Mateusz Lampart: Developres SkyRes Rzeszów znów przegrał 0:3. Pana zdaniem - kolejna piękna porażka? W drugim secie na pewno.
Marcin Wojtowicz: W drugim secie tak. Mecz był bardzo dobrą przegraną. Pierwszy set wyglądał tak jak pojedynek w Łodzi z Budowlanymi. Gramy bardzo dobrze, ambitnie, realizujemy całą taktykę. W końcówkach pojawiły się błędy wynikające z lekkiej bojaźni czy mniejszego ogrania. Drugi set był bardzo dobry w każdym elemencie. Pechowo przegrany, bo w końcówce mogliśmy wygrać. Nie będę zwalał na sędziego, bo jak się przegrywa w trzech setach, to na pewno nie przez arbitra. W trzeciej partii to już nasze upadanie i brak wiary. Proste błędy w przyjęciu na początku seta i przez to Wrocław odskoczył na kilka punktów. Potem one kontrolowały wydarzenia. To są doświadczone dziewczyny, one takie przewagi rzadko wypuszczają z rąk. Trzeba być zadowolonym, że zagraliśmy dobrze od strony szkoleniowej. Zrobiliśmy krok naprzód. Kończymy coraz więcej ataków. Przyjęcie mamy znakomite od początku sezonu - z tego jestem zadowolony. Brakuje nam zwycięstw. Z kimkolwiek i gdziekolwiek.
Sędzia popełnił błąd w ważnym momencie. Developres prowadził 24:23, a Katarzyna Mroczkowska uderzyła w taśmę. Piłka wyszła w aut, a arbiter uznał, że wcześniej dotknęła bloku. W grze na przewagi Impel Wrocław odwrócił losy seta.
- Sędzia dał się nabrać. Trzeba też umieć grać z sędziami. Oni się mylą, czasami trzeba im pomagać. Tutaj wychodzi - w takich akcjach czysto sportowych - boiskowe cwaniactwo. Nie ma co narzekać na sędziów, bo kilka kontrowersyjnych decyzji było na naszą korzyść. Staram się ich nie oceniać. Gdybyśmy nie popełnili takiej ilości błędów, nie rozmawialibyśmy o błędzie sędziego.
[ad=rectangle]
Po drugim secie Developres był lepszy w ataku, przyjęciu i zagrywce. Decydująca była gra blokiem - tutaj ogromną przewagę miał Impel.
- Oprócz bloku byliśmy lepsi we wszystkich elementach. Także w tym, w którym jesteśmy lepsi od rywali coraz częściej - błędy własne (śmiech). Założenia były takie, żeby maksymalnie ryzykować. Nie ma mowy o wstrzymywaniu ręki. To nas nauczy grać końcówki na sto procent. Czasami to nie wstrzymywanie ręki powodowało, że popełnialiśmy błędy. Nie mam o to pretensji do dziewczyn.
Oprócz spraw stricte siatkarskich - w zespole jest mnóstwo kontuzji. Brak pola manewru to największy problem?
- Nie mam kompletnie zmian na kluczowych pozycjach. Na ataku zemściło się to w meczu z Budowlanymi. Magda Jagodzińska wypadła nam na co najmniej sześć miesięcy. Nie mam zmian na środku, bo Katarzyna Warzocha niedługo podda się operacji. Ona nie jest w stanie atakować, a nawet dynamicznie ruszyć ręką. Pół hali miało do mnie pretensje, że nie wpuściłem Warzochy. Prawda jest taka, że ona od miesiąca nie jest w stanie podnieść szybko ręki do góry. Będzie miała operację. Jej przerwa może potrwać do 9 miesięcy. Jakby tego było mało, z Impelem nogę skręciła Emilia Mucha. Jest zmiana na rozegraniu i libero. Paulina Głaz musi być gotowa do gry zarówno na ataku, jak i na przyjęciu. To nie jest komfortowa sytuacja, a mierzymy się z nią od miesiąca. Dużo ludzi nam coś zarzuca, ale bardzo trudno jest trenować w Orlen Lidze mając tak zawężone pole manewru. Nie ma mowy o podwyższeniu bloku, skutecznych podwójnych zmianach, rotowaniu środkowymi - co u nas ostatnio mocno kuleje.
Mówimy o meczach, ale to też utrudnia treningi.
- Dziewczyny muszą sobie radzić. Trenowanie z dwoma środkowymi jest bardzo trudne. Nie mamy łatwej sytuacji, ale nie chcę się skarżyć. Wydaje mi się, że jest wielu ludzi, którzy wiedzą lepiej.
[b]
Zniżkę formy widać u Karoliny Filipowicz, która miała dobry początek sezonu. Coraz częściej szansę na rozegraniu dostaje Adrianna Budzoń.[/b]
- Ada Budzoń zaczyna się bardzo dobrze prezentować. Mocno pracujemy nad rozegraniem. Początek sezonu był słabszy dla naszych rozgrywających. Praca nad dokładnością daje efekty. Wierzę mocno w Karolinę i Adę, obie się uzupełniają. Ada wychodzi na boisko i gra poprawnie. Swego czasu mieliśmy podobną sytuację po przekątnej, bo Paula Szeremeta i Magda Jagodzińska uzupełniały się jeszcze lepiej, ale niestety to już przeszłość. Karolina ma słabszy okres. Ona grała dużo więcej, a statystycy drużyn przeciwnych nie próżnują. Mają bardzo dużo materiałów na jej temat i rozpisali ją. Jesteśmy drużyną niedoświadczoną, więc rozpisać nasz styl gry jest stosunkowo łatwo. Tym bardziej, że Karolina Filipowicz ma nawyki grania z niższych klas rozgrywkowych. Dlatego gra nam się trudno. W meczu z Impelem było dużo akcji ze zbiegnięciami skrzydłowych i podwójną krótką. Niektóre wyszły, a niektóre trochę mniej. Nie dość, że pracujemy nad grą, to musimy łatać dziury - to jest strasznie trudne. Ciągle mamy rzucane kłody pod nogi. Jedyne o co mogę apelować - o wsparcie. Wsparcie i spokój są nam bardzo potrzebne.
Nie musi się pan martwić za to o Lucynę Borek. To chyba najlepsza zawodniczka Developresu od początku sezonu. Niestety dla pana, libero meczów nie wygrywa.
- Lucyna gra świetny sezon. Trzyma nam przyjęcie i podbija piłki, które powinna podbić, a często także te niemożliwe do wybronienia. Wyróżnia się, jeśli chodzi o grę defensywną. Jesteśmy najlepiej przyjmującą drużyną w Orlen Lidze głównie za sprawą Lucyny. Trzeba też pochwalić za to Magdę Olszówkę, która jest bardzo równa w tym, co robi. Nie chciałbym wyróżniać nikogo indywidualnie, bo każda z dziewczyn zasługuje na pochwały. Mamy skład osobowy, jaki mamy. Na dodatek przetrzebiony kontuzjami. Co ważne - te kontuzje zupełnie nie są związane z trenowaniem. To są urazy przypadkowe, jak wybity bark Magdy Jagodzińskiej w trakcie cieszenia się. Za Kasią Warzochą bark ciągnie się trzeci rok, bo została źle zdiagnozowana. No i teraz jeszcze Emilia Mucha. Kontuzje psują obraz naszej pracy.
Aleksandra Kazała, Kinga Stronias i Agnieszka Cur - to zawodniczki z Młodej Orlen Ligi. Dwie przyjmujące i atakująca. Jest to alternatywa dla kontuzjowanych zawodniczek?
- Ola Kazała tak. Jak tylko wróci z kadry - jest powołana i w najbliższym czasie nie będziemy mogli z niej korzystać - to nam pomoże.
Kolejne utrudnienie - powołania dla Kazały i Stronias do reprezentacji Polski juniorek.
- Kolejny problem. Kinga Stronias nie trenowała z nami. Ona potrzebowałaby czasu, aby wkomponować się w zespół. Agnieszka Cur do nas przychodzi na treningi. Jest bardzo ambitna, ma dobre warunki fizyczne. Potrzebuje jeszcze dużo pracy, aby grać na poziomie Orlen Ligi. Dla niej głównym celem powinno być wybicie się w rozgrywkach juniorskich i dostanie się do kadry juniorek. Wtedy będzie nam dużo łatwiej pracować na takim poziomie.
Przed wami mecz w Pucharze Polski z PGNiG Naftą Piła. W aktualnej sytuacji ewentualna porażka tragedią nie będzie?
- Podchodzę do tego tak, że właśnie każdy przegrany mecz jest katastrofą. Musimy zacząć wygrywać. Czy to jest Puchar Polski czy liga. Dziewczyny potrzebują potwierdzenia tego, że idziemy w dobrym kierunku. Ciągłe patrzenie na kartkę ze statystykami i mówienie "idziemy do przodu" nic nam nie daje, bo co z tego Potrzebujemy zwycięstwa, żeby to nas umocniło w wierze. Poziom Budowlanych czy Impela jest dla nas trochę za wysoki. Niestety, wszystkie mecze, które musimy wygrać za trzy punkty rozegramy na wyjeździe.
We wtorek czeka was kluczowy mecz w kontekście walki o ligową "ósemkę" z SK bank Legionovią Legionowo. W tej hali gra się niezwykle trudno. Ostatnio Budowlani Łódź nie ugrali tam choćby seta.
- Legionowo to gorący teren. Tam przychodzi na każdy mecz po półtora tysiąca kibiców. Hala jest bardzo specyficzna. Komukolwiek trudno jest tam ugrać punkty. To będzie mecz, który dla wygranej drużyny otworzy drogę do play-offów. Przed nami też inne kluczowe spotkania, z Piłą i Bydgoszczą. Ewentualna wygrana z Legionovią dałaby nam ogromną pewność. Od następnych zajęć zaczynamy inny cykl treningowy. Inaczej gra się z Emilką Muchą, a inaczej będziemy grali z Ewą Śliwińską. W sumie powinno być łatwiej, bo "Śliwka" jest bardziej zgrana. Musimy znów zmienić system gry i to mnie martwi. Ale mam zespół, który temu podoła - jestem o tym przekonany.
Zeby sie nie wymadrzac i nie rozpisywac, radze poczytac o reprezentacji ..hmm..USA. Czytaj całość