Nie wszyscy muszą kochać Bogdana Serwińskiego i jego Polski Cukier Muszyniankę Muszyna, ale trudno po prostu nie doceniać tego, co zdobył i gdzie zaszedł klub z zaledwie pięciotysięcznego miasteczka, o którym nikt w Polsce by nie słyszał, gdyby nie woda mineralna i siatkówka. Aż trudno uwierzyć, że w jednej mieścinie nad rzeką Poprad mieści się tyle wspaniałej sportowej historii. Że przewinęło się przez nią tyle znakomitych zawodniczek i reprezentantek krajów, które sięgały po mistrzostwa Polski i krajowe puchary, a przede wszystkim po Puchar CEV. Warto przypomnieć, że to pierwszy i wciąż jedyny triumf polskiego zespołu w klubowych rozgrywkach CEV siatkarek, bo na kolejny raczej się nie zanosi.
Nic dziwnego, że Serwiński z pogodnym uśmiechem przyjmował wszystkie złośliwości, wśród których najczęściej przewijało się słowo "wuefista". Wraz ze swoim bratem, śp. Waldemarem zrobił dla Muszyny i polskiej siatkówki tyle, że miał prawo machnąć ręką na złośliwców i po prostu robić swoje.
Tym smutniej czyta się doniesienia, wcześniej tylko kuluarowe, teraz właściwie oficjalne, o zakończeniu ekstraklasowej przygody Mineralnych, trwającej nieprzerwanie od 2003 roku. Zespół nie okazał się najsłabszy w lidze, nie został wycofany za zaległości finansowe ani naruszanie ligowych regulaminów. Powód jest prosty, a zarazem przykry: Krajowa Spółka Cukrowa nie jest w stanie wspierać klubu na tym samym poziomie, co wcześniej, nowych umów sponsorskich nie udało się podpisać, a miasto woli inwestować w piłkę nożną.
Można to skomentować krótkim i brutalnym "tak działa wolny rynek", w końcu ostatnie trzy sezony Polskiego Cukru Muszynianki były przeciętne lub zwyczajnie słabe i sponsorzy mieli prawo uznać, że wolą wydać swoje pieniądze inaczej, nie patrząc na historię klubu i jego zasługi dla całego regionu. Ale można spojrzeć na tę decyzję inaczej: może gdyby kobieca siatkówka kobiet w Polsce dała się oglądać bez bólu zębów i nie była (słusznie) nazywana przez przedstawicieli Polsatu Sport "towarem drugiego sortu" z racji coraz mniejszej oglądalności, klub z Muszyny miałby argumenty w rozmowach z obecnymi i potencjalnymi partnerami. Ale tych obecnie brakuje. Uciekają kibice, uciekają mecenasi sportu, trudno nie czuć się w tak trudnej sytuacji osamotnionym. Zwłaszcza prawie na końcu świata, czyli w Muszynie.
ZOBACZ WIDEO Tylko jeden siatkarz nie przyjął powołania. Heynen: Kłos musi zadbać o swoje ciało
Nie chciałbym być teraz w skórze trenera Serwińskiego, bo zdaję sobie sprawę, jak mocno musi przeżywać to, co się dzieje z jego autorskim dziełem. W końcu nie jest to tylko klęska jednego człowieka, który zrealizował z sukcesem swoją wizję, a teraz patrzy, jak cały projekt rozsypuje się w rękach. To klęska stabilności, rzetelności i pełnego oddania dyscyplinie, a także całej żeńskiej siatkówki w Polsce, którą Serwiński ukochał całym sercem i nazywał najpiękniejszym sportem, jaki istnieje.
Poziom sportowy ligi nie zawsze pozwalał na nazywanie jej piękną, ale dzięki takiemu pasjonatowi jak Serwiński przynajmniej było ciekawie. Trener Polskiego Cukru Muszynianki miał być dość zirytowany naszym artykułem o Lidze Dłużników Kobiet (możesz przeczytać go TUTAJ), a konkretnie tym, że jego klub, wywiązujący się ze wszystkich zobowiązań, wrzucono do jednego worka z wieloletnimi dłużnikami i stronami procesów przed Sądem Polubownym PLPS. Być może to nadużycie, ale czy właśnie teraz Serwiński nie płaci ogromnej ceny za cudze grzechy?
Wątek klubu z Małopolski wiąże się z tematem, którym emocjonuje środowisko ekstraklasy siatkarek prawdopodobnie bardziej niż walka o medale Ligi Siatkówki Kobiet. Wystarczy nieco bliżej przyłożyć ucho, by wysłuchać kolejnej plotki na temat losów klubów z Wrocławia, Ostrowca Świętokrzyskiego czy właśnie Muszyny. A to, że Impel Wrocław połączy się ze spadkowiczem z Dąbrowy Górniczej, że sprzeda miejsce w lidze Enei Energetykowi Poznań, Wiśle Warszawa lub KŚ AZS Politechniki Śląskiej Gliwice. Najpierw słyszy się o pewnym pożegnaniu się KSZO z LSK, by zaraz potem dowiedzieć się, że urząd miasta zrobi wszystko, by utrzymać ekstraklasę w Ostrowcu. Że z Muszyny wykonano telefon z konkretną propozycją do 7R Solnej Wieliczka, ale jednak miała się dogadać z dąbrowskim MKS-em... A chwilę potem do gry mają wchodzić kluby z Kalisza (w razie, gdyby nie powiódł mu się rewanż z Legionovią Legionowo) czy nawet Radomia i człowiek zupełnie gubi się w lesie doniesień.
Giełda informacji pewnych na sto dziesięć procent rozkwita w najlepsze, sam rzecznik PLPS Kamil Składowski pytany o nią stwierdził: - W tej chwil nie mamy żadnych oficjalnych informacji o tym, by kluby chciały odstępować swe miejsca w LSK sezonu 2018/19. Czy którakolwiek z plotek okaże się prawdą i skład drużyn ekstraklasy zmieni się bardziej niż kiedykolwiek? Jeżeli tak, dojdzie do wydarzenia, które na własny użytek nazwałem "ostatecznym krachem systemu ligokracji", inspirując się tytułem płyty Kultu.
Bo doszłoby do sytuacji przedziwnej: ekstraklasa przyznała sobie kilka lat temu prawo do decydowania, kto z grona zespołów pierwszej ligi może dołączyć do elity (uznwaszy, że jej mistrz nie zawsze musi na to zasługiwać), a teraz role mogą się odwrócić i to ambitni pierwszoligowcy będą nadawali ton negocjacjom z przedstawicielami LSK, chcącymi ratować tonące okręty. Zamknięcie ligi (którego wspominany wyżej Bogdan Serwiński był przeciwnikiem od lat) przynosi korzyści, ale niekoniecznie tym, którym miało je przynieść. Czuję się w tym wszystkim pogubiony i mam wrażenie, że nie tylko ja.