Pronar Zeto Astwa AZS Białystok - TS Wisła Kraków 3:2 (24:26, 15:25, 25:22, 26:24, 15:12)
AZS Białystok: Szeszko, Koczorowska, Hendzel, Palczewskaja, Walawender, Hardzeyeva oraz Saad (libero), Sachmacińska, Kalinowska, Leżenkina, Gierak.
Wisła Kraków: Śliwa, Mróz, Kosek, Surma, Opalińska, Sikora oraz Targosz (libero), Kunc, Hatala, Żochowska
Początek spotkania wskazywał na duże emocje. Zacięta gra obu zespołów nie pozwalała żadnemu z nich odskoczyć na kilka punktów. Inicjatywę miały gospodynie (3:2, 4:3, 5:4). Na krótko przed pierwszą przerwą techniczną nie skończyły jednak ataku, co wykorzystała Karolina Surma atakiem z obejścia. Następnie po zdobyciu przez nią oczka asem serwisowym przyjezdne schodziły na krótką przerwę przy prowadzeniu 8:6. Mała przewaga oczek utrzymywała się do stanu 10:11, kiedy to na zagrywce stanęła Paulina Opalińska. Wtedy to krakowianki przyspieszyły grę. Sprytne plasy Karoliny Kosek, atak w antenkę Katarzyny Walawender oraz kiwka Magdaleny Śliwy spowodowały, że na tablicy pojawił się wynik 10:15. Mądra gra wiślaczek nie pozwalała białostoczankom na dogonienie przeciwniczek. Przewaga wciąż się utrzymywała (12:16, 13:17, 15:20, 18:22). Kiedy przyjezdne zdobyły atakiem z prawego skrzydła dwudziesty czwarty punkt, nic nie zapowiadało nerwowej końcówki. AZS zdołał jednak wykrzesać z siebie dość sił, by wprowadzić popłoch w szeregi krakowianek. Dzięki dobrym zagrywkom Leżenkiny gospodynie najpierw zablokowały Kosek, a następnie zmusiły do błędów swoje przeciwniczki, czym doprowadziły do remisu. Wisła nie zraziła się takim obrotem sprawy i przeprowadziła skuteczną akcję środkiem, a set zakończył się błędem Justyny Sachmacińskiej, która zaatakowała w siatkę.
Druga odsłona meczu to całkowita dominacja krakowianek. Gospodynie, podłamane pechową końcówką poprzedniego seta i wypuszczeniem z rąk okazji do objęcia prowadzenia w meczu, popełniały dużo błędów własnych. Względnie funkcjonował jedynie środek, na którym nadzieje na lepszą postawę dawała Alena Hendzel. Na pierwszą przerwę techniczną zespół przyjezdnych schodził prowadząc trzema punktami. Ósmy punkt dało Wiśle mądre obicie potrójnego bloku białostoczanek. Te z kolei, zmuszone do błędów, często myliły się. Przegrywały odpowiednio 5:12, 8:14 i 9:16. Po drugiej przerwie technicznej obraz gry gospodyń nie zmienił się. Pogrążone w letargu akademiczki biły po autach. Stać je było jedynie na zdobycie piętnastu punktów, a pierwszą już piłkę setową krakowianki wykorzystały blokując Ilonę Gierak.
W trzeciej odsłonie AZS złapał drugi oddech i wrócił do gry. Po błędzie Sikory na tablicy wyników pojawił się tak bardzo wyczekiwany przez kibiców zgromadzonych w hali remis. Ich nadzieje zniweczył jednak błąd przyjęcia Joanny Szeszko i atak Wisły po bloku (6:8). Kiedy wydawało się, że spotkanie zakończy się w szybkich trzech setach, gdyż nie do zatrzymania była Karolina Kosek oraz Katarzyna Mróz, kapitan białostockiego zespołu tchnęła nowe życie w swoją ekipę. Błąd podwójnego odbicia Śliwy, a także atak ze środka Kalinowskiej dał AZS-owi prowadzenie 16:14. Wiślaczki nie miały jednak zamiaru odpuszczać, ale białostoczanki niesione dopingiem kibiców kontrowały swoje przeciwniczki. Udany blok zaliczyła Tatiana Hardzeyeva (21:18), a następnie koncert swojej gry dała świetnie dysponowana Hendzel, która najpierw zdobyła punkt środkiem, a później rozbiła krakowianki kąśliwymi zagrywkami. Seta zakończył jej as serwisowy (25:22).
Pierwszy punkt w czwartym secie zdobył AZS, który od samego początku starał się narzucić Wiśle swój styl gry. W ataku brylowały Hardzeyeva z Hendzel, a blok Walawender na spółkę z białoruską środkową dał prowadzenie gospodyniom 8:5. W zespole z Krakowa stały poziom gry utrzymywały jedynie Katarzyna Mróz i Karolina Kosek. Wyraźnie rozegrała się jednak Katarzyna Kalinowska, która zmieniła słabo dziś dysponowaną Dominikę Koczorowską. Jej blok na jednej z przyjezdnych dał AZS-owi prowadzenie 15:10. Od stanu 18:15 coś w grze Pronaru się jednak zacięło. Błędy gospodyń i mądre ataki przyjezdnych sprawiły, że zespół z Krakowa powrócił do gry. Z pięciopunktowej przewagi Białegostoku nic już nie zostało (19:19, 21:21, 23:23). Wtedy ciężar gry wzięła na siebie Szeszko, której atak dał AZS-owi pierwszą piłkę setową. Szybką akcją ze środka odpowiedziała wprawdzie Mróz, lecz kapitan białostockiego zespołu ponownie dała swoim koleżankom nadzieję na piątego seta, co zaowocowało błędem krakowianek i ich atakiem w siatkę (26:24).
Tie-break rozpoczął się po myśli broniących się przed spadkiem gospodyń. Błyskawicznie objęły one prowadzenie 3:0, na co równie szybko zareagował trener Wisły Kraków, biorąc czas. Na niewiele się to jednak zdało, gdyż AZS nie dał się wybić z rytmu. W ataku rządziła Hardzeyeva, która zdobyła czwarty i piąty punkt dla swojego zespołu (5:1). Krakowianki nie poddawały się i sięgnęły po swoją najskuteczniejszą broń - ataki ze środka. Białostoczanki nie miały zamiaru się tym zrazić i robiły swoje, co dało im prowadzenie 10:5. Wtedy jednak w wiślaczkach nastąpiła przemiana. Sygnał do walki dał szczęśliwy as serwisowy, zdobyty po taśmie przez doświadczoną Śliwę (11:8). Piłkę na kontrze skończyła też Kosek, a zerwany atak zawodniczki z Białegostoku spowodował, że TS Wisła Kraków zdobyła kontakt z zespołem przeciwnym. Białostoczanki nie pozwoliły już jednak krakowiankom na zbyt wiele – Joanna Szeszko dała AZS-owi piłkę meczową, którą po długiej akcji wykorzystała Katarzyna Walawender.
Ten mecz dowodzi, że rozgrywki barażowe żądzą się swoimi prawami. Duża nerwowość, ogromne emocje – oto jak można opisać przebieg dzisiejszego meczu. Wisła, mimo że zwycięstwo miała na wyciągnięcie ręki, przegrała, a AZS pokazał dużą wiarę w końcowe zwycięstwo. Nie na darmo więc mówi się, że kto nie wygrywa meczu 3:0 (prowadząc 2:0), ten musi przełknąć gorycz porażki. To jednak nie koniec rywalizacji. Walka toczy się do trzech zwycięstw, choć niewątpliwie w tym momencie to Białystok jest bliżej osiągnięcia upragnionego celu, jakim jest pozostanie w LSK.