Prawie sto tysięcy widzów na jednym meczu. Brazylijczycy pokochali siatkówkę

Mówi się, że w tym kraju piłka nożna to prawdziwa religia. Sportem numer 1 jest natomiast siatkówka. Giba, Sergio, Endres Murilo to ludzie, których kocha ponad 200 milionów ludzi.

W tym artykule dowiesz się o:

Jeszcze 40 lat temu nie było tak dobrze. W latach 70. XX wieku siatkówka w Brazylii praktycznie nie istniała. Owszem, reprezentacja regularnie - aż 12-krotnie - zdobywała mistrzostwo Ameryki Południowej, ale nie miało to absolutnie żadnego przełożenia na popularność. - Bieda, odrapane ściany sal treningowych, brak jakichkolwiek sponsorów, nie istnieliśmy również w telewizji - tak te czasy wspomina Bernardo Rezende, wówczas czynny siatkarz.

[ad=rectangle]

Popularność dzięki telewizji

Przełom nastąpił w 1982 roku. Kiedy my pasjonowaliśmy się mistrzostwami świata w piłce nożnej, trzecim miejscem naszej reprezentacji i hat-trickiem Zbigniewa Bońka w meczu z Belgią, Brazylijczycy pokochali siatkówkę. Stało się tak dzięki telewizji. Jeden z państwowych kanałów zaryzykował: wykupił prawa do siatkarskiego mundialu. Trafił idealnie. "Canarinhos" po raz pierwszy w swojej historii przywieźli medal z wielkiego turnieju. Dla porównania, Polacy mieli w tym momencie już wiele międzynarodowych sukcesów: mistrzostwo świata (1974), złoto igrzysk olimpijskich (1976), srebro Pucharu Świata (1965). Byliśmy tysiąc razy bardziej utytułowani od Brazylijczyków. Dzisiaj to brzmi wręcz niewiarygodnie.

- Pamiętam, jak zaczynałem przygodę z siatkówką, na początku lat 70. Koledzy wytykali mnie palcami. Śmiali się, że poszedłem w sport dla kobiet, nikt z facetów nie chciał go uprawiać. Przecież wszyscy grali w piłkę - mówi Rezende.

Wracając do MŚ 1982. Brazylijczycy niczym torpeda dotarli do finału. Tam przyszedł czas na zimny prysznic. Przegrali 0:3 ze Związkiem Radzieckim. W setach do... trzech, czterech i pięciu (wówczas grało się sety do 15. zdobytego punktu - przyp. red.). - ZSRR przejechał po nas jak walec - wspominał później Bebeto de Freitas, który w latach 1984-1988 był selekcjonerem "Canarinhos". - Potrzebowaliśmy takiego uderzenia w głowę. Dzięki temu zobaczyliśmy, jak dużo nam jeszcze brakuje do najlepszych.

Mecz na Maracanie

O ile w 1982 roku Brazylijczycy pokochali siatkówkę, o tyle rok później na jej punkcie kompletnie oszaleli. Siatkarscy działacze postanowili sprawdzić popularność i potencjał dyscypliny. Zorganizowali na legendarnej Maracanie "rewanż" za finał MŚ 1982 - ze Związkiem Radzieckim. Pamiętacie mecz otwarcia MŚ 2014, Polska - Serbia, na Stadionie Narodowym, w obecności 63 tysięcy kibiców? To teraz wyobraźcie sobie spotkanie na obiekcie, który mógł pomieścić prawie dwa razy więcej widzów. - Liczyliśmy na to, że przyjdzie 20, no może 30 tysięcy kibiców - przyznał Rezende. - To i tak byłby niesamowity rekord. W halach graliśmy przy maksymalnie kilkutysięcznej widowni.

Przyszło dokładnie 95.887 fanów. Siatkarze Związku Radzieckiego wychodząc na "murawę" nie mogli uwierzyć. - Mieliśmy wrażenie, że to piękny sen, ale jednak sen - zdradził Oleg Moliboga, jeden z najlepszych siatkarzy w tamtym okresie, dwukrotny medalista olimpijski. - Mogę śmiało powiedzieć, że to najważniejszy moment w mojej karierze. Chyba bardziej wzruszający niż złoto podczas turnieju IO w Moskwie.

Dodajmy, że prawie 100 tysięcy kibiców odwiedziło Maracanę mimo... padającego deszczu. Okazało się bowiem, że pogoda postanowiła pokrzyżować plany działaczy z Brazylii. Rodząca się miłość do siatkówki była jednak mocniejsza niż deszcz.

Grali bez skarpetek, boso

Brazylijska federacja zaplanowała spotkanie na lipiec 1983 roku. Wedle wszystkich dostępnych wieloletnich badań, to najmniej deszczowy miesiąc w Kraju Kawy. Pierwszy termin meczu wyznaczono na 17 lipca, godzinę 21:30. Ponad 200 robotników przez kilkadziesiąt godzin budowało parkiet siatkarski na środku Maracany. To był wyścig z czasem. Wygrany, udało się przygotować wszystko na czas. Mimo że nikt wcześniej na świecie nie podjął takiego wyzwania. Niestety, kilka godzin przed spotkaniem zaczęło mocno padać. - To nie był zwykły deszcz, to była nawałnica - stwierdził Rezende.

Oczywiście Maracana nie miała zadaszenia, pojedynek trzeba było przełożyć. Siatkarze ZSRR przebywali w Brazylii na obozie przygotowawczym, mogli więc poczekać kilka dni.

Nowy termin to 26 lipca. Prognozy były optymistyczne, miało być bezchmurne niebo. No cóż, meteorolodzy znów zawiedli. Padało, nie tak mocno jak wcześniej, ale jednak. Grać w siatkówkę w deszczu? Reprezentanci obu ekip nie mieli wątpliwości i wyszli na zalany parkiet. Wbrew zdrowemu rozsądkowi.

- Nie mogliśmy zawieść tych ludzi - powiedział Moliboga. - Poza tym chcieliśmy wziąć udział w meczu, który na zawsze zapisze się w historii dyscypliny. Nie mogliśmy odmówić sobie tej przyjemności.

Na prośbę trenerów, organizatorzy na parkiecie rozłożyli dywany przyniesione z szatni. - W ten sposób minimalizowaliśmy możliwość poślizgu, a w efekcie kontuzji - przyznał Wiaczesław Platonow, który prowadził wówczas drużynę ZSRR. - Niektórzy zawodnicy zdjęli buty i skarpetki, grali boso. Cóż, byliśmy zdeterminowani, aby zagrać, dzień później musieliśmy wracać do kraju, to była ostatnia szansa. Wóz, albo przewóz.

Brazylijczycy wygrali - choć wynik był w tym meczu sprawą drugorzędną - 3:1 i tym samym zrewanżowali się za finał 1982. - Pokonaliśmy mistrzów - grzmiały miejscowe gazety.

15 milionów Brazylijczyków gra w siatkówkę

W 1984 roku przyszło srebro igrzysk olimpijskich, a lata dziewięćdziesiąte i początek XXI wieku to już dominacja "Canarinhos". Rezende zbudował zespół, który wygrywał w każdej sytuacji. - Nie ma na świecie zespołu, który lepiej radzi sobie z ciśnieniem - powiedział trener AZS Politechniki Warszawskiej, Jakub Bednaruk.

Złote medale igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata, Pucharu Świata, Ligi Światowej. Na Canarinhos przez wiele lat nie było mocnych. - Dziękuję Bogu, że trafiłem na taki okres - przekonywał legendarny Gilberto Godoy Filho de Amauri Giba. - Dzięki temu mogłem grać na najwyższym poziomie. To wielka sprawa. Ziściły się wszystkie moje młodzieńcze marzenia.

Kolejne medale spowodowały wzrost popularności siatkówki nie tylko wśród kibiców, ale i wśród młodzieży. Szacuje się, że obecnie tę dyscyplinę regularnie trenuje (amatorsko i zawodowo) aż 15 milionów Brazylijczyków. Rezende nie musi się więc martwić o przyszłość swojej kadry narodowej. Rok po roku ma do dyspozycji setki fantastycznych, młodych zawodników.

Siatkówka w Brazylii to potężny biznes. O wiele większy niż w Polsce, choćby z racji tego, że w Kraju Kawy mieszka pięciokrotnie więcej ludzi niż nad Wisłą. Sieć kablowa SportTV w otwartym kanale pokazuje trzy mecze ligowe tygodniowo. Dzięki temu biedniejsza część społeczeństwa (a to ciągle potężna grupa) może śledzić rozgrywki, kibicować, identyfikować się ze swoimi idolami.

Można zarobić ponad dwa miliony złotych

Do siatkówki przekonał się w końcu i biznes. W ostatnich latach zespoły ligowe zaczęły sponsorować największe firmy w Kraju Kawy. Zarobki najlepszych siatkarzy sięgają 500 tys. euro (ponad dwóch milionów złotych). To powoduje, że reprezentanci Canarinhos już nie są tacy chętni do gry w Europie (liga włoska, rosyjska, turecka), jak jeszcze kilka lat temu. - To fantastyczna sprawa - cieszy się Rezende. - Dzięki temu mam ich na miejscu, a młodzi adepci siatkówki mogą ich na miejscu podziwiać, naśladować, nawet dotknąć i poprosić o autograf.

Namacalnym dowodem na siatkarskie szaleństwo jest fakt, że w ciągu kilku dni od rozpoczęcia sprzedaży, praktycznie zabrakło biletów na mecze turnieju igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro (2016). Rozeszły się szybciej niż bilety na spotkania piłkarskie. Badania pokazują, że i zainteresowanie turniejem volleya jest większe. 27 procent dorosłych Brazylijczyków będzie go obserwowało z zainteresowaniem. Gra piłkarzy wzbudza emocje u zaledwie 22 procent. Oczywiście, pamiętajmy, że podczas turnieju piłkarskiego zabraknie wielu największych gwiazd światowego formatu.

Rok przed igrzyskami, w Rio de Janeiro, zostanie rozegrany turniej Final Six Ligi Światowej. Mimo wielu problemów organizacyjnych udało się zorganizować te zawody. - To dla nas test sportowy i organizacyjny - przyznał Rezende. - Jednocześnie dla kibiców to świetna okazja do kolejnych emocji.

Przypomnijmy, że w Rio zaprezentuje się sześć najlepszych zespołów świata: Polska, Brazylia, USA, Serbia, Włochy i Francja. W naszym serwisie znajdziecie wszystkie najważniejsze informacje dotyczącego tego turnieju.

Komentarze (1)
avatar
GB1977
15.07.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ktoś wie czemu Sidao nie gra w kadrze Brazyli ?