- Kreuje się mnie na głównego winowajcę porażki, bo widać zawsze trzeba znaleźć kozła ofiarnego. Jeśli ja nim mam być, to proszę bardzo, dla mnie świat się nie zawali. Zrozumiem to, nauczę się z tym żyć - mówił jeszcze pod koniec 2010 roku Mariusz Wlazły.
Siatkarz w Lidze Światowej i na Mistrzostwach Europy nie grał, ale początkowo wydawało się, że podobnie jak Daniel Pliński, Michał Winiarski i Paweł Zagumny chciał zregenerować siły po ciężkim sezonie. Prawdziwa afera wybuchła jednak, kiedy Wlazły nie znalazł się w ogłoszonej w październiku 2011 roku przez Andreę Anastasiego kadrze na Puchar Świata. Jak się później okazało, zawodnika do występu na PŚ próbował przekonać sam prezes PZPS, Mirosław Przedpełski, ale Wlazły był nieugięty. - Mariusz jest trudnym człowiekiem do rozmów i wydaje mi się, że nie da się wygrać z jego charakterem. Cały czas ma jakieś swoje żale, pretensje do wszystkich dookoła - mówił później Przedpełski.
Atmosfera wokół Wlazłego zrobiła się na tyle gęsta, że siatkarz postanowił wydać oświadczenie, w którym szczegółowo uzasadnił swoją absencję w reprezentacji Polski. Wyjaśnienia siatkarza podzieliły siatkarskich kibiców, ale przynajmniej ucięły spekulacje na temat braku zawodnika w reprezentacji. - Prezes w sprytny sposób zrzucił całą odpowiedzialność za sytuację, że nie gram w kadrze na mnie. Tymczasem jest inaczej - pisał wyjaśniając, że przez wiele lat był w stanie poświęcić dla kadry wszystko i wielokrotnie występował w reprezentacji z kontuzjami. Tymczasem PZPS nigdy nie interesował się jego zdrowiem.
Jeden z ostatnich występów Wlazłego w reprezentacji. Sierpień 2010, Memoriał Wagnera
Czarę goryczy paradoksalnie przelały wrześniowe Mistrzostwa Europy, na których Wlazły przecież nie grał. - Nawet nie spodziewałem się, że po powrocie reprezentacji… dostanie się mnie. Nic złego nie zrobiłem, a już działacze wywołali dyskusję na temat Wlazłego. Zamiast się cieszyć i chwalić tych, co grali, mówili, że Wlazłemu nie będzie łatwo wrócić, że się będzie musiał starać. Nie można było po prostu zostawić mojego tematu? Zająć się tymi, którzy grali i którzy zasłużyli na wiele ciepłych słów? - pisał.
Siatkarz zaznaczył, że dopóki nie zmieni się podejście PZPS, on w kadrze nie zagra. - Działania Związku zrujnowały moje marzenia. Uwierzcie mi, że jeżeli gra w reprezentacji byłaby tylko zaszczytem i honorem, to na pewno bym w niej grał. Nie mam większych sportowych marzeń niż olimpijski medal, niż wysłuchanie Mazurka Dąbrowskiego z najwyższego stopnia podium. Niestety, coraz wyraźniej widzę, że nie będę miał możliwości tych marzeń zrealizować. I z pewnością nie jest to moja wina - zaznaczył.
Na odpowiedź PZPS długo nie trzeba było czekać. - Ze swojej strony mogę zapewnić, że jeżeli zdrowie i sportowa forma tego zawodnika pozwoli, to zawsze może starać się o miejsce w kadrze narodowej. Mariuszowi Wlazłemu życzę dużo zdrowia i wielkich sukcesów na miarę jego talentu - podkreślał w oświadczeniu prezes Przedpełski, zaznaczając, że PZPS jest prekursorem jeżeli chodzi o ubezpieczenia sportowe zawodników i zawodniczek, którym zapewnia pełną opiekę medyczną i rehabilitacyjną.
Obie strony, zarówno PZPS jak i Mariusz Wlazły wydają się być nieugięte i twardo obstają przy swoich argumentach. Szanse na powrót zawodnika do kadry wydają się więc niewielkie. Oczywiście, jak pokazały Mistrzostwa Europy czy też ostatni Puchar Świata, kadra bez Wlazłego radzi sobie całkiem dobrze. Tylko czy jego rozbrat z reprezentacją musiał odbyć się w atmosferze skandalu?
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)