Dominik Witczak: Nasza gra nie jest piękna, ale poziom sportowy jest zadowalający

WP SportoweFakty / Roksana Bibiela
WP SportoweFakty / Roksana Bibiela

Asseco Resovia Rzeszów bez medalu zakończyła zmagania w Lidze Mistrzów. Ekipa ze stolicy Podkarpacia w meczu o brąz uległa Cucine Lube Civitanova 2:3. - Nasza gra nie jest piękna, ale poziom sportowy jest zadowalający - mówi Dominik Witczak.

WP SportoweFakty: Było blisko, ale Resovia w Krakowie została bez medalu.

Dominik Witczak: Szkoda to w tej sytuacji mało powiedziane. Na pewno byliśmy blisko, ale znów czegoś zabrakło.

W obu meczach była walka. Czwarte miejsce chyba nie jest żadną katastrofą? Jakie jest pana zdanie?

- Oczywiście, że nie. Poziom przez nas prezentowany nie był zły. Może w finale z Włochami nie graliśmy aż tak ekspresyjnie jak w sobotę, bo sporo sił kosztował nas półfinał z Zenitem. Mieliśmy swoją szansę i każdy z nas to wie. Z Rosjanami mogliśmy doprowadzić do tie-breaka lub prowadzić 2:0, a z Lube powinniśmy wygrać. Niewiele nam zabrakło, bo w czwartym secie prowadziliśmy już chyba 21:19.

[b]

I skąd przestój?[/b]

- Kilka dobrych akcji włoskiej drużyny spowodowało, że musieliśmy walczyć w tie-breaku. Szkoda, że tak szybko uciekło nam to prowadzenie. Żałujemy najbardziej dlatego, że nasi kibice stworzyli w Krakowie wspaniałą atmosferę, a my chcieliśmy zrobić im i sobie prezent. Powiedzieliśmy sobie w szatni, że jest to dla nas mały finał. Bardzo chcieliśmy medalu, ale taki jest sport. Przegrywa się będąc tylko o dwie lub trzy piłki gorszym.

Dmytro Paszycki mówi, że tracone przewagi psują Resovii kolejny ważny mecz. Lepiej wam się goni niż ucieka.

- Dokładnie. Kiedy mieliśmy dwa, trzy punkty straty to natychmiast je odrabialiśmy. Zdarzały się nam jednak proste błędy. To nie zmienia faktu, że na takich turniejach trzeba podejmować ryzyko. My to robiliśmy w obu pojedynkach. Było bardzo wiele akcji nie do skończenia, a nasi skrzydłowi radzili sobie z bardzo dobrze zorganizowanym blokiem rywali. Są momenty, w których wysokie ryzyko powoduje kolejne błędy i u nas tak było. Mimo wszystko graliśmy dobrze, więc żal jest. Nie mieliśmy jakichś wielkich przestojów. W przegranych setach gra tylko momentami była słabsza, więc nie mamy się czego wstydzić.

- Żałujemy najbardziej dlatego, że nasi kibice stworzyli w Krakowie wspaniałą atmosferę - mówi Witczak
- Żałujemy najbardziej dlatego, że nasi kibice stworzyli w Krakowie wspaniałą atmosferę - mówi Witczak

Za kilka dni gracie w finale PlusLigi i wygląda na to, że będziecie do niego dobrze przygotowani.

- Określiłbym to w ten sposób: nasza forma zwyżkuje. Gra nie jest piękna, nie ma co ukrywać, ale poziom sportowy jest zadowalający. Mam nadzieję, że to jest dobry prognostyk i przetarcie przed ZAKSĄ, z którą czekają nas trudne boje.

Rywalizacja z ZAKSĄ będzie dla pana wyjątkowa. W której hali bardziej poczuje się pan gospodarzem?

- Oczywiście w Rzeszowie. Moje marzenie się spełniło, bo bardzo chciałem grać w finale z ZAKSĄ. Wiemy wszyscy, jak wiele musiało się stać, abyśmy zagrali o złote medale w PlusLidze. My i Skra mieliśmy wiele szans, ale liga pokazała, że na koniec fazy zasadniczej to Resovia była lepsza o jednego seta. Cieszę się na grę z ZAKSĄ, ale zrobię wszystko, aby mistrzostwo zdobyła Resovia. Boisko już zweryfikuje, kto bardziej zasłuży na złoto.

Ironią losu jest fakt, że zaczął pan sezon jako trzeci atakujący ZAKSY, potem miał pan propozycję występów w AZS-ie Częstochowa, a na koniec zagrał pan o medale Ligi Mistrzów.

- Taka jest siatkówka. Miałem kilka propozycji, bo kontuzje pojawiają się często, a kluby szukają alternatyw. W Kędzierzynie-Koźlu było nas trzech, więc wiadomo było, że Resovia zadzwoni tam, gdzie jest nadmiar zawodników. Propozycja z Rzeszowa była konkretna, choć zdawałem sobie sprawę z tego, że Bartek Kurek jest w bardzo dobrej dyspozycji. Do tej pory nie miałem zbyt wielu okazji do gry, bo presja wygrywania każdego seta nie sprzyjała temu, aby rotować składem. Jeżeli Bartek będzie potrzebował czasu na odsapnięcie, to będę się starał grać jak najlepiej. On prezentuje się świetnie, a co za tym idzie nie mam wielkich szans na grę. Jeżeli jednak mamy wygrać mistrzostwo Polski, to nie mam nic przeciwko temu.

Po Final Four ZAKSA ma się czego obawiać?

- Chyba nie. Oni są pewni swoich umiejętności, bo przez cały sezon grali równo. Może się nie boją, ale każdy gołym okiem widział, że gramy lepszą siatkówkę niż wcześniej. W Krakowie to była Resovia walcząca o każdą piłkę, podejmująca ryzyko i potrafiąca wygrywać w trudnych momentach. Oby taka sama była w finale PlusLigi.

Rozmawiał Mateusz Lampart
Zobacz wideo: Fabian Drzyzga: Daliśmy ciała w końcówce czwartego seta

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: