Kapitalna inauguracja sezonu w Łuczniczce! Mistrzowie Polski przegrali z kandydatem do spadku!

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / Mateusz Bosiacki / Na zdjęciu: siatkarze Chemika Bydgoszcz
Newspix / Mateusz Bosiacki / Na zdjęciu: siatkarze Chemika Bydgoszcz
zdjęcie autora artykułu

Siatkarze Chemika Bydgoszcz w wymarzonym stylu zainaugurowali tegoroczne rozgrywki PlusLigi. Skazywani na walkę o utrzymanie podopieczni Jakuba Bednaruka, pokonali na własnym terenie mistrza Polski - PGE Skrę Bełchatów 3:2!

Siatkarze Chemika Bydgoszcz i PGE Skry Bełchatów w kilku ostatnich latach otwierali siatkarski sezon w grodzie nad Brdą, starciem o Puchar Prezydenta Miasta Bydgoszczy. Tym razem rywalizację trzeba było odwołać, ze zrozumiałych względów, oba zespoły zmierzyły się bowiem ze sobą już w pierwszej kolejce PlusLigi sezonu 2018/2019.

Gospodarze do rywalizacji podeszli bez respektu dla mistrza Polski, nie byli jednak w stanie przejąć inicjatywy. Gracze Roberto Piazzy szybko wypracowali sobie nieznaczną zaliczkę, którą przez dłuższy czas utrzymywali. Doskonale piłki rozdzielał Grzegorz Łomacz, kompletnie gubiąc defensywę miejscowych. W ataku nie zawodzili Artur Szalpuk oraz środkowi Karol Kłos i Jakub Kochanowski (11:13).

Zespół Chemika  przez cały set pozostawał w defensywie, ale nieustannie wywierał presję na bełchatowian. Duża w tym zasługa tercetu skrzydłowych - Nikoli Kovacevicia, Bartosza Filipiaka i Bartłomieja Lipińskiego, którzy doskonale radzili sobie z blokiem rywali (19:20). W decydującym momencie atakujący ekipy znad Brdy został jednak dwukrotnie powstrzymany.

Przebieg pierwszej odsłony pozwolił podopiecznym Jakuba Bednaruka uwierzyć, że mistrzowie kraju w poniedziałkowy wieczór są zdecydowanie w ich zasięgu. W drugim secie Raphael Vinhedo Margarido szybkim rozegraniem zdecydowanie ułatwił zadania ofensywne swoim kolegom. Gości przez długi czas z opresji ratował skuteczny blok oraz dobra dyspozycja Milada Ebadipoura. W pewnym momencie coś jednak w grze PGE Skry się zacięło i Roberto Piazza zmuszony był poprosić o przerwę (16:13).

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 92. Fabian Drzyzga o Vitalu Heynenie: Ten gościu jest z kompletnie innej bajki [3/5]

Narada ze sztabem szkoleniowym nie rozwiązała jednak problemów bełchatowian. W dalszym ciągu przyjezdni seryjnie popełniali błędy w ataku. Gospodarze z kolei grali bardzo konsekwentnie niemal do końca seta. Końcówka przysporzyła siatkarzom Chemika sporo nerwów, ale ostatecznie zakończyła się po ich myśli.

Szkoleniowiec PGE Skry przed inauguracją sezonu zapowiadał, że drużyna nie jest jeszcze w najwyższej formie. Widać to było w poniedziałkowy wieczór. Zasępione miny bełchatowskich siatkarzy były bardzo wymowne. Bydgoszczanie wyczuwając słabość przeciwnika, rozkręcali się z każdą kolejną akcją. Doskonale radził sobie zwłaszcza Michał Szalacha, którego punktowa zagrywka zmusiła Roberto Piazzę do skorzystania z przerwy na żądanie (13:9).

Chwilę później Włoch zmuszony był interweniować po raz drugi, bowiem inicjatywa w dalszym ciągu pozostawała po stronie Chemika. Bełchatowianie nie mieli pomysłu jak powstrzymać rozpędzonych rywali, a gospodarze niesieni dopingiem publiczności grali jak z nut. Efektownie prezentował się zwłaszcza Maksim Morozow, swoimi atakami siejący spustoszenie na środku siatki. Ostatni cios zadał Bartosz Filipiak. Po jego akcji publiczność w hali Łuczniczka eksplodowała z radości.

Gospodarze najwyraźniej mieli ochotę poważnie podrażnić mistrza, bowiem po fatalnym początku czwartego seta, błyskawicznie odrobili straty i przeszli do ofensywy. Paweł Gryc, który większość meczu spędził na ławce, od początku czwartej odsłony był jednym z najaktywniejszych graczy w ataku (13:12).

Frustracja w szeregach żółto-czarnych sięgała zenitu z każdą kolejną akcją. Bełchatowianie coraz częściej skupiali się na dyskusjach i gestykulowaniu w kierunku arbitrów, niż na własnej grze. Podopieczni Jakuba Bednaruka, im bliżej końca, tym bardziej czuli krew. Na skrzydłach niczym profesor spisywał się Nikola Kovacević, w obronie szalał Adam Kowalski (17:14). W końcówce seta goście mieli w swoich szeregach aż czterech mistrzów świata, brakowało tylko Artura Szalpuka, którego zmienił Piotr Orczyk. To okazało się decydujące, bowiem końcówka była istną wojną nerwów, którą na swoją korzyść rozstrzygnęli gości.

Tie-break był ukoronowaniem kapitalnego widowiska. Gospodarze, którzy w poprzedniej odsłonie w ostatniej chwili wypuścili wygraną z rąk, za wszelką cenę chcieli powetować sobie tą stratę. Chemik posiadał inicjatywę od pierwszych akcji. Świetnie w dalszym ciągu spisywał się Paweł Gryc, występujący na pozycji atakującego (10:5). Naszpikowana gwiazdami PGE Skra rozpaczliwie goniła wynik, jednak seryjnie psute zagrywki nie ułatwiały pościgu. Mimo to, jak przystało na mistrza kraju, goście swój cel osiągnęli, doprowadzając do remisu 14:14. Ostatni cios zadali jednak miejscowi, a dokładnie Michał Szalacha. Sensacja stała się faktem!

Chemik Bydgoszcz - PGE Skra Bełchatów 3:2 (21:25, 25:23, 25:19, 27:29, 18:16)

Chemik: Kovacević, Lipiński, Szalacha, Filipiak, Morozow, Vinhedo, Kowalski (libero) oraz Gryc, Sieńko.

PGE Skra: Wlazły, Kłos, Kochanowski, Ebadipour, Szalpuk, Łomacz, Piechocki (libero) oraz Droszyński, Teepan, Orczyk.

MVP: Bartłomiej Lipiński (Chemik).

Źródło artykułu: