Jakub Jarosz: Skupmy się na swojej dobrej grze

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po niedzielnym zwycięstwie nad Argentyną, podopiecznym Daniela Castellaniego pozostają tylko cztery mecze do zakończenia rozgrywek grupowych Ligi Światowej 2010. Przed biało-czerwonymi najważniejsze spotkania z Kubą. <i>- Jeżeli zagramy zespołowo, to wierzę, że uda się osiągnąć korzystny wynik</i> - przekonuje Jakub Jarosz.

W tym artykule dowiesz się o:

- Zadanie zostało wykonane - cieszy się Jakub Jarosz, podstawowy atakujący reprezentacji Polski w spotkaniach z Argentyną. - Z dobrą grą zwycięstwa musiały przyjść. Może nasza gra nie jest jakaś znakomita, ale na razie liczą się wyniki - dodaje jeden z głównych autorów zwycięstwa nad ekipą Albicelestes.

Zwycięstwa nad ekipą z Ameryki Południowej nie przyszły podopiecznym Daniela Castellaniego tak łatwo, jak wszyscy zakładali. Na szczęście starcia z praktycznie drugim garniturem Argentyny nie kosztowały biało-czerwonych straty żadnego punktu, co nadal pozwala im myśleć o awansie do turnieju finałowego w… Argentynie. Póki co trzeba skupić się na wyeliminowaniu pomyłek. - Nie ma co szukać naszych słabych punktów, kiedy mecz zakończył się pozytywnym wynikiem, a zwycięzców się nie sądzi - opowiada Jarosz.

Kolejnym przeciwnikiem naszej reprezentacji będzie zespół Kuby, czyli główny kandydat do zajęcia pierwszego miejsca w grupie D. Do tej pory tylko Polacy odebrali im punkty, wygrywając na ich terenie 3:0 i minimalnie ulegając w tie-breaku. - Nie myślimy o spotkaniach, które były na Kubie. Powtarzam po raz kolejny - skupmy się na swojej dobrej grze - zapewnia jedna z głównych postaci weekendu w Hawanie.

Jaka jest więc recepta na pokonanie kolejnych przeciwników? - Założenia są takie same. Jeżeli zagramy zespołowo, to wierzę, że uda się osiągnąć korzystny wynik. Koncentracja przede wszystkim - twierdzi.

Dodatkowym atutem naszych kadrowiczów będzie z pewnością widownia, która w komplecie zapełni łódzką Atlas Arenę. - Publika jak zawsze dopisała i nie zawiodła. Wspaniale gra się u siebie za każdym razem - zakończył.

Źródło artykułu: