pod koniec lipca 2017 roku. Od tego momentu spłaciliśmy prawie 800 tysięcy nie naszego zadłużenia.

To ogromna suma. Jak do tego doszło, że klub miał takie zadłużenie?

To jest 400 tysięcy złotych prywatnej pożyczki z 2016 roku. Do tego doszła zwrotka do Urzędu Miasta w wysokości 300 tysięcy. To zwrot źle wydatkowanej dotacji z 2017 roku, wydatkowanej jeszcze przed naszym przejęciem klubu. Nie my za to odpowiadaliśmy. Sprawę o pożyczkę 400 tysięcy przegraliśmy w sądzie, spółka ma ten sam NIP i nikogo nie interesuje, że to nie my ją zaciągnęliśmy. Dodatkowo były problemy na gruncie księgowości. Wystawiane faktury, na które nie było pokrycia, czego skutkiem jest spłacany przez nas VAT do Urzędu Skarbowego. z końcówki 2016 roku oraz dwóch pierwszych kwartałów 2017.

VAT mamy rozłożony na raty i nadal go spłacamy. Często słyszę, że przecież przed przejęciem klubu powinien być zrobiony audyt… Niestety, ale żaden audyt nie sprawdzi krzyżowo wystawianych faktur, by zweryfikować czy wszystko jest jak należy. Na etapie przejęcia klubu, również żaden audyt nie dowiedziałby się czy i w jakiej kwocie będzie trzeba zwrócić źle wydatkowaną dotację, bo nie wiedział wtedy tego sam Urząd Miasta…

Klub ma problemy, ale wydaje mi się, że dla każdego, kto zna stan rzeczy i wie, z czego to wynika, nie powinno być to zdziwieniem. Klub przez dłuższy czas spłacany był w większości z prywatnych pieniędzy moich, wiceprezesa Mateusza Czai i sponsora, który ze swoich prywatnych pieniędzy ratował ten klub już nie raz.

Ze strony kibiców, byłych zawodników czy trenerów jest sporo negatywnych komentarzy dotyczących działalności zarządu AZS-u Częstochowa. Jak czasem słucham tych historii i komentarzy, to jest to po prostu smutne. Była głośna historia Wisły Kraków, gdzie pani prezes pobierała duże pensje, jednocześnie nie wypłacając zawodnikom nic przez wiele miesięcy. My też mamy wynagrodzenia, ale one wynoszą 100 złotych brutto miesięcznie, których i tak nie pobraliśmy ani razu. W tym klubie pracujemy całkowicie społecznie. Robimy to po to, by AZS nie przestał istnieć i po to, by coś zrobić fajnego w Częstochowie.

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski skomentował mecz z Austrią. "Styl jest nieważny, liczy się zwycięstwo"

Rozmawiamy po tym, jak w Radiu FON Krzysztof Stelmach mówił o zaległościach klubu wobec niego.

Sytuacja jest dość śmieszna i prawdopodobnie zakończy się na drodze sądowej. Krzysztof Stelmach 18 marca został całkowicie spłacony. Co więcej, to właściwie on jest winien pieniądze klubowi. Dostał umową cesji 10 tysięcy złotych od jednego ze sponsorów. Cesja polegała na tym, że sponsor zamiast wpłacać pieniądze na klub, wpłaca bezpośrednio na konto trenera czy zawodnika.

W rozmowie z pełnomocnikiem Stelmacha zapytałem dlaczego otrzymaliśmy roszczenie pełnej kwoty. Nie mieliśmy szansy wypowiedzieć się w sądzie, bo wszystko dobyło się zaocznie. Ubolewam nad tym i na pewno tego nie odpuszczę, już wnieśliśmy wniosek o przywrócenie terminu.

I co odpowiedział pełnomocnik Krzysztofa Stelmacha?

Na moje pytanie, dlaczego nie uwzględnili 10 tysięcy, które dostali od naszego sponsora i dlaczego dalej roszczą pełną kwotę, pełnomocnik Krzysztofa Stelmacha odpowiedział mi, że on nie wie, co to jest za przelew. Może to jest darowizna, może pomyłka? Bo nie wyszło to z konta klubu. Będę prawdopodobnie składał pismo do komisji licencyjnej o wstrzymanie licencji trenera do momentu zwrotu środków. Dla mnie to abstrakcyjna sytuacja, szczególnie w świetle tego, co dzieje się w tej chwili w mediach.

Nieścisłości jest więcej. Umowa między klubem i Krzysztofem Stelmachem dotyczyła jego działalności gospodarczej. On na część pieniędzy nigdy nie wystawił faktur i w dodatku sam przyznał się w oficjalnym mailu do klubu, że nie wystawił faktur, bo zawiesił działalność gospodarczą… Zostaliśmy postawieni w sytuacji, gdzie ktoś nie wystawił faktur przez kilka miesięcy, więc na jakiej podstawie mielibyśmy te pieniądze wypłacać?

Krzysztof Stelmach mówił, że nie dostał ośmiu wypłat.

To jest niestety kłamstwo i nie wiem na czym to polega. Zawsze miałem problem ze zrozumieniem, trener na palcach liczył przy mnie i nigdy nie mogłem zrozumieć o co mu chodzi. To jest kompletne kłamstwo. Klub nigdy mu tyle nie zalegał.

Zobacz także: Julia Nowicka: Widzę, ile czeka mnie jeszcze pracy. I to jest super

Czy z perspektywy czasu żałuje pan, że w 2017 roku przejął AZS Częstochowa?

Nie żałuję. Wtedy nie wiedzieliśmy, że będzie tak ciężko. Często słyszę, że klub jest źle zarządzany. Było już parę osób, które próbowały mówić, jak się powinno zarządzać klubem. Tyle, że skala problemu z którego wierzę, że powoli wychodzimy, jest naprawdę duża. Priorytet rozstrzygnięcia głównych problemów jest w moim odczuciu najważniejszy. Trzeba pamiętać, że w momencie przejmowania klubu, o większości z tych rzeczy nie wiedzieliśmy. Nikt nie wiedział, że będzie zwrotka dotacji do miasta. Otrzymywaliśmy sygnały, że może dojść do zwrotu w kwocie około 30 tysięcy, ale nikt nie myślał, że to może być tak duża kwota.

Na początku wszystko dobrze wyglądało, mieliśmy wokół siebie ludzi, którzy budowali dobry wizerunek klubu. Kibice zaczęli wracać do hali i mieliśmy duże nadzieje z tym związane. Ale ja broni nie składam. Uczciwość względem wszystkich ludzi, którzy tutaj pracowali, wymaga tego, by nie poddawać się i wyjść z tych wszystkich problemów.

[b]

Nie da się ukryć, że AZS zalega pieniądze też zawodnikom. Długi sięgają poprzedniego sezonu.[/b]

Często słyszę zarzuty wobec nas, że ktoś nie jest spłacony. My nie robiliśmy czegoś, co w tym klubie było robione od zawsze i było częstą praktyką w siatkówce. Mam na myśli spotkanie po sezonie z zawodnikami i rozmowy w stylu, że zamiast dziesięciu wypłat dostaną osiem i mają podpisać ugody, a jak jej nie podpiszą, to klub upadnie i nie dostaną żadnych pieniędzy. Kilka osób, które ma dziś wielkie pretensje do nas, w przeszłości takie aneksy podpisywało. My nigdy czegoś takiego nie zrobiliśmy. Bo właśnie to uważam, za nieuczciwe. Nie widzę natomiast niczego nieuczciwego w tym, że klub walczy jak może, żeby spłacić wszelkie zobowiązania, nawet jeśli oznacza to, że są one spłacane w dłuższej perspektywie czasu. Gdyby nie przysłowiowe trupy z szafy, problemu opóźnień by po prostu nie było.

Czyli nie żałuje pan wejścia do AZS-u?

Na pewno nie żałuję. To bardzo ważny i trudny okres w moim życiu. Wiele nas to kosztowało. Nie tylko pieniędzy, ale zdrowia, emocji, energii i zaangażowania. Wierzę w to, że możemy się podnieść i ten kub może jeszcze wrócić na należne mu miejsce.

Jak wygląda współpraca z miastem?

W zeszłym roku otrzymaliśmy dużą dotację, bo w kwocie 600 tysięcy brutto. Nie jest to kwota mała jeśli chodzi o realia I-ligowe. Kwota jest fajna, ale kontekst nie był zbyt fajny. Z tych 600 tysięcy połowę oddaliśmy do miasta jako zwrotkę ze źle wydatkowanej dotacji, 150 tysięcy zapłaciliśmy za halę, którą wynajmujemy, a 150 jest VAT-em, który musieliśmy zwrócić. De facto na działalność operacyjną z miasta nie mieliśmy nic, ale tak jak mówię, nie była to wina miasta, bardziej kontekstu w jakim znajdował się klub. [nextpage]Ilu zawodnikom zalega AZS?

Są zawodnicy, którzy nie są jeszcze spłaceni. Jest nam z tego powodu bardzo przykro, że nie wszyscy dostali pieniądze na czas. Zapewniam, że dopóki ja tutaj jestem i ten klub będzie funkcjonował, to oni dostaną pieniądze. Możemy mówić o kwotach wynoszących 10 czy 20 tysięcy złotych zaległości wobec danego zawodnika, ale jeżeli wszystko zsumujemy i nawet pomnożymy przez dwa, to nie da nam to kwoty 800 tysięcy, które musieliśmy zwrócić za nieswoje długi. To jest trudna sytuacja, bo odpowiadamy za nieswoje winy. Z drugiej strony to my podpisywaliśmy umowy z zawodnikami i jak najbardziej im się te pieniądze po prostu należą. Jest jeszcze kilku zawodników do spłaty z poprzedniego sezonu i od tego nie uciekamy.

Sponsorem tytularnym AZS-u jest firma Tauron. Jak wygląda współpraca z tą spółką?

Mamy taką umowę ze sponsorem tytularnym, że większość kontraktu wypłacana jest na zasadach success fee, co oznacza, że po osiągnięciu pewnych progów ekwiwalentu reklamowego są nam wypłacane pieniądze. W związku z tym, nie są to faktury wypłacane co miesiąc, ale rzadsze odstępy czasowe.

Zobacz także: Pierwsze decyzje Tuomasa Sammelvuo. Fiński trener ogłosił skład reprezentacji Rosji

Jakie wnioski może wyciągnąć pan po tym sezonie?

Wniosków jest bardzo dużo, ale na analizę przyjdzie jeszcze czas. Jesteśmy w trakcie sezonu, część drużyn jeszcze gra. To był bardzo trudny okres. My też popełniliśmy dużo błędów. Minęły już dwa sezony naszej pracy w klubie. Jeden wygraliśmy, drugi przegraliśmy. Oba bez konsekwencji w postaci spadku czy awansu. Doświadczyliśmy wszystkiego i myślę, że czas na stabilność. By ona wróciła najważniejsze są podwaliny finansowe i umowy na przyszły sezon. W tej chwili jest to kluczowe. Mam tu na myśli zarówno miasto, jak i pozostałych sponsorów.

W trakcie sezonu w AZS-ie doszło do kadrowej rewolucji. Kończyliście w zupełnie innym składzie niż na początku rozgrywek.

Jeśli chodzi o odejścia i historie z tym związane, to jak pokazały play-outy, to wyszło nam to na dobre. Zostali ludzie, którym zależy na klubie. I Sławek Stolc i Mateusz Piotrowski, którzy mieli najwyższe kontrakty w klubie, przez większą część sezonu zawodzili.

[b]

W porównaniu do zeszłego sezonu frekwencja na meczach była zdecydowanie niższa. Pamiętam zeszłoroczne derby z Norwidem, gdzie na trybunach było kilka tysięcy widzów. [/b]

To jest oczywiste, że jak klub wygrywa, to zainteresowanie na trybunach jest większe. Każdy lubi, jak jego zespół odnosi zwycięstwa. Ja też to lubię i też czuję się wtedy dużo lepiej. Jestem bardzo wdzięczny tej grupie kibiców, która była z nami do samego końca i pojechała z nami do Kluczborka. Byliśmy tam spisywani na straty i była to ciężka walka. To super trudne być takim kibicem, dlatego tym bardziej jestem im wdzięczny. Odnośnie frekwencji w tym sezonie, hala na której gramy trochę zakłamuje ten temat. Mamy trzecią frekwencję w całej lidze i biorąc pod uwagę wyniki sportowe nie możemy powiedzieć, że była ona mała. Mimo problemów, serii porażek, to kibiców na trybunach nie było niewielu w skali całej ligi. Na hali przy żużlowej kibice po prostu "giną".

Jednak problemy jakie ciągną się za AZS-em nie sprawiają, że kibice lgną na mecze.

Jesteśmy AZS-em i zawsze AZS wytwarza jakieś emocje. Wiemy dobrze, żę są w Częstochowie kluby, które mają trzy czy czteromiesięczne zaległości w wypłatach, ale nikt z tego nie robi afery, nikt o tym nie mówi. My jesteśmy AZS-em więc zawsze jest o nas głośno. To jest zarówno błogosławieństwo jak i przekleństwo. W dobrych czasach to będzie nam sprzyjało i wiatr będzie nam wiał jeszcze bardziej w żagle. W złych czasach musimy się uzbroić w dużo cierpliwości, pracy i twardego charakteru.

Przed sezonem klub rozpoczął akcję crowdfundingową, ale jej efekty były mizerne. Jak pan to odebrał?

Prawda jest taka, że nie przygotowaliśmy tej akcji należycie. Nie wyglądała tak, jak powinna, dlatego część winy leży po naszej stronie. Jednak o całości akcji nie myślę negatywnie. Naszym głównym celem nie było zebranie od kibiców 300 tysięcy. Chodziło o to, żeby społeczność zaangażować w całą problematykę AZS-u.

Cel zbiórki był jasnym komunikatem wobec różnych instytucji i podmiotów, że spłacamy nie swoje zadłużenie i w jakiejś konkretnej kwocie. Ta akcja pozwoliła nam to nagłośnić w wielu miejscach i dała siłę medialną. To był jej główny cel. De facto skończyło się to dobrze, bo dostaliśmy od miasta dotację w takiej wysokości, która pozwoliła nam tę zwrotkę spłacić.

Jaka jest teraz sytuacja klubu? Czy kibice mogą odetchnąć z ulgą i myśleć pozytywnie o przyszłym sezonie? Czy może jest jakaś nutka niepewności?

Na pewno momentem granicznym były spłaty największych zobowiązań. Wtedy przyszłość klubu była zagrożona i gdzieś tam z tyłu głowy niektórych osób chodziło, że będziemy zmuszeni, by wycofać się z rozgrywek. Tak się nie stało, przeszliśmy przez to i myślę, że teraz powinniśmy kroczyć dalej.

Jesteśmy w momencie przejściowym. Musimy załatwić wszystkie stare sprawy i myśleć o przyszłości. Chcemy podpisać kluczowe umowy i nad tym będziemy pracowali. W porównaniu do tego, jak było w przeszłym roku, jest jeden duży plus. Wtedy zaczęliśmy bić na alarm i o problemach mówić tydzień przed tym, jak wszyscy rozpoczęli przygotowania do sezonu. Skończyliśmy sezon bardzo późno, bo graliśmy w barażach o awans. Było bardzo mało czasu na reakcję, rozmowy i rozwiązanie problemów.

Teraz skończyliśmy grać w połowie marca, mamy przed sobą kwiecień, maj, czerwiec. W lipcu pewnie będą jakieś konkrety w wielu tematach. Jest sporo czasu na to, by wszystko zapewnić. Pracujemy nad jedną dużą umową i możliwością podpisania jej na okres trzech lat. To dałoby nam możliwość pracy w perspektywie.

Rozmawiałem też z miastem na temat możliwości podpisania umów wieloletnich. Z każdym problemem można sobie poradzić, ale trzeba znać swoje możliwości. Dlatego zarządzanie klubem jest tak skomplikowane. Powinniśmy pracować w modelach biznesowych, ale w dużej mierze nie możemy. Jest zbyt dużo niepewności, zmiennych. Dlatego budowanie prognoz finansowych jest szalenie trudne.

Źródło artykułu: