Szopka noworoczna: Misterium Siatkówki Polskiej 2013, cz. 3

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

To już trzecia i ostatnia część naszej siatkarskiej szopki podsumowującej 2013 rok, w której wyjaśni się absolutnie wszystko! A przynajmniej taką mamy nadzieję...

W tym artykule dowiesz się o:

AKT III: PANIKOWANIE I ROZWIĄZANIE

(wracamy po raz kolejny do pastuszków, którzy... O RANY! Nie widzę pastuszków! Straciłem ich z oczu zupełnie! Za to w kierunku stolicy i siedziby Związku zmierza ogromna procesja ludzi siatkówki, nawet wizyty papieża-Polaka nie mogły poszczycić się taką frekwencją! Drogami i leśnymi duktami zmierza wielka rzesza ludzi: kobiet, mężczyzn, dzieci, siatkarzy, siatkarek, trenerów, fizjoterapeutów, prezesów i chyba nawet wodzirejów! Autorament polski, zagraniczny i z polskim paszportem, a wszystkich łączy permanentne zirytowanie, pretensje, żale i zgryźliwe wyrazy twarzy... O, widzę naszych pastuszków! Ci są weselsi, to jasne, bo w końcu znaleźli drogę do NOWEGO)

[b]

Zbyszko[/b]: Panie, ile narodu! A wszyscy prawdziwi Polacy - smutni, wkurzeni i pędzą na siedzibę Związku, żeby jakiego samosądu dokonać! Przynajmniej wiemy, gdzie iść w te pędy!

Pawełek: I pomyśleć, że gdybyśmy wtedy nie spotkali na swojej drodze Prudla i Fijałka, którzy przewędrowali piaski całego świata jak Trzej Królowie... Dwaj królowie...

Krzyśko: Na pewno królowie polskiego beach volleya!

Głupek: Ej, a dlaczego Fijałek i Prudel idą w tym pochodzie? Przecież nie mają na co narzekać: mistrzostwa świata w Starych Jabłonkach były przecież udane, a oni zrobili tyle, ile mogli...

Misiek: Głupku, tyś sobie chyba rozum sterał od słuchania, gdzie ona jest i dla kogo tańczy! Może i byłyby udane, gdyby zainteresował się nimi ktoś poza tą garstką wariatów, która lubi patrzeć na tarzanie się w piasku i przebijanie piłki; poza tym Związek tak podziękował naszym plażowiczom, że okazało się, że zamiast pieniędzy na ich loty i ważne turnieje jest dziura budżetowa wielka jak Aleksijew od Bułgarów! Takie odwdzięczenie się! Mirra zamiast złota, bez kadzenia!

Marcinek: I zamiast latania na Fuerteventurę zostałyby im wakacje w Kołobrzegu, grill, piwko i cios w mentalne ryło zamiast wylotu do Rio...   Krzyśko: Panowie złoci, my tu o plaży i piasku, a tu o rzecz poważniejszą idzie! Mielimy w świecie Ruch Oburzonych, a tu idzie z nami prawdziwa Armia Wkurzenia, by gorzej nie powiedzieć!

Zbyszko: I są tu wszyscy: siatkarz, którego zdenerwował dziennikarz, siatkarka, która jest wściekła na trenera, który dostał kopa w rzyć od życia, a konkretnie prezesów...

Pawełek: ... trener, co miał dostać szansę, a figę z makiem otrzymał, zawodnik, co miał powołanie do rzeczy wielkich, ale powołania faksem nie dostał, zespół, co miał wygrać tytuł, a jeno zyskał tytuł frajera, reprezentanci, co mieli wzlatywać pod obłoki, a zjadło ich polskie piekiełko, wielcy, co zmarnowali okazję, maluczcy, którym okazji nie dano, kontuzjowani, pominięci, lekceważeni, wyśmiewani i zapomniani...

Misiek: ... a przede wszystkim wkurzeni wszystkim kibice, którzy przez lata całe śnili sobie, w jakim to raju cudnym żyją i jak wspaniale przodować na świecie w tak piknym sporcie, jakim jest siatkówka, a teraz się obudzili i na oczy przejrzeli. I nie było to miłe przebudzenie, oj, nie, nie... Słychać krzyk... słychać śpiew...

(zaiste, cały tłum gniewnych ludzi śpiewa pieśń opartą na przeboju z musicalu "Les Miserables" pod tytułem "Do You Hear The People Sing". Rewolucja i krew!)

Usłysz wściekłych ludzi śpiew; Tylko na tyle mamy sił! Ktoś odda za porażki krew, Którą mu utoczymy z żył! Zawiódł nas prawie cały świat, Korowód klęsk przytłacza nas Obalić reżim marnych władz Nadchodzi już czas!

To miał być nasz sportowy raj, Medali złotych cudny kram, Lecz znów w żałobie płacze kraj Szydzi z nas byle śmieć i cham! Więc wstawaj i idź, Jedna w roku tym zwycięska gra!

Usłysz ludzi wściekłych chór, Myśl wspólna wśród biadoleń lśni  Pięknych porażek dość nam już, Zwycięstw trzeba, potu, krwi! Dość na pół gwizdka granych gier, Polak być mistrzem świata ma, Pompować balon - to nasz cel - Ile się da!

Nie może tak po prostu być, Że nam zszarzeje Volleyland, W iluzji chcemy piękniej żyć, Spełnionych marzeń piękny świat! Potrzebne nam cudy, Mamienia, ułudy, Inaczej... żyć jak?

Wymagań nadszedł wielkich czas, Ma kraj oświetlać krążków błysk Inaczej wyrzucimy Was Na zbity, niepotrzebny pysk! Miarka już dawno przebrała się, Rozliczy naród sprawców klęsk, Każdy z nas doskonale wie! Kniaź skończony jest!

(siła narodu powoli, acz nieubłaganie zmierza do Kniaziowych włości, by tam dokonać jakże popularnego w tym kręgu kulturowym samosądu, a tymczasem u samego włodarza...)

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz! [nextpage](... bal! Wielki bal na sto par, sto tysięcy butelek i kilka faktur, które wliczy się w koszta własne. Działacze ubrani w gustowne garnitury i dziennikarze błyskający dumnie akredytacjami krążą po ogromnej sali, oczekując na pojawienie się człowieka, który ma odmienić polską rację stanu, czyli wiadomo, że chodzi o kadrę siatkarzy, oczko w głowie i wrzód na wątrobie po ostatnim, nieudanym roku. Na scenę wychodzi Kniaź w towarzystwie odzianego schludnie w biało-czerwone Realisty i Camillo, który jedną stuka namiętnie w telefon, relacjonując całe wydarzenie na portalach społecznościowych, drugą zaś pisząc relację do gazety)

Kniaź: Ludu nikczemny, po raz kolejny mam dla Was dobrą nowinę! Jak wszyscy wiemy, zorganizowane lobby węszących dziennikarzy podejrzanej konduity, które tolerujemy jako cierpliwa i łaskawa władza, wybrało jednogłośnie na selekcjonera polskiej kadry Stefana Antigę, niemalże trenerskiego noworodka i nowicjusza, czym postawiło cały sens polskiej siatkówki pod ścianą płaczu i niepewności jutra...

Camillo (cicho do Realisty): Naprawdę ktoś jeszcze wierzy w te bzdury?

Realista: Nie wiem i nie obchodzi mnie to, ale ta "ściana płaczu" mi wyszła. Kapitalna figura retoryczna...

Camillo (kpiąco, a jakże): Figurant, to tworzy figury...

Realista: Camillo, wiecznie coś Ci nie pasuje! Krytykujesz, wytykasz, ośmieszasz! W takim razie po co jeszcze z nami trzymasz?

Camillo: Wszyscy wiemy, że nadworny błazen jako jedyny ocaleje w razie rewolucji... A wpływy i kontakty to cenna rzecz, w tym sporcie być może najważniejsza.

Kniaź: ... ale nie bójcie się, dzieciaczki moje! Dobry ojciec wie już, co począć z tą Francją-elegancją, która ma udźwignąć na swoich barkach oczekiwania całego Volleylandu! Otóż wiadomo, że barki i ramiona najlepiej wzmacnia się poprzez pagony i epolety, a nawet niedoświadczony generał cenniejszy jest dla wojska niż stary, wysłużony kapral bez pozycji i zagranicznych stażów! Przywitajcie zatem świeżo mianowanego generała Antigę, który poprowadzi nas do boju ze światem jak sam Napoleon... tylko nieco wyższy! Z nim czeka nas kolejna Somosierra, Austerlitz, a nawet Waterloo...

(Realista znacząco chrząka w kierunku Kniazia)

Kniaź: ... to znaczy, po zwycięstwach będziemy śpiewać piosenkę ABBY "Waterloo"! Do pomocy nasz cesarz parkietu otrzyma wysłużonego wojaka z Montpellier, który odpowie za zasieki defensywne i przygotowanie taktyczne, zaś sam Stefan, pół-Polak w stu procentach, dokona takiego przeglądu wojska i selekcji, że Rezende schowa się za Andy, a Rosjanie sami podpalą Moskwę, by oszczędzić sobie wstydu!

(na widok publiczny wychodzi sam Stephane Antiga, ubrany w piękny, generalski mundur z odznakami "Syn ziemi Bełchatowskiej", "Vive la Pologne", "O Belino" oraz "Patronat Przeglądu Sportowego". Cała rzesza działaczowska z uznaniem przygląda się bystremu spojrzeniu, błyskowi w oku, cudnej rogatywce z orzełkiem i napisem "Żywią i skaczą", koszuli z ledwo widocznym kotylionem... Któż by się nie zachwycił? Tak ładnie wygląda, a tu jeszcze będzie wygrywał! Aż za dużo radości!)

Kniaź: Generale, jaki jest Twój pierwszy rozkaz?

Antiga: Kahmaniola!

(cała sala śpiewa i tańczy w rytm "Karmanioli" Jacka Kaczmarskiego)

Tyle wściekłości w naszych głowach biednych, A tutaj wojna szykuje się światowa, Dla zaprawionych w boju - chleb powszedni: Wszystkie siły trzeba siłą pchać na pokład!

Lud wszystko zna - radości oraz płacze, Szycie igłą i zwalnianie SMS-em, Lecz teraz chcemy, by było inaczej: Teraz Stefan da francuskich manier lekcję!

Triumfalnych marszów nauczył go Bełchatów I uczyć będzie jeszcze do końca sezonu! Powierzył prezes mu honor Polaków (Bo bądźmy szczerzy, tak naprawdę nie ma komu!)   Dlatego ślemy w świat wojenne wici, Z przeciwnościami igrać zamierzamy losu! Kogut galijski zwycięży i zachwyci W przeciwnym razie - nada się na rosół!

Czy czas nadejdzie zwycięstwa czy też klęski, niejedna spadnie wtedy w imię zasad głowa! Trzeba powstrzymać potężny i zwycięski Marsz Krasnoj Armii lejtnanta Woronkowa!

(trwa zabawa i wydaje się, że trwać będzie, ale NAGLE ...)  Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz! [nextpage](... do siedziby Związku wkracza dziki i nienawistny tłum z poprzedniej sceny, wraz z nieco zagubionymi w całej sytuacji pastuszkami. Działacze uciekają w popłochu przed elementem kibicowsko-środowiskowym, ale nie ma prawa im się to udać. Kniaź patrzy swoim gospodarskim okiem na sytuację i widzi, że ktoś tu nie dopilnował sytuacji w domu i zagrodzie. Gawiedź żądna sukcesu od zaraz oraz krwi coraz bardziej się rozzuchwala i pozwala sobie nawet na okrzyki typu "Złodzieje, złodzieje" lub "Kniaź na pal!". Horror, horror)

Pawełek (nieśmiało zaczyna): Witomy wos...

(ale nie ma prawa niczego powiedzieć, bo dziki tłum go skutecznie zagłusza)

Dziki tłum: Zapłacicie nam na wszystko! Za porażki, za wstyd, za to, że w tak szarym i smutnym kraju jak Polska czujemy się znów szaro i beznadziejnie przez ukochany sport, który dawał nam złudzenie, że jesteśmy w czymś dobrzy! Za wszystkie prywatne i życiowe klęski, za złudzenia, że stać nas na lepsze życie, za niespełnione marzenia, za kierowanie nas na manowce i miny, za wszystkie okrągłe i puste słówka, wreszcie w końcu za to, że musimy gdzieś skanalizować swój ból, a wiadomo, że najłatwiej zrobić to na władzy, która jest tradycyjnie wszystkiemu winna! GIŃCIE!

Anonimowy siatkarz: Widzę go! Zniszczę Cię, Camillo!

(Camillo wzdryga się i próbuje uciekać, ale nie ma na to szans. Horror, horror)

Anonimowe forum kibicowskie: Tu jest! Realista, za wszystkie głupoty, jakie wypisywałeś w Internetach!

(Realista wzdryga się i... poproszę o replay)

Kniaź (próbuje szermierki słownej): Ależ jesteśmy dobrzy! Sami zobaczcie, jaki ładny przygotowałem dla pana generała...

Dziki tłum: Furda mundury! Furda ordery! CHCEMY SUKCESU! Na skalę Europy, świata, wszechświata!

Kniaź: To co powiecie na to, że mam obiecane stanowisko wicesekretarza zastępcy Szefa Wszystkich Szefów we Władzach Światowych...

(Kniaź widzi po reakcji tłumu, że ten tekst nie znajdzie się w TOP 10 jego najlepszych ripost, dlatego wycofuje się chyłkiem i szuka jakiegoś tylnego wyjścia, ale marne szanse, bo wszystko w sali wypełnione człowiekiem i zastawione)

Zbyszko: Matulu, co się tu dzieje! Tłum rusza powoli, acz nieubłaganie na decydentów, będzie pewnikiem kolejna rewolucja!

Misiek (przerażony): Kiedy wyruszałem w Polskę do NOWEGO, nie wiedziałem, że będzie ono krwi prawie niewinnej przelewem!

(Tłum rwie się do bitki, nastawia sierpy, kosy i zagrywki 120 km/h, tymczasem Kniaź ze świtą wymykają się chyłkiem)

Kniaź: Od kiedy jestem dla Was Herodem? Nie walczyłem z noworodkami, co najwyżej ze zdrowym rozsądkiem!

Realista (dzwoni): Halo, panie prezesie, ja wiem, że Bełchatów zajmuje się teraz własnymi sprawami, ale mamy aktualnie taki problem...

Camillo: Matko, ja mam DEADLINE w redakcji! Jak ja oddam teksty do jutrzejszego numeru, jeśli mnie zabiją?

Antiga: Sacre bleu...

Przypadkowy działacz: Mujeju, a może poddamy samosąd pod obrady Komisji?

(w tym ogólnym rozgardiaszu pojawia się jako Deus ex machina... zapomnieliście, że to jasełka? Śmierć! Ona zawsze była pod koniec Taka w szarej tunice, kosą i trupim uśmiechem! Sala stoi zadziwiona, a ona zaczyna)

Śmierć (do Kniazia): Za twe psoty, za twe zbytki, chodź do piekła, boś ty brzydki!

Kniaź: Wypraszam sobie, nie po to się przystrzygłem i poszedłem do solarium na Święta, żeby...

(Śmierć ucina wszelkie dyskusje, Kniaź czuje, że jest źle)

Śmierć (do Realisty i Camilla): Co to są za podśmiechujki! Marsz do piekła, no, we dwójki!

(dziki tłum cieszy się na myśl o tym, że to Śmierć odwali za nich brudną robotę)

Śmierć (do dzikiego tłumu): A wy, co nizacz mnie macie, też piekielne ognie poznacie! Naród kłótliwy, nie szanuje niczego - w sam raz do ognia piekielnego! Całą siatkówkę polską już teraz wysyłam na wieki do Lucyfera! Podajcie mi ręce, nim skończycie w trumnach! Czas już odtańczyć mój taniec - Mazura!

(Wszyscy w sali są autentycznie przerażeni!)

Krzyśko: I na co to nam przyszło, kiedy się okazuje, że NOWE to Śmierć sama, która ma za nic godności i mundury, a nawet barwy biało-czerwone i śpiewanie Małego Rycerza w Spodku...

Zbyszko: Ach, biada nam! Biada, biada! To może jeszcze wypiję piweczko przed smażeniem się w ogniu piekielnym?

Misiek z Pawełkiem: O matulu! Przepadliśmy!

Marcinek: Ojej...

(i wyobraźcie sobie, że szopka niemalże zakończyła się bardzo smutno i Śmierć prawie zebrała swoje krwawe i straszne żniwo, ALE! Jeden Głupek, najdurniejszy pastuszek, który przez całą szopkę tylko psuł atmosferę i zabawne wywody, zauważa, że w ogromnej, Związkowej sali jest jeden otwarty lufcik, przez który wieje ciepły, przyjemny wiatr, rozprzestrzeniający się po całym pomieszczeniu. Nie namyślając się długo, Głupek podbiega do okienka i je zamyka...)

(... nagle, w jednym momencie, straszna Śmierć, która śmiała się w głos z biadolącego tłumu skazanego na męki piekielne, znika, rozwiewa się, prawie tak, jak szanse Polaków na medal mistrzostw Europy po meczu z Bułgarią. A cała sala, cały dziki tłum, działacze i nawet sam Kniaź milkną. I słuchają samych siebie, swoich wewnętrznych głosów, które od dawna były lekceważone i zagłuszane przez przeróżnych wodzirejów meczowych. I w tym wielkim, wspólnym milczeniu Głupek zbiera się na tyle, by wyjść na sam środek i przemówić:)

Głupek: Może i jestem głupi, może i nie zawsze rozumiem, co się dzieje w tej całej siatkówce, ale swój rozum mam i omamić się nie dałem. I wy też nie dajcie. To wszystko przez wiatr idiotów.

Pastuszkowie: Co?!

Głupek: Co jakiś czas na całym świecie wieje wiatr idiotów, miły dla ciała, ciepły, łagodny i rozleniwiający. Tylko najbardziej wyczuleni są w stanie go wyczuć, zwykły człowiek nawet się nie orientuje, że cosik wieje w jego stronę. A jeśli się nie zorientuje, to biada mu, bo to właśnie ten wiatr ogłupia nas wszystkich strasznie i zmusza do niepotrzebnych słów i decyzji. Osłabia czujność, wzmacnia zadufanie w sobie, oślepia, ogłusza, zamyka na drugiego człowieka, tak język rozwiązuje, że ino cięgiem głupoty niepotrzebne gadamy. Nie ma jak się przed nim bronić; w tym roku ten wiatr po prostu duł cięgiem przez cały nasz kraj, przez co było, jak było. Wszyscyśmy się dali ogłupić jakimiś zapewnieniami, kalkulacjami, każdy marzył sobie o Bóg wie czym, a wyszły z tego tylko swary, kłótnie i wzajemne żale. To ino wiatr. Zakładajcie dobre czapki na uszy i nigdy nie idźcie z tym wiatrem, tylko słuchajcie uważnie samych siebie.

Pawełek (nieśmiało): A NOWE?

Głupek: NOWE? A bo to coś dziwnego albo niespotykanego? Każdy sezon, rok, nawet dzień każdy przynosi nowe, z którym musimy walczyć i radzić sobie. Nowe samo z siebie niczego nie buduje ani nie niszczy, to my - ludzie - możemy cokolwiek zrobić albo i nie zrobić nowego. Przepowiednia niczego wielkiego nie odkrywa: w tym roku przyjdzie NOWE, bo i jesteśmy nieco innymi ludźmi, czegoś się nauczyliśmy w ciągu ostatniego roku i wspólnymi siłami zdziałamy coś, czego jeszcze na tej ziemi nie widziano. Czy to będzie dobre, czy złe, czy się radować będziemy, czy smucić - to od nas i Boga dobrego zależy. Tylko. A teraz do roboty, trudny rok przed nami. Pracujcie ino dobrze, a żaden wiatr niczego nie zwieje.

Kniaź: Tak, tak... Koniec szopek, do roboty.

Cała reszta: Tak, tak... Do roboty.

(dzikie do niedawna tłumy szybko się rozchodzą do swoich zajęć, pogodzone ze sobą i światem. Pastuszkowie, choć nieco oszołomieni całą sytuacją, również udają się w drogę powrotną do swoich chat)

Krzyśko: Głupku, to wszystko piękne, co powiedziałeś... ale dlaczego ty sam jeden nie dałeś się omamić wiatrowi?

Głupek (z uśmiechem): Jestem tylko głupkiem, nie idiotą!

(Kompania ze śmiechem wraca do siebie, jak i cała siatkarska Polska. Zanim rozpocznie się żmudna, ale wartościowa praca nad sobą, by ten 2014 rok był lepszy od poprzedniego, by niezależnie od wyników i medali każdy mógł przyznać przed sobą po kolejnych dwunastu miesiącach, że jest mistrzem świata, pozwólcie, że cały nasz portal złoży Wam, Czytelnikom, najserdeczniejsze życzenia pomyślności i samych radosnych chwil w nadchodzącym roku; unikajcie niepomyślnych wiatrów, nie bójcie się nadciągających wyzwań i śmiało korzystajcie z nowego. Kochajcie siatkówkę, bo jest za co.

Autor ma skromną nadzieję, że lektura dzieła nie była męką jak oglądanie niektórych spotkań, a on sam zbyt dużo głupot nie napisał) 

(zanim zapadnie kurtyna, na koniec wybrzmi piosenka oparta na utworze samego Boba Dylana. Kto ją śpiewa? Lepsze jest inne pytanie: kto jej nie śpiewa?)

Ktoś mnie omotał kolejny raz, nakazał mi uwierzyć, że Jestem panem całego świata i mogę mieć wszystko, czego tylko chcę Po roku pełnym bolesnych klęsk wciąż nie wiem, jak to stało się, Poddani dawno zdradzili mnie, królestwo toczy wojny czerw, Korona leży u tronu...

Kolejne z moich złudzeń: nie mam już żadnych sił, by żyć, Wywieszam białą flagę, brudną od przelewanej krwi, Każdy wysiłek poszedł na marne, żałosny był mój każdy trud Jestem pariasem tego świata, zdradził mnie każdy człowiek i bóg Żadnego nie mam już wyboru...

To tylko przywidzenia, burzę piaskową wznieca wiatr, Przez nią trzeba się przedrzeć, stanąć z wyzwaniem twarzą w twarz, Choć czeka nas rok pełen wyzwań, kto ma podołać, jeśli nie my? Gdy wspólną pracą wszystkich rąk ziszczą się wszystkie nasze sny, Już nam nie przeszkodzi...

Idiotów wiatr, od Sopotu aż po mroźne szczyty Tatr, Zwiewa nas ze szlaku już od tylu lat, Idiotów wiatr, Wszechpotężny, lecz jedynie diabła wart, Opasał swoją wstęgą cały świat...

Idiotów wiatr, Wróżyć z talii trefnych i znaczonych kart, Brać za pewnik każde kłamstwo albo żart... Idiotów wiatr, Teraz już na pewno jedno dobrze wiem, Czy jest źle czy dobrze - po prostu kocham Cię...

KONIEC

(pojawiły się pytania: kim jest Głupek? To nie jest żaden siatkarz ani nawet postać ze świata siatkówki. To po prostu jeden z nas, który może coraz mniej rozumie z tego, co nas otacza, ale jak widać, czasem się przydaje!)

Michał Kaczmarczyk  [b]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

[/b]

Źródło artykułu: