Gospodynie spotkania z wielkim impetem rozpoczęły mecz. Agresywna zagrywka pozwoliła im całkowicie destabilizować przyjęcie klubu z Baku. Milena Radecka zmuszona była grać proste akcje, które z góry były skazane na niepowodzenie (25:17). W drugim secie role się odwróciły. Azerrail zdołał nieco uporządkować swoje poczynania na parkiecie, a Yamamay zaczął popełniać błędy. Szwankowało szczególnie rozegranie Valeri Caracuty, która pod nieobecność wciąż kontuzjowanej Carli Lloyd, kierowała grą mistrzyń Włoch. "Motyle" nie mogły skończyć swoich ataków, na szczelny blok drużyny Alessandro Chiappiniego nadziewały się Małgorzata Kożuch, Francesca Marcon czy nawet Valentina Arrighetti (16:25).
Azerska drużyna poszła za ciosem i głównie za sprawą, zbijającej z nonszalancją oraz prawdziwie amerykańskim luzem, Megan Hodge zwyciężyły w trzeciej partii 25:20. Czwarta odsłona spotkania była zdecydowanie najciekawsza. Siatkarki z Busto Arsizio rozpierała ambicja. Jak zwykle żywiołowo reagowała Arrighetti. Po jednej z niekorzystnych dla jej ekipy decyzji arbitra "Piske" odważyła się cisnąć ze złością ręcznik o podłogę. Starania zawodniczek Yamamay zostały nagrodzone, udało im się doprowadzić do tie-breaka, w którym triumfowały 15:8. A najwięcej powodów do wznoszenia okrzyków radości kibicom zgromadzonym w palaYamamay dała rezerwowa Maren Brinker.
Yamamay Busto Arsizio - Azerrail Baku 3:2 (25:17, 16:25, 20:25, 25:23, 15:8).
Yamamay: Kożuch, Caracuta, Faucette, Marcon, Bauer, Arrighetti, Leonardi (libero) oraz Bisconti, Brinker, Lombardo.
Azerrail: Radecka, Wensink, Sorokaite, Anzanello, Flier, Hodge, Korotenko (libero) oraz Karimowa, Lehtonen.