Nikt nie chce zakończyć sezonu na ostatniej pozycji. Mimo że rywalizacja MKS-u i Effectora to konfrontacja dwóch najsłabszych zespołów w PlusLidze, to zapowiadała się ona ciekawie. W rundzie zasadniczej drużyny podzieliły się wygranymi, więc trudno było wskazać faworyta nawet pierwszego pojedynku.
Do środowego spotkania kielczanie przystąpili osłabieni, na próżno było szukać w meczowym składzie reprezentanta Polski, środkowego Mateusza Bieńka. Pomimo tego na początku blok Effectora był nie do przejścia, a będzinianie mieli ogromne problemy w ataku.
Gdy gospodarze poprawili swoją skuteczność w tak kluczowym elemencie jakim jest atak, dokładając do tego również odrzucającą zagrywkę, zdołali odrobić straty i to z nawiązką (16:14). Wprawdzie kielczanom udało się doprowadzić do remisu, ale MKS natychmiastowo odbudował swoją przewagę, wygrywając premierową partię.
Druga odsłona była wyrównana, lecz nie zachwycała swoim poziomem, gdyż zmiany w wyniku w dużym stopniu były uzależnione od błędów. Mówi się, że siatkówka to gra błędów, co w tej partii oba zespoły udowadniały niemal na każdym kroku. Punkty padały seriami, a największa miała miejsce przy zagrywce Michała Kędzierskiego. Siatkarzom Effectora udało się wyjść od stanu 12:10 do 12:18. Dzięki temu kielczanie doprowadzili do remisu 1:1 w spotkaniu.
Mogło się wydawać, że marazm MKS-u przedłużył się na kolejną partię, otwarcie jej wynikiem 0:4 nie napawało bowiem optymizmem. Po reprymendzie zdenerwowanego Stelio DeRocco będzinianie szybko poprawili swoją grę. Jednak nie wytrzymali oni presji, związanej z wyrównaną walką i wynikiem oscylującym wokół remisu. Lepsi okazali się przyjezdni, którzy - w porównaniu do rywali - wykorzystywali swoje szanse w ataku.
Podczas gdy Dariusz Daszkiewicz zdecydował się tylko na dwie kluczowe zmiany na pozycjach (wpuszczając Marcina Komendę i Adriana Buchowskiego), to Stelio DeRocco mocno rotował składem na przestrzeni całego pojedynku, poszukując optymalnego ustawienia MKS-u.
W pewnym momencie czwartego seta wydawało się, że na parkiecie jest szóstka siatkarzy MKS-u, znajdujących się tego dnia w najlepszej dyspozycji, i zdołają oni doprowadzić do tie-breaka. Gospodarze przegrywali wtedy tylko 9:11, mając na wyciągnięcie ręki remis. Jednak chwilę później Sławomir Stolc zaszalał w polu zagrywki, a potem w jego ślady poszedł Jędrzej Maćkowiak, co przesądziło losy tej partii i w konsekwencji całego meczu.
MKS Będzin - Effector Kielce 1:3 (25:22, 19:25, 20:25, 16:25)
MKS Będzin: Laane, Sanders, Baczkała, Warda, Piotrowski, Peszko, Kaczmarek (libero) oraz Stysiał (libero), Żuk, Gaca, Oczko, Kamiński, Pawliński, Schamlewski.
Effector Kielce: Jungiewicz, Kędzierski, Stolc, Takvam, Witiuk, Maćkowiak, Sobczak (libero) oraz Biniek (libero), Komenda, Więckowski, Buchowski, Orobko.
MVP: Sławomir Jungiewicz (Effector Kielce)
Stan rywalizacji (do dwóch zwycięstw): 1:0 dla Effectora Kielce
Drugie spotkanie zostanie rozegrane 24 kwietnia w Kielcach, zaś ewentualny trzeci mecz 25 kwietnia również w Kielcach.