Drugiego Mariusza Wlazłego nie znajdziemy - II część rozmowy z Pawłem Papke, prezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej

W drugiej części obszernego wywiadu dla serwisu SportoweFakty.pl sternik PZPS opowiada m.in. o potencjale reprezentacji Polski siatkarzy i oczekiwaniach względem niej.

W tym artykule dowiesz się o:

Marcin Olczyk: Czy prokuratura nęka jeszcze w jakikolwiek sposób Związek w sprawie jego byłych szefów? Czy pan, jako prezes, odczuwa trudności związane z zaistniałą sytuacją?

Paweł Papke: Przede wszystkim po ludzku jest mi przykro, że taka sytuacja miała miejsce. To niezawisły sąd zdecyduje czy byli prezesi popełnili przestępstwo, czy nie. Mieliśmy kontrole z różnych instytucji, również CBA, co nie jest tajemnicą. Z Ministerstwem Sportu i Turystyki na bieżąco rozmawiamy i współpracujemy. Za kilka tygodni będzie audyt, który zleciliśmy firmie zewnętrznej, w zakresie organizacji mistrzostw świata. Na Walnym Sprawozdawczym Zgromadzeniu Delegatów przedstawię jego wyniki w szerszej formie. Złożę też sprawozdanie z działalności, również finansowej, Związku za 2014 rok.
[ad=rectangle]
Wiemy, że nawiązanie kontaktu z byłymi prezesami PZPS było dotychczas mocno utrudnione. Czy Związek próbuje jakoś pomóc zatrzymanym? Czy są oni wciąż pracownikami Związku?


- Nie są pracownikami Związku. Nie dostają wynagrodzenia, bo nie mogą skutecznie pełnić swoich funkcji. Nie, nie ma do nich dostępu. Od tego są prawnicy. Trudno mi coś więcej w tym temacie powiedzieć.

Czy po wypuszczeniu na wolność Mirosława P. i Artura P. zamierza pan z nimi rozmawiać na temat zaistniałej współpracy? Czy Związek widzi możliwość jakiejkolwiek współpracy z byłymi prezesami?


- Myślę, że w tej chwili chcą się nacieszyć rodzinami i przede wszystkim podreperować zdrowie. To są zapewne ich pierwsze potrzeby. Tak, jak deklarowałem w pierwszym dniu po wyborze na Prezesa PZPS, nie będę i nie unikam spotkań. Przypominam też o zasadzie domniemania niewinności.

Paweł Papke przekonuje, że jest osobą, która może zażegnać potencjalne konflikty w środowisku siatkarskim
Paweł Papke przekonuje, że jest osobą, która może zażegnać potencjalne konflikty w środowisku siatkarskim

Ostatnio głośno zrobiło się o poziomie sędziowania w Polsce. W minionym tygodniu najpierw w Łodzi, a później w Bełchatowie miały miejsce analogiczne sytuacje. Zawodnik gości w ostatniej akcji meczu atakował po bloku, ale sędzia odgwizdał aut i zakończył spotkanie. W obu przypadkach na meczach były kamery telewizyjne, a powtórki pokazały, że arbitrzy popełnili błąd. Czy dla PZPS obecny poziom sędziowania w naszych ligach jest w ogóle problemem? Myślicie nad jakimiś usprawnieniami w tym temacie, czy może jest to kwestia zależna wyłącznie od PLPS?

- Starałem się nigdy nie komentować decyzji sędziowskich. Jeśli jest wniosek o dyscyplinarne zwrócenie uwagi arbitrom, to jest to wewnętrzna sprawa Wydziału Sędziowskiego i osób odpowiadających za te kwestie. Jestem pewien, że tych pomyłek jest coraz mniej. Mam wrażenie, że wideoweryfikacja pomaga bardzo mocno zawodnikom, ale też sędziom. Tych zmian decyzji nie jest chyba zbyt dużo - jakiś malutki procent. Nie chcę komentować tych kontrowersyjnych piłek. Jednej z akcji w ogóle nie widziałem, druga na pewno była dyskusyjna. Gdzieś piłka może musnęła blok, może nie. Połowa ludzi przekonuje, że tak, druga połowa mówi odwrotnie. Z jednej kamery widać, z drugiej nie. Komuś się wydawało. Jakby drużyna była na tyle dobra, to wygrałaby wcześniej.

Model jest tak wypracowany, że na ten moment wydaje się optymalny. Proszę, chociażby za pomocą pana teraz, zawodników i trenerów, żeby się skupili na pracy. Na pewno te sporne sytuacje rozpraszają gdzieś uwagę, ale dla niektórych trenerów jest to po prostu sposób walki, chociażby z sędziami, np. sprawdzając ich często już na samym początku, dają do zrozumienia, że mają ich pracę na uwadze. Ogląda pan mecze naszej ligi, więc wie, którzy zawodnicy czy trenerzy w jaki sposób zachowują się w stosunku do przeciwników, arbitrów czy nawet kibiców. To wszystko to część widowiska, tego co wspólnie tworzymy, piękna, dynamiki, zadziorności, woli walki, nieustępliwości, ale też światowego poziomu, który reprezentuje wielu zawodników w naszej lidze.

Czy przy okazji podpisania nowej umowy partnerskiej z Polsatem pojawiły się lub będą miały miejsce rozmowy na temat ulepszenia systemu wideoweryfikacji? Czy w Orlen Lidze też możemy spodziewać się zastosowania tego systemu?

- Wideoweryfikacja realizowana jest przez podmioty niezwiązane z Polsatem. Monitorujemy sytuację. Dziewczyny są chyba jednak dużo spokojniejsze niż panowie, a są to przede wszystkim koszty. Powiedzmy sobie szczerze, ileś tam kamer na każdym meczu, człowiek, cała ta technologia - nie jest to tania zabawa. Pamiętajmy jednak, że to polska federacja przekonała światową, że warto z tego korzystać. W perspektywie czasu na pewno będziemy rozważać zmiany również w żeńskiej lidze, ale znaleźć trzeba na to przede wszystkim środki. Sytuacja finansowa Związku jest oczywiście stabilna, ale czy na wideoweryfikację w lidze pań trzeba wydawać pieniądze? To jest w tej chwili zasadnicze pytanie. Głosów z Orlen Ligi, które by się tego domagały, nie słyszałem.

Nie jestem od tego, żeby podejrzewać jakiegoś sędziego, że ten specjalnie wypaczył wynik. Myślę tu raczej o zwyczajnej, ludzkiej pomyłce. W męskiej siatkówce jest wideoweryfikacja, a i tak zdarzają się kontrowersje. Musielibyśmy chyba założyć wszystkim zawodnikom czujniki na palce, to samo zrobić z liniami, piłką i całą siatką. Od przyszłego sezonu mamy zmianę i każde muśnięcie sieci to strata punktu. Trochę dyskusyjny punkt - moim zdaniem. Ktoś to jednak przemyślał, wprowadził. Chłopcy już się przyzwyczaili, że gdzieś tę siatkę mogą dotknąć, wpaść na dole, i nie ma to wpływu na akcję. Pierwszych kilka kolejek pod tym względem będzie na pewno nerwowych, stresujących dla zawodników. Ten nawyk będzie siedział im gdzieś w głowie. Można było się obrócić, rozgrywający mógł tyłkiem czy łokciem zahaczyć, ratować piłki i grało się dalej. Teraz będzie gwizdanie. Takie są jednak niezależne od nas decyzje.
[nextpage]Przejdźmy do tematu dużo przyjemniejszego, czyli kadry Stephane’a Antigi. Czy nasza męska reprezentacja będzie w stanie powalczyć w tym sezonie na wszystkich frontach?

- Na pewno nie ma presji na Stephane’a w kontekście Ligi Światowej. Te rozgrywki powinny posłużyć ogrywaniu zawodników. Wszyscy pamiętamy przykład Mateusza Miki, o którym w marcu zeszłego roku nikt nie pamiętał, nie brał go pod uwagę, jeśli chodzi o reprezentację, a te wyjazdy i mecze z najsilniejszymi rywalami pozwoliły mu wznieść się na najwyższy poziom. Takich chłopaków na pewno jest jeszcze więcej. I tutaj wierzymy w talent Stephane’a i Philippe’a, żeby ich wyszukali i mogli dać chwilę oddechu najlepszym reprezentantom.

Pan na boisku był znakomitym atakującym. Na godnego następcę w reprezentacji w postaci Mariusza Wlazłego nie musiał pan długo czekać. Czy widzi pan dzisiaj kogoś, kto może przejąć schedę po ikonie PGE Skry i dać ofensywie reprezentacji najwyższą moc i jakość?

- Jest na pewno paru chłopaków. Trener ma w czym wybierać. Mowa chociażby o Kubie Jaroszu, który ma bardzo dobry sezon. Wyraźnie wrócił do stabilizacji. Jest Dawid Konarski, niestety, z pewnymi kłopotami zdrowotnymi po mistrzostwach świata. Pamiętać trzeba o Zbyszku Bartmanie - trzymam kciuki za jego rehabilitację. Istnieje pomysł przestawienia na atak Bartka Kurka. Ostatnio zastanawialiśmy się nawet ze Stephanem, czy da się to zrobić. Mamy kilku młodych utalentowanych zawodników, jak Romać czy Bołądź. Nie chciałbym nikogo pominąć, to są nazwiska, które tak na szybko przyszły mi tu do głowy.

Oczywiście, boję się o znalezienie porównywalnego z Mariuszem zawodnika, bo przypomnę, że kilka miesięcy temu został uznany najlepszym zawodnikiem na świecie. Drugiego takiego, tak szybko nie znajdziemy, powiedzmy sobie szczerze. Mariusz to wyjątkowy zawodnik, ale też wyjątkowy człowiek. Musimy szukać i gdzieś te ewentualnie ciut niższe umiejętności czy siatkarskie, czy charakterologiczne, przywódcze, zastąpić innym pakietem - na rozegraniu, na środku, skrzydle lub libero, tak by drużyna wciąż była kompletna. Mariusza Wlazłego, oczywiście, nie zastąpimy. Z całym szacunkiem dla wszystkich chłopaków, Mariusz jest tylko jeden.

Mariusz Wlazły zajął w reprezentacji miejsce Pawła Papke. Kto teraz zastąpi w kadrze MVP ubiegłorocznych mistrzostw świata?
Mariusz Wlazły zajął w reprezentacji miejsce Pawła Papke. Kto teraz zastąpi w kadrze MVP ubiegłorocznych mistrzostw świata?

Mamy jakieś możliwości na rozegraniu jeżeli chodzi o następców Pawła Zagumnego. Jest Fabian Drzyzga. Bardzo dobry sezon rozgrywa Grzesiek Łomacz, po tych kłopotach na Pomorzu w poprzednich latach. Gra całkiem przyzwoitą siatkówkę. Cały czas jest przyzwoicie poczynający sobie we Włoszech Łukasz Żygadło. Jest też nieźle grający Paweł Woicki, ale tutaj parametry jakby troszeczkę stoją na przeszkodzie, bo na kadrze chłopaki "grzeją" nad antenkami i tutaj doskoczyć już do Rosjan czy do Brazylijczyków będzie na pewno trudno. Grałem z Pawłem w Resovii - to naprawdę bardzo inteligentny, sympatyczny i dobry siatkarz. Oczywiście, rozmawiamy ze Stephanem, zastanawiamy się, ale podkreślam, że to on z Philippem podejmują autonomicznie decyzje, co do obsad personalnych każdego meczu czy treningu, wszystkiego, co się dzieje w kadrze.

Czyli pomysł Bartosza Kurka w ataku to jak najbardziej realny scenariusz?


- Z tego co wiem, prowadzone są rozmowy w tym kierunku, ale o szczegóły pytać trzeba już Stephane’a. On ma pełne przyzwolenie ode mnie i kompetencje, żeby takie rozmowy prowadzić.

Jak patrzy pan na drużynę narodową z perspektywy zawodnika, który wraz z kolegami w biało-czerwonych strojach wprowadzał ją dopiero na siatkarskie salony? Mam tu na myśli chociażby Ligę Światową.


- Jestem przede wszystkim szczęśliwy, że już od paru lat biało-czerwoni regularnie zdobywają medale międzynarodowych imprez. Siedem lat grałem w Lidze Światowej. Czuje teraz olbrzymie szczęście. Serce i rozum pękają z radości, że byłem i mam wrażenie, że wciąż jestem częścią polskiej siatkówki. Z kilkoma chłopakami przeżyłem, jako zawodnik i kolega, wspaniałe lata. Oby tak dalej. Trzymam za nich bardzo mocno kciuki i wierzę głęboko, że wciąż regularnie zdobywać będziemy kolejne medale - nie zawsze mistrzostwa, bo to jest tylko sport. Konkurencja nie śpi. Wiemy, że akurat przy mistrzostwach świata ta nowość Philippe’a i Stephane’a, powrót Mariusza, wyjątkowe umotywowanie, polska publiczność, to wszystko, co się działo, pociągnęło chłopaków. Wierzę głęboko, że powtórzy się to za cztery lata, ale jeżeli będzie brązowy medal to powiem: chłopaki, super! Bądźmy zawsze w czwórce, walczmy o medale. To jest jasno stawiane przed kadrą męską zadanie - za każdym razem.

W tym sezonie pomijamy, oczywiście, Ligę Światową, bo czeka nas bardzo trudny czas. Nie chcę używać tego złego słowa na "o", ale możemy spokojnie ogrywać młodsze pokolenia, aby później czerpać z nich w jednym czy drugim turnieju kwalifikacyjnym. Jesteśmy jedną z sześciu najlepszych reprezentacji na świecie. Nie możemy popadać w hurraoptymizm, bo życie nieraz weryfikowało nas już bardzo boleśnie. Zdarzało się, że dostawaliśmy po głowie, kończąc na jedenastym czy dziewiątym miejscu w Europie. Jesteśmy mistrzami świata i zakładamy scenariusz realistyczny. Celem jest dostanie się na igrzyska olimpijskie. To jest jasne i oczywiste. Przy okazji możemy być w strefie medalowej Euro. Z rozkładu grup i drogi do decydującej fazy widać, że chłopaki trafili na okoliczności sprzyjające, chociaż oczywiście każdego przeciwnika trzeba szanować. Sam jako zawodnik też miałem już momenty, kiedy myślałem, że jest łatwo, gładko i przyjemnie, a potem wyskakiwała nam taka Portugalia (ćwierćfinał mistrzostw świata 2002 - przyp. red.). Grając jednak optymalnie, medal mistrzostw Europy jest w naszym zasięgu. W końcu jesteśmy najlepsi na świecie.

Który moment pana przygody z siatkówką uważa pan za przełomowy?

- Moja ścieżka przebiegała chyba odpowiednio. Karierę klubową miałem naprawdę przyzwoitą, bo przez 14 sezonów zdobyłem 13 medali mistrzostw Polski, kilka pucharów. Jeśli chodzi o kadrę to na pewno trafiłem na pewne zawirowania. Zdrowotnie nie doczekałem zmiany z myśli polskiej, której nie krytykuję, natomiast byliśmy tak zamknięci we własnym sosie, że nie mogliśmy otworzyć się na nowe wyzwanie. Trener Lozano otworzył tę furtkę. W tym okresie zdrowotnie nieco podupadłem. Miałem poważną operację. Później eksplodował talent Mariusza Wlazłego i innych chłopaków, więc mnie trener już nie widział w zespole, czego nie mam mu, oczywiście, za złe.

Byli chłopcy młodsi, zdrowsi, lepsi na ten moment. Gdzieś tam nie doczekałem tych sukcesów reprezentacyjnych, ale nie mam w sobie żadnego żalu czy goryczy. Wręcz przeciwnie, zawsze trzymałem kciuki za naszych reprezentantów i kiedy rano na siłowni ciężko pracowałem, a chłopaki grali ten straszny mecz z Rosjanami w Japonii, modliłem się tylko, żeby się udało. Oglądałem te mecze o 5-6 rano i cieszyłem się, że koledzy, z którymi przed chwilą piłem piwo, wygrywają teraz medal mistrzostw świata, na który tak długo wszyscy czekaliśmy.

Obserwuj @OlczykMarcin

Źródło artykułu: