AZS wygrał z Łuczniczką. Kowalski: Trudny mecz pod względem psychologicznym

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala

W 4. kolejce PlusLigi AZS Częstochowa odniósł pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Akademicy pokonali w pięciu setach Łuczniczkę Bydgoszcz. - To był dziwny mecz - powiedział Tomasz Kowalski, kapitan AZS-u grający na pozycji rozgrywającego.

WP SportoweFakty: W końcu macie upragnione zwycięstwo. Odetchnęliście?

Tomasz Kowalski: Na pewno. Sukces rodzi się w bólach - można to tak żartobliwie powiedzieć. Było to dla nas ważne zwycięstwo. Może nie do końca jesteśmy zadowoleni ze stylu, ale wiadomo, od początku było widać, że to będzie bardzo nerwowy mecz. I my i Łuczniczka Bydgoszcz źle zaczęliśmy ten sezon. W niedzielę najważniejsze były punkty do tabeli.

Wspomniał pan o stylu, że nie był on najlepszy. Rzeczywiście, graliście falami. Seriami zdobywaliście punkty, ale też w ten sam sposób je traciliście. Z czego to wynikało?

- Na gorąco trudno mi to powiedzieć. Na pewno o wiele łatwiej nam się grało, gdy graliśmy mocną zagrywką...

... co pokazał czwarty set...

- Dokładnie. Gdy ten element funkcjonował to łatwiej grało nam się w bloku. Na koniec Michał Szalacha bardzo fajnie współpracował z kolegami na siatce i to nam pomogło odnieść zwycięstwo.

Sporo w tym spotkaniu było challengów.

- Był to dziwny mecz z bardzo długimi przerwami. Trudny pod względem psychologicznym. Podczas challengów długo czekaliśmy na decyzje sędziów. Reasumując, było ciężko.

ZOBACZ WIDEO: Polska biegaczka przeżyła bardzo trudne chwile. "Martwiłam się nawet o śniadania"

Ściany pomagały? Kibiców za wielu nie było, ale zwłaszcza w tie-breaku publiczność reagowała bardzo żywiołowo.

- Kibiców jest mało, ale z jednej strony się temu nie dziwimy po tym co pokazaliśmy podczas inauguracji z Jastrzębskim Węglem. Mamy nadzieję, że był to jednorazowy wyskok z naszej strony. Liczymy, że będzie nas dopingować coraz więcej fanów. Wiadomo, że to pomaga, co właśnie pokazał tie-break. To nas nakręca. Ważne, aby kibice byli z nami na dobre i na złe.

To tak teraz nieskromnie poproszę z pana strony. Wszedł pan na boisko pod koniec pierwszego seta, później kontynuował grę i ona w wykonaniu AZS-u od razu wyglądała inaczej. Jakby pan ocenił swoją postawę? Bo gołym okiem było widać, że pana obecność na parkiecie sporo wniosła.

-  Nie lubię siebie oceniać, bo to zawsze jest najtrudniejsze. Sądzę, że na pewno nie ustrzegłem się błędów. Nie zagrałem super meczu, ale ważne, że razem udało nam się jakoś podnieść po pierwszym przegranym secie. To jest któreś spotkanie z kolei, kiedy to nie wchodzimy dobrze w mecz. W poprzednich spotkaniach to ja byłem w roli Konrada Buczka i to ja schodziłem z boiska po pierwszym secie. Staramy się uzupełniać, ale fajnie byłoby żeby jeden z nas zaczął mecz w wyjściowej szóstce i swoim rozegraniem pokazał od początku, że nasza drużyna potrafi grać.

[b]

Trudniej było wam się zmobilizować po pierwszym, czy trzecim przegranym secie, gdy Łuczniczka wyszła na prowadzenie 2:1?[/b]

- Myślę, że nie miało to różnicy. Oba sety były przegrane, w różnych okolicznościach. Ważne było to, aby walczyć. Czy to wtedy, gdy wygrywaliśmy i mieliśmy 10 punktów przewagi, czy gdy wynik oscylował w okolicach remisu, czy w momencie, kiedy to przegrywaliśmy. Nie miało to dla nas różnicy, każda chwila na boisku jest tak samo ważna.

Trener Bąkiewicz powiedział po tym spotkaniu, że jeszcze dużo pracy przed wami. Pan jest kapitanem tego zespołu, na pewno sporo dostrzega podczas meczów, czy treningów. Co jest zatem do poprawienia według pana w pierwszej kolejności?

- Nasza współpraca z atakującymi. Są momenty fajnej gry, ale też pojawiają się gorsze. Na pewno musimy się skupić na tym, od czego zaczyna się siatkówka, czyli przyjęcie i zagrywka. Jak nie mamy odpowiedniej zagrywki, wówczas pojawiają się bardzo duże kłopoty, aby złapać coś w bloku. Musimy skupić swoją uwagę na serwisach, aby to wyglądało chociażby tak jak podczas niedzielnego meczu.

Właśnie zagrywką nękaliście rywali zwłaszcza w czwartym secie. Wyróżniał się Rafał Szymura, który zmieniał sposób wprowadzania piłki do gry. Dwa razy słał silne "pociski", by za chwilę zagrać lżej. Rywal był zdezorientowany.

- To prawda, wyglądali na bardzo zagubionych. Fajnie z naszej strony to wyszło. Trener zwraca nam uwagę na zmienność zagrywki. Ten jego pomysł nie zrodził się dopiero w tym meczu, ale te zamierzenia powinniśmy realizować już od pierwszego spotkania. Super, że w niedzielę wyszło, ale jeszcze dużo pracy przed nami, aby to było regularne.

Rozmawiał Mateusz Makuch.

Źródło artykułu: