Grzegorz Szymański: Najbardziej będziemy żałować tego pierwszego seta

Podopieczni Radosława Panasa z sobotniego pojedynku z Jastrzębskim Węglem wyszli ze zdobyczą w postaci jednego punktu. - Uważam, że była szansa zainkasować trzy punkty - przyznał tuż po spotkaniu atakujący Politechniki Warszawskiej, Grzegorz Szymański.

Siatkarze AZS-u Politechniki Warszawskiej mają pracowity okres: w czwartek rozegrali spotkanie w ramach Pucharu Challenge z chorwacką ekipą Mladosti Marina Kastela, a w już w sobotę podejmowali Jastrzębski Węgiel. Mecz dostarczył wielu emocji, a Inżynierowie urwali Klubowym Wicemistrzom Świata dwa sety i jeden punkt. - Dobrze graliśmy i to po raz kolejny. Uważam, że była szansa zainkasować trzy punkty. Chyba najbardziej będziemy żałować tego pierwszego seta, bo tam wszystko było "na styku", była kontra na 22:21, ale, niestety, nie udało się - skomentował Grzegorz Szymański.

Podopiecznym Radosława Panasa udało się doprowadzić do tie-breaka ze znacznie wyżej notowanym przeciwnikiem. Jednak w finałowej odsłonie spotkania do głosu głównie dochodzili goście. - Zaczęło się od mocnych zagrywek. Michał Kubiak stanął w polu zagrywki, dodatkowo publiczność go podgrzewała, zaserwował dwa razy dobrze, co przełożyło się na naszą niemożność wyprowadzenia ataku. Jastrzębianie odjechali na 6:2 i z taką drużyną ciężko jest odrobić taką różnicę punktów w tie-breaku. Tym bardziej, że u nich emocje już troszkę opadły, zaczęli grać spokojnie i dociągnęli do końca - tłumaczył atakujący warszawskiej drużyny.

Inżynierowie często podejmowali ryzyko w polu zagrywki. Niestety, nie wychodziło im to na dobre, czego skutkiem była spora ilość punktów oddanych jastrzębianom po błędach własnych w serwisie. - Ostatnio w miarę dobrze się czujemy w tym elemencie, dlatego chcieliśmy ryzykować - wyjaśnił Szymański. - Prawda jest taka, że rzeczywiście nie udało się, popsuliśmy za dużo zagrywek. Czasem dwóch czy trzech zawodników pod rząd psuło zagrywki, a tak być nie powinno. Jeśli się chce wygrywać z takimi drużynami, jak Jastrzębski Węgiel, to nie wolno tyle psuć. A zbyt wielu szkód naszą zagrywką nie wyrządziliśmy rywalom. Na Torwarze trenujemy raz przed meczem i może to też jest przyczyną, że ciężko było nam się wbić, to jest inna hala o innych gabarytach, ale to nas nie usprawiedliwia - dodał nasz rozmówca.

Stołeczni siatkarze czasu na odpoczynek nie będą mieć zbyt wiele, bowiem już we wtorek rozegrają rewanżowe spotkanie w ramach Challenge Cup. Ich rywale - chorwacka Mladost Marina Kastela - będą podejmowali próbę odegrania się za porażkę 0:3. Zwycięstwo odniesione przez Politechnikę na wyjeździe sprawia, iż zespół już jest w połowie drogi do awansu do dalszego etapu rozgrywek. - Nie, nie, nie wolno tak mówić – zastrzega Grzegorz Szymański. - Przykład AZS-u Częstochowa pokazał, że nigdy nie można myśleć w tej kategorii, dopóki mecz się nie skończy. Nawet jak będzie 2:0 i w trzecim secie 24:12 to nikomu nie powinno przejść przez myśl, że już jest koniec - przestrzega siatkarz.

Komentarze (5)
aknemes
15.01.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
fakty są takie, że we wczorajszym meczu Politechnika popsuła masę zagrywek, a mimo tego wciąż ryzykowali w polu zagrywki i to do samego końca. gdyby nie to, to kto wie, jak mogłyby się potoczyć Czytaj całość
avatar
paranienormalna
15.01.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
we wszystkim trzeba mieć umiar, a w przypadku polskich siatkarzy - przede wszystkim w zagrywce... jak któremuś już z rzędu nie idzie, punkty dla rywali lecą, że aż żal, to chyba trzeba trochę p Czytaj całość
maro
15.01.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
dobrze mówisz Grzegorz, jeszcze trochę i będziesz żałował, że wpadłeś na pomysł, by podpisać kontrakt z zespołem z Warszawy, a może się mylę i ty już żałujesz