W minioną niedzielę poznaliśmy pierwszego finalistę PlusLigi, po rocznej przerwie do walki o złoto wracają siedmiokrotni mistrzowie kraju. Podopieczni Miguela Falaski nie mieli większych problemów w półfinałowej rywalizacji z Jastrzębskim Węglem i w trzech meczach oddali rywalom zaledwie dwa sety.[i]
[/i]
- Czuliśmy, że jesteśmy w dobrej dyspozycji. Szczerze mówiąc, to od początku meczu byłem przekonany, że już w niedzielę wywieziemy awans do finału. Widzieliśmy, iż wszystko nam się układa: forma, gra i treningi. Ani przez chwilę nikt nie wątpił w sukces - przyznał po wywalczeniu awansu Paweł Zatorski.
- Dyspozycja naszych rywali nie poprawiła się od pierwszego meczu w Bełchatowie - zauważył libero reprezentacja Polski. - Jastrzębianie bardzo obniżyli poziom. Na pewno wynikało to ze zdenerwowania, gdyż źle rozpoczęli mecz, a w miarę upływu czas, gra im się w ogóle nie układała - dodał mistrz kraju w barwach PGE Skry Bełchatów z 2011 roku.
Siatkarze przyjezdnych każdego seta zaczynali mocno zdeterminowani i już po pierwszych przerwach technicznych udało im się osiągać wyraźną przewagę. Dodatkowo Skrze pomogli gracze jastrzębian, którzy sporo czasu poświęcali na dyskusje z arbitrem, przez co wytrącali się z uderzenia.
- Był widać, że i bez tych spornych sytuacji graliśmy równo przez całe spotkanie. Rywale nie potrafili ustabilizować gry i to nam ułatwiło zadanie - ocenił libero.
Bełchatowianie za wszelką cenę nie chcieli dopuścić do scenariusza, który wydarzył się w Kędzierzynie-Koźlu. Na Opolszczyźnie Asseco Resovia Rzeszów po dramatycznych meczach doprowadziła do piątego półfinałowego starcia.
- Nie zastanawialiśmy się jakie będą konsekwencje tego meczu, myśleliśmy tylko o tym żeby zagrać dobrze i wygrać, mecze w Kędzierzynie były dla nas przestrogą, żeby w niedzielę dać z siebie więcej niż 100% - zakończył Zatorski.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!