Ostatnio w Dąbrowie Górniczej wydarzyło się sporo dziwnych rzeczy, dlatego nikogo nie powinien dziwić ten paradoks: nikt z ekipy Tauronu MKS nie otwierał butelek szampana, przeznaczonego na świętowanie tytułu mistrzowskiego, a mimo to tuż po ostatnim meczu finałowym Orlen Ligi wszyscy w tym klubie obudzili się z poważnym kacem. Po kilku dniach od feralnego finału ból głowy pewnie osłabł, ale pozostały nie najlepsze wspomnienia. Zagłuszyć je pomaga medialna karuzela transferowa, podczas której przerzuca się wciąż najróżniejszymi plotkami: odejdzie trener Waldemar Kawka! Wraz z nim połowa składu! Wielkie czyszczenie! Wielkie gwiazdy! Wielkie aspiracje! Szum wokół klubu trzeba usprawiedliwić, w końcu mowa o wicemistrzu Polski i jednym z czołowych zespołów w polskiej siatkówce kobiet, który w pięciu ostatnich meczach dostarczył tylu emocji, co wszystkie spotkania rundy zasadniczej ligi.
Może jednak warto przestać trzymać dąbrowski MKS na transferowym celowniku i pomyśleć, co stoi za hasłami i przewidywaniami przebudowy zagłębiowskiej drużyny. Bardziej zdecydowane określenia typu "wietrzenie szatni" lub "czystka" raczej nie pasują w kontekście tej ekipy, bo wicemistrz Polski 2013 po prostu ich nie zna. Dąbrowski klub od momentu awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej spokojnie i konsekwentnie ewoluował i rósł w siłę najpierw poprzez wzmacnianie składu klasowymi siatkarkami, następnie przez silnych sponsorów, gwarantujących finansową stabilność, potem przez promocję marki wśród rosnącej liczby kibiców z całej Polski, kończąc na doświadczeniach gry w krajowych i europejskich rozgrywkach. Zaowocowało to imponującym dorobkiem jak na ledwie sześć sezonów przygody z ekstraklasą: dwoma Pucharami Polski i brązowymi medalami ligi, Superpucharem, awansem do fazy play-off Ligi Mistrzyń i półfinału Pucharu CEV, w końcu srebrnym medalem... Czy jest na co narzekać?
Może gdyby Zagłębianki przegrały wyraźnie wszystkie meczem finału z Atomem Trefl Sopot, nie byłoby o czym dyskutować: były gorsze, widocznie zasłużyły na srebro. Problem w tym, że (cytując klasyka) "cała Polska widziała", że Tauron MKS absolutnie nie był słabszy od rywala, mało tego, od samego początku sezonu przygotowywał się do tego, by zdobyć pierwszy tytuł mistrzowski i parł do niego aż do momentu... Właśnie, czego? Dekoncentracji? Strachu? Załamania formy? Paniki? Dziwić mogą słowa libero Krystyny Strasz, która twierdziła: - Może jeszcze nie dorosłyśmy do tego, żeby być mistrzyniami Polski... Kiedy, jeśli nie po trzech przegranych walkach o wejście do finału? Po półfinałowym (sopockim!) koszmarze z sezonu 2011/12, po którym żaden kibic już nie powie: "Wynik 0:8 w tie-breaku? Tego nie da się odrobić"? Jeżeli tak drastycznie wpływające na morale zespołu wydarzenia nie zdołały go zahartować, to co w takim razie może to zrobić? Przegrane na własne życzenie mistrzostwo Polski?
Warto zaufać spostrzeżeniom ikony dąbrowskiej siatkówki, która zna swój klub jak mało kto. Może da się jakoś wytłumaczyć ten permanentny "brak dojrzałości"? Nawet, jeśli jest to zadanie skazane w góry na niepowodzenie, z pewnością należy pokusić się o wstępną diagnozę. Wydaje się, że MKS w najważniejszym momencie sezonu padł ofiarą swojej autorskiej koncepcji budowy drużyny, zakładającej poświęcenie obecności w drużynie gwiazd i liderek na rzecz szerokiego i wyrównanego składu. To, co sprawdzało się na krótkim dystansie Pucharu Polski, nie zdało egzaminu podczas finałowego maratonu, gdzie w trudnych chwilach czasem potrzeba po prostu siły i wytrwałości. Być może zabrakło takiej zawodniczki, jaką była w sezonie 2011/12 Izabela Kowalińska (wtedy jeszcze Żebrowska), która regularnie zdobywała ponad dwadzieścia punktów w spotkaniu?
[nextpage] W dodatku w Dąbrowie od dwóch lat powtarza się do znudzenia o zaletach długiej ławki rezerwowych, ale ile faktycznie przyniosła ona korzyści w finale? Po kontuzjach Ivany Plchotovej, Aleksandry Liniarskiej i Elżbiety Skowrońskiej nie udało się zasklepić dwóch poważnych wyłomów w żelaznej i znanej od początku sezonu szóstce trenera Kawki, w międzyczasie dzięki rotacjom dokonywanym przez trenera Grabowskiego z dobrej strony pokazały się Noris Cabrera i Dorota Pykosz, i to właśnie on okazał się beneficjentem pomysłu "długiej ławki". Dość przy tym wspomnieć, że w kluczowych momentach rywalizacji o złoto dąbrowianki patrzyły na siebie i rywalki ze strachem w oczach, modląc się tylko o to, by Rachel Rourke przestała regularnie trafiać w boisko...
Robert Koćma, prezes zagłębiowskiego klubu przyznał, że w MKS-ie zabrakło wyrazistej liderki, wojowniczki, która potrafiłaby natchnąć swoją postawą resztę koleżanek. Już przed końcem sezonu w dąbrowskim środowisku spekulowało się o sporych zmianach w obecnym składzie, niezależnie od końcowego wyniku. Wydawać by się mogło, że nadszedł idealny czas, by nieco skorygować listę płac w klubie i stworzyć drużyną "walczaków" pokroju Skowrońskiej, ale ostatnie doniesienia z obozu MKS-u zdają się potwierdzać pewną zachowawczość w polityce kadrowej.
Co prawda klub zakupił młodą i obiecującą Rachael Adams, ale wszystko wskazuje na to, że do Impela Wrocław przenosi się Frauke Dirickx, jedna z najlepszych rozgrywających ligi, której doświadczenie i spokój w poczynaniach ustępowały jedynie Magdalenie Śliwie. W wypowiedzi dla portalu sportowezaglebie.pl dyrektor sportowy Robert Karlik zapowiadał, że w klubie zostaną Krystyna Strasz i Joanna Staniucha-Szczurek, a prezes Koćma chce przedłużyć kontrakty z Elżbietą Skowrońską, Charlotte Leys i Katarzyną Zaroślińską. Tym samym w MKS-ie na przyszły sezon zostaje trzon dawnego zespołu i trudno mówić w tym wypadku o poważnej operacji na drużynie. Jednak jeżeli z Dąbrową Górniczą pożegnają się najbardziej doświadczone zawodniczki grające na kluczowych pozycjach, a niepewna jest przyszłość Magdaleny Śliwy i trenera Kawki (co jest trudne do wyobrażenia, ale nie nieprawdopodobne), poważnie zaburzona zostanie ustalona hierarchia w szatni MKS-u i ciągłość jego myśli szkoleniowej: trzeba będzie rozpocząć żmudny proces tworzenia tożsamości zespołu, który mimo widocznych zmian i ulepszeń wciąż będzie nosił w sobie pamięć o minionych klęskach.
Problem pojawia się także, gdy mowa o możliwych wzmocnieniach zagłębiowskiej ekipy. Po wicemistrzu Polski można by było spodziewać się giełdy nazwisk z krajowego topu, ale wszystko wskazuje na to, że te zostaną zagarnięte przez rosnących w siłę potentatów z Polic i Wrocławia. MKS może przeciwstawić się nowym, ale już potężnym graczom w Orlen Lidze jedynie stabilną pozycję z krajowej siatkówce i dotychczasowymi osiągnięciami: budżet beniaminka ligi będzie co najmniej dwukrotnie większy od tego, którym dysponuje wicemistrz Orlen Ligi i w tym wypadku dąbrowski klub jest skazany na czekanie na moment, w którym wszyscy bogatsi od niego nasycą się hitowymi transferami. W takim wypadku nie należy się spodziewać po Tauronie MKS zapierających dech w piersiach zakupów, a raczej uzupełnień na miarę czołowego klubu.
Najbliższe miesiące dadzą odpowiedź na to, jaką drogą pójdzie zarząd dąbrowskiego klubu. Jeśli chce on wciąż liczyć się na krajowym podwórku (nie wspominając o rywalizacji w Lidze Mistrzyń), musi on jak najwcześniej zareagować na wydarzenia z końcówki minionego sezonu i zapowiedzi nowego układu sił w Orlen Lidze. Może się okazać, że w przyszłym sezonie nie wystarczą drobne korekty i kosmetyczne zmiany, by dostosować się do ligowego krajobrazu, przeobrażającego się szybciej, niż można by przypuszczać. Wtedy trzeba będzie przeprowadzić bolesny zabieg na całym organizmie drużyny... bez możliwości odwleczenia jego terminu na przyszły rok.
Michał Kaczmarczyk
Z całej tej analizy najbardziej przemawia brak w Dąbrowie w ważnych momentach takiej kilerki, jak Rourke, która by z pełnym przekonaniem kończyła 9 Czytaj całość