Legendarny siatkarz przez pięć lat był rozgrywającym Zenitu Kazań. Był nie tylko najlepiej zarabiającym siatkarzem klubu, ale też jego liderem i kapitanem, pierwszym obcokrajowcem w historii Superligi, który dostąpił takiego zaszczytu. Dobrze wie, jaki ciężar spoczywa na barkach siatkarzy grających w drużynie Władimira Alekno.
Ciężar jest naprawdę spory. Najbogatszy klub siatkarski na świecie dostanie w 2016 od spółki Gazprom 926 milionów rubli czyli ponad 12,5 miliona euro. Na osobach związanych z piłką nożną takie sumy nie robią większego wrażenia, ale w siatkówce klubowej to są gigantyczne pieniądze. Do tego oczekiwania kibiców, działaczy, ekspertów, dziennikarzy i wszystkich dokoła. Każdemu może się zakręcić w głowie.
Kiedy Lloy Ball w 2006 podpisywał kontrakt z Zenitem Kazań (wówczas jeszcze pod nazwą Dynamo Kazań) klub był dopiero u progu mocarstwowych zapędów. Kiedy z niego odchodził w 2011 zespół z Tatarstanu był już czterokrotnym mistrzem Rosji i zwycięzcą Ligi Mistrzów. Wraz z pieniędzmi w kasie klubu i liczbą pucharów w gablocie rosła presja wyniku, a obecnie każda porażka uznawana jest za sensację i klęskę, tak jak przegrana w finale Klubowych Mistrzostw Świata siatkarzy z Sadą Cruizero. Zdaniem amerykańskiego siatkarza na klub wywierana jest ogromna presja.
- Każdy błąd jest rozpatrywany pod mikroskopem - mówi Lloy Ball. - Zwłaszcza rozgrywający ma trudne zadanie. Rozgrywać w Zenicie jest trudniej niż w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. Praktycznie w każdym klubie jest lider, jeden zawodnik, do którego posyłasz wszystkie trudne piłki. W napiętej sytuacji masz za zadanie jedynie wystawić do niego odpowiednią piłkę. Tymczasem w Zenicie jest tylu klasowych atakujących, że rozgrywającego może od tego głowa rozboleć - tłumaczy Ball.
Amerykański siatkarz ma na myśli oczywiście Matthew Andersona, Wilfredo Leona i Maksima Michajłowa. Wszyscy trzej to gracze z ogromnymi ambicjami, każdy z nich chciałby, żeby to właśnie on atakował te najważniejsze piłki. - To normalne, ale trzeba zachować odpowiedni balans, aby nikt się nie obraził. Atmosfera w zespole jest bardzo ważna - mówi Lloy Ball. - Po drugie: tak, każdy z nich może skończyć z każdej piłki, ale jednocześnie oczekują wystawy odpowiedniej jakości, szybkiej, na ruchomy blok. Dlatego każdy zawodnik, który przychodzi do Zenitu musi pojąć, że ma zawsze trzymać odpowiedni poziom i być liderem w tym znakomitym zespole.
Kiedy klub z Tatarstanu przegra mecz jest niemal pewne, że najwięcej dostanie się od kibiców i ekspertów właśnie rozgrywającym. To oni najczęściej są wskazywani jako winni, a media nie mają dla nich litości. Lloy Ball twierdzi, że to właśnie ogromna presja nie pozwala pokazać im wszystkiego, na co ich stać. - Kiedy jeszcze grałem w Rosji bardzo podobał mi się Aleksander Butko, ale w Lokomotiwie Nowosybirsk był liderem, a nikt na niego nie naciskał. W Zenicie nie jest jeszcze gotowy na taką presję kibiców, mediów i kolegów z drużyny. Czas pokaże, czy będzie sobie umiał z tym poradzić.
ZOBACZ WIDEO Robert Korzeniowski: Supermanem już byłem (źródło TVP)
{"id":"","title":""}