Pojedynek w Katowicach był pierwotnie zaplanowany na 30 grudnia, ale odbył się dwa tygodnie wcześniej, w cieniu decydujących batalii w Klubowych Mistrzostwach Świata siatkarzy 2017. Dla GieKSy był to ostatni mecz we własnej hali w 2017 roku, więc tym bardziej Ślązacy chcieli go wygrać.
GKS i Cuprum sąsiadują ze sobą w tabeli, zatem zanosiło się na zaciętą konfrontację. Początek taki był, dopiero przy serii trudnych zagrywek Keitha Puparta gościom udało się odskoczyć (8:12). Po czasie dla Piotra Gruszki jego podopieczni uspokoili grę i szybko doprowadzili do remisu 13:13. Decydująca seria GieKSy rozpoczęła się od bloków Tomasza Kalembki, ponadto skutecznie w ataku spisywali się jego koledzy (22:17). W tej odsłonie katowiczanie już się nie zatrzymali.
Trzy minuty wystarczyły, by Cuprum otrząsnęło się po szybko przegranej końcówce (1:4). Liderami swoich drużyn byli atakujący - Karol Butryn szalał w szeregach GKS-u, a Łukasz Kaczmarek prowadził Cuprum do wygranej. Druga partia przebiegła pod dyktando lubinian, którzy ani na chwilę nie pozwolili dojść rywalom do głosu.
Podobny przebieg miała trzecia partia. Ślązacy mieli problem ze skończeniem pierwszej akcji i znów musieli walczyć o remis. Po ataku Butryna było 13:13, ale to Cuprum wygrywało dłuższe akcje i było skuteczniejsze w ataku. W końcówce katowiczanie mogli zagrozić lubinianom dzięki trudnej zagrywce, ale właśnie atak przesądził o wygranej przyjezdnych.
Czwarty set był bardzo wyrównany, żadna z drużyn nie potrafiła utrzymać nawet dwupunktowego prowadzenia. Dopiero w połowie odsłony udało się to Cuprum, pewny atak Kaczmarka potwierdził przewagę lubinian (14:20). Ostatecznie goście zwyciężyli 3:1.
GKS Katowice - Cuprum Lubin 1:3 (25:18, 17:25, 21:25, 21:25)
GKS: Komenda, Sobański, Kalembka, Butryn, Quiroga, Kohut, Mariański (libero) oraz Kapelus, Witczak, Pietraszko
Cuprum: Masny, Pupart, Hain, Kaczmarek, Terzić, Michalski, Kryś (libero) oraz Makoś (libero), Gorzkiewicz
MVP: Keith Pupart (Cuprum)
ZOBACZ WIDEO Obrona potężnym problemem kadry. Paweł Kapusta: Jeżeli się nie poprawimy...