Andrea Anastasi: Wycisnąłem ten zespół jak cytrynę. Nic nie zostało

 / Na zdjęciu Andrea Anastasi (żródło: WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski)
/ Na zdjęciu Andrea Anastasi (żródło: WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski)

Lotos Trefl Gdańsk w rywalizacji o brązowy medal przegrał pierwsze dwa spotkania z PGE Skrą Bełchatów. We wtorek stanie pod ścianą, ale czy jest w stanie w ogóle powalczyć? O to zapytaliśmy trenera Andreę Anastasiego.

W tym artykule dowiesz się o:

WP SportoweFakty: Dwa mecze przegrane bez walki w trzech setach. Co się dzieje z pana zespołem?

Andrea Anastasi: Zagraliśmy bardzo źle. Kończymy ten sezon bardzo wyczerpani, samo znalezienie się w czołowej czwórce już było dla nas bardzo dużym wyzwaniem. Ci, którzy uważają, że to było oczywiste i łatwe, są w dużym błędzie. Musieliśmy o tę czwórkę mocno walczyć, a prawda jest taka, że nie zagraliśmy ani jednego dobrego meczu w 2016 roku. Mieliśmy dużo problemów i uczciwie trzeba było sobie powiedzieć: gramy, na ile damy radę i staramy się osiągnąć maksimum w tej trudnej sytuacji. To maksimum to było wejście do czwórki i to jest doskonały wynik przy wszystkich naszych kłopotach.

Zdrowotnych przede wszystkim?

- Przede wszystkim, a już zwłaszcza kłopotach Mateusza Miki. Wiadomo, ile jego dobra gra znaczy dla naszej drużyny, a on od stycznia nie może osiągnąć swojej normalnej dyspozycji. Cały sezon współpracujemy ze sztabem reprezentacji Polski w sprawie Mateusza, wiemy, ile on znaczy dla drużyny narodowej. Ale ma to swoje koszty dla klubu. To jest nasz lider i bez niego albo z nim tak bardzo zmęczonym, jesteśmy znacznie słabsi.

Czyli nie jest pan zaskoczony tak kiepską postawą swoich zawodników w walce o brąz?

- Już na początku sezonu wiedziałem, że druga połowa to będzie niedobry okres dla nas. Zagraliśmy dobrze z ZAKSĄ u nas i może jeszcze z PGE Skrą i to tyle. A pozostałe spotkania, nawet te wygrane, to nie były nasze udane występy. Uzbieraliśmy wystarczająco punktów, żeby wejść do czwórki, ale nie mogę powiedzieć, że graliśmy dobrze. Wynik jest znacznie lepszy niż nasza gra.

Ale z tym samym zespołem zdobył pan rok temu srebro PlusLigi, więc co się zmieniło?

- Nie mieliśmy w tym roku takiej jakości gry jak w zeszłym, po turnieju kwalifikacyjnym w Berlinie reprezentanci wrócili zmęczeni i nie byli w stanie wrócić do optymalnej formy, zwłaszcza Sebastian Schwarz i Mateusz. A my nie mamy szerokiego składu i nie możemy sobie zmieniać przyjmujących w kółko, jak niektóre zespoły. Przez chwilę byliśmy jeszcze na drugim miejscu w tabeli, ale potem męcząca podróż do Kazania zupełnie nas dobiła. 0:3 w Rosji, 0:3 z Lubinem i Mateusz wypada nam na 15 dni i koniec.

Brak formy i zmęczenie to jest jedna strona medalu, ale z drugiej po pana siatkarzach nie widać w ogóle woli walki ani agresji. To pana nie martwi?

- No dobrze, przyznaję, że to mnie martwi. Oni są całkowicie bez energii na boisku. Ich twarze pozbawione są jakichkolwiek emocji, puste. Nie ma złości, nie ma agresji, nie ma nic. To był tak wyczerpujący sezon, z Ligą Mistrzów, z masą grania w PlusLidze, z reprezentacjami jesienią i w styczniu, że po prostu nie zostały im już żadne rezerwy, ani psychiczne, ani fizyczne.

Przed meczami o brąz powiedział pan publicznie, że pana zespół jest słabszy od rywala. To nie podcina morale zawodników, jak słyszą coś takiego z ust własnego trenera?

- Dokładnie to samo powiedziałem rok temu i potem pokonaliśmy ich w półfinale. Taka prawda, PGE Skra jest mocniejsza od nas i już, nie mam zamiaru udawać, że tak nie jest. I nie z powodu tych słów moi siatkarze zagrali źle, tylko dlatego, że nie mają już na nic sił.

To co może pan teraz zrobić jako szkoleniowiec przed kolejnym meczem rywalizacji o brąz? Czy w takiej sytuacji można coś jeszcze zrobić?

- Przed tym drugim meczem w Bełchatowie zrobiliśmy odprawę, przygotowałem naprawdę dobre przemówienie i tak sobie myślałem zadowolony: naprawdę dobre, motywujące przemówienie im zrobiłem. No i potem patrzyłem, jak grają i stwierdziłem, że jednak nie było chyba dobre. Odpoczniemy, spokojnie potrenujemy, przyjrzę się wszystkim zawodnikom. Muszę poszukać takich, co jeszcze mają trochę energii. W Bełchatowie Przemek Stępień i Damian Schulz prezentowali się nieco lepiej niż ich koledzy. Teraz jest inaczej niż w poprzednim sezonie, kiedy nasi rezerwowi nie grali prawie wcale. W tym roku oni wszyscy grali całkiem sporo i spędzili dużo czasu na boisku. Zobaczymy, na pewno nie chciałbym kończyć sezonu takim meczem, jak ten w Bełchatowie.

Po poprzednim sezonie nie dokonaliście żadnych wzmocnień, choć było jasne, że ten będzie trudniejszy. Wygląda teraz na to, że to był błąd?

- Jak ma się pieniądze tylko na cinquecento, to się kupuje cinquecento. Może takie lepsze, z GPSem i klimatyzacją, ale to nadal będzie cinquecento. Mamy w Gdańsku taką a nie inną sytuację finansową i musimy to zaakceptować. Nie mamy budżetu na poziomie ani Resovii, ani ZAKSY ani PGE Skry. Taki jeden Nicolas Marechal, rezerwowy w Bełchatowie, zarabia więcej niż każdy z moich zawodników poza Mateuszem. Nasz klub ma średni budżet i taki będzie miał również w następnym sezonie i musimy sobie z tym radzić.

To może lepiej dla was jest przegrać pojedynek o brąz i nie grać w eliminacjach Ligi Mistrzów, skoro was nie stać na zbudowanie mocniejszego zespołu?

- To jest prawda. Nie zapowiada się, żeby budżet miał być wyższy. Na pewno zrobimy sporo zmian po tym sezonie, ale to nie będą żadne wielkie nazwiska. Dla przykładu powiem pani, że nie stać mnie nawet teoretycznie na żadnego siatkarza PGE Skry, który zagrał w meczach o brąz przeciwko nam, włącznie z tymi w kwadracie. Żadnego.

To jakich zmian możemy się spodziewać w Lotosie przed następnym sezonem? Podobno będzie ich dużo.

- Z szacunku do moich chłopaków nie chciałbym za wiele mówić teraz, ale na pewno potrzebujemy kilku zmian w celu odświeżenia drużyny. Ten zespół jest jak cytryna, którą wycisnąłem całkowicie i nic już nie zostało. Mam też poczucie, że wydobyłem z nich maksimum ich możliwości i lepiej już nie będzie.

Rozmawiała Ola Piskorska

ZOBACZ WIDEO Czerkawski: Polacy mieli przegrzane głowy

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: