10 marca 2018 roku w półfinale Pucharu Polski z Enea PTPS-em Piła (3:1) w Nysie zawodniczka doznała kontuzji kolana i na noszach opuściła boisko. Był to - jak dotąd - jej ostatni oficjalny mecz. Przez kilka miesięcy dochodziła do zdrowia i mówiła, że "jeszcze nie podjęła decyzji o powrocie do gry w siatkówkę". Teraz już wiadomo, że czeka ją jeszcze przynajmniej pół sezonu walki, ponownie w biało-czerwono-białych barwach.
Krzysztof Sędzicki: Co panią skłoniło do tego, by wrócić do siatkówki i ŁKS-u Commercecon?
Lucie Muhlsteinova, rozgrywająca ŁKS Commercecon Łódź: Przede wszystkim bardzo tęskniłam za siatkówką. Po drugie, kiedy przychodziłam na mecze ŁKS-u w roli kibica, było to dla mnie bardzo denerwujące. Im więcej było tych meczów, tym bardziej chciałam wrócić. Atmosfera na meczach jest niesamowita.
Kibice bardzo ciepło przyjęli powrót zarówno pani, jak i Izabeli Kowalińskiej. Trochę jak w rodzinie.
Tak, zdecydowanie. W poprzednim, bardzo udanym sezonie, wytworzyła się taka atmosfera siatkarskiej rodziny w Łodzi. Bardzo mi się to spodobało i to też jest czynnik, który motywował mnie do powrotu, a wcześniej - do walki na boisku.
Co robiła pani przez ten czas od końca rehabilitacji? Pytam oczywiście o elementy sportowe.
Cały czas starałam się coś robić, bo kocham sport i nie mogę bez niego żyć. Jednak w siatkówkę grałam rzadko, muszę to przyznać. Ale o kondycję dbałam.
Ile czasu potrzebuje więc pani na to, by wrócić do gry i poprowadzić grę ŁKS-u Commercecon?
Zobaczymy. Tu bardziej chodzi o mnie, niż o zgranie z zespołem. Mam taki cel, aby zajęło mi to maksymalnie miesiąc.
...czyli być może na półfinał Pucharu Polski. To byłaby taka ciekawa klamra.
Mam nadzieję, choć liczę, że wrócę wcześniej. Z drugiej strony mam przecież fatalne wspomnienia z Nysy, więc trzeba tam wrócić i się przełamać. Powiedziałam sobie, że chcę skończyć karierę z medalem na szyi i - co najważniejsze - na boisku, a nie na noszach czy o kulach, jak w poprzednim sezonie. Najwspanialej byłoby ten medal świętować w domu, z kibicami.
Była pani na meczu ćwierćfinałowym z Wisłą w Warszawie (wygranym przez ŁKS 3:2). Widziałem, że mocno pani przeżywała mecz koleżanek.
Oj, bardzo. Gorzej jest to wszystko oglądać zza boiska, bo wtedy bardziej się przeżywa. Emocje po prostu rozsadzają i nie da się usiedzieć na miejscu. Na boisku jakoś się tego tak bardzo nie odczuwa, a może po prostu koncentracja jest inna? Nie wiem, ale wolałabym być na boisku.
Razem z Izabelą Kowalińską wspomożecie zespół także doświadczeniem.
Myślę, że pod tym względem także był przemyślany ten transfer. Mamy pomóc młodszym koleżankom w tym, aby uwierzyły nieco bardziej w siebie, bo tego im brakuje, patrząc po ostatnich meczach.
ZOBACZ WIDEO Prezes PKN Orlen uspokaja kibiców. "Nie wycofamy się ze sponsoringu sportu"
Trenowała pani już z nową-starą drużyną?
We wtorek dopiero pierwszy raz byłam na treningu. Pierwotnie miałam stać z boku, a okazało się, że trener nie zauważył i... całe zajęcia spędziłam na boisku. Ale kolano się trzyma, ja czułam się dobrze, więc cieszę się, że wytrzymałam i oby tak dalej.
Mówiła pani, że "chce skończyć karierę z medalem na szyi". Czyli to pani ostatni sezon?
Tak zakładałam w poprzednim sezonie... ale ta kontuzja zmieniła moje plany. Póki co nie wybiegam aż tak bardzo w przyszłość, bo - jak widać - rzeczywistość może być zupełnie inna. Na razie uważam, że wytrzymam do końca sezonu. A co będzie dalej? To się okaże.