Posłowie bez większych wątpliwości przegłosowali nowelizację ustawy o sporcie, która zakłada obowiązek znaczącego zwiększenia udziału kobiet w zarządach związków (do minimum 30 procent), wybierania do władz przedstawicieli zawodników, a także powołanie rzecznika ochrony praw zawodników. Niektóre z tych zapisów rodzą spore kontrowersje.
Nie budzi sam zamysł, ale fakt, że związki wciąż nie otrzymały dodatkowych wytycznych, a przepisy są obecnie mało precyzyjne.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Obecnie w zarządzie kierowanego przez pana związku na 22 osoby zasiada jedna kobieta. Uda wam się tak szybko zmienić proporcje i wprowadzić dodatkowe siedem kobiet?
Sebastian Świderski, prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej: To może być dużym wyzwaniem, bo jednak do tej pory proporcje były inne. Obecnie spośród pięciu, sześciu nowo wybranych zarządów związków wojewódzkich mamy trzy czy cztery kobiety. Nie jest więc tragicznie, ale do optymalnej sytuacji sporo brakuje. Nie panikuję i czekam na wyniki wyborów w kolejnych województwach.
Czasu nie ma jednak dużo, bo wybory na prezesa PZPS w czerwcu przyszłego roku. W nieco ponad pół roku da się przeprowadzić aż tak duże zmiany?
W naszym statucie jest zapisane, że zarząd ma liczyć od 15 do 23 członków. Jeśli kobiet będzie mniej, to być może trzeba będzie wybrać mniejszy zarząd. Będziemy się starali spełnić wymagania dotyczące parytetu płci.
Co konkretnie ma pan na myśli?
Jeśli delegaci nie wybiorą odpowiedniej liczby kobiet do zarządu, to istnieje możliwość dokooptowania dodatkowych osób przez zarząd. Nie chciałbym jednak tego robić. Na szczęście kobiet pojawia się w naszym środowisku coraz więcej i mam nadzieję, że do czerwca będzie ich na tyle wiele, że delegaci będą mogli dokonać mądrego wyboru. Niedawno Aneta Olszycka została pierwszą kobietą na stanowisku prezesa Wojewódzkiego Związku Piłki Siatkowej w Łodzi. Nie ma zatem powodu do obaw z powodu parytetowych regulacji.
ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie
Nie ma pan wrażenia, że wprowadzanie tak szybko nowych regulacji może zaszkodzić związkom sportowym, ale też idei wprowadzania kobiet do najwyższych władz?
To środowisko powinno wybierać najlepszych i najbardziej zaangażowanych spośród siebie, bez względu na płeć. Ale rozumiem stanowisko ministra Sławomira Nitrasa, który chce zwiększyć szanse kobiet. Jednak źle by było, gdyby jedynym argumentem za wejściem do zarządu była płeć. Niestety, takie przypadki mogą się zdarzać, co byłoby bardzo szkodliwe. Wiedzę i doświadczenie w strukturach sportowych trzeba sobie wypracować przez lata, a przyspieszanie tego procesu jest ryzykowne.
Ma pan pomysł, co będą musiały robić związki, które będą miały jeszcze większe problemy z wytypowaniem takiej liczby kobiet? Gigantyczne kłopoty mogą mieć przedstawiciele Polskiego Związku Motorowego czy Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Nowe regulacje mogą doprowadzić do zachowań patologicznych. Oby nie było żałosnych pomysłów, by na przykład do zarządu wprowadzać członkinie z najbliższej rodziny, czy znajome działaczy, byle tylko spełnić wymogi. Mogłoby to całkowicie skompromitować ideę, a to utrudniłoby prowadzenie efektywnych działań.
Od zasady 30 procent kobiet w zarządzie można odstąpić, ale będzie wiązało się to z utratą finansowania z budżetu ministerstwa. Rozważacie taką opcję?
Nie, realizujemy mnóstwo projektów związanych ze szkoleniem i popularyzacją siatkówki. Najlepszym przykładem jest choćby projekt Siatkarskich Ośrodków Szkolnych, który uchodzi za wzór dla innych dyscyplin, a jest finansowy z ministerstwa. Nie może zaprzepaścić pracy, którą włożyliśmy w promowanie siatkówki.
To jednak nie jedyne problemy z nowelizacją. Według nowych zapisów w zarządzie ma być reprezentant Polski. A więc zawodnik, zawodniczka będzie miała wpływ na wybór i ocenę selekcjonera. Jak to sobie wyobrażacie?
Może dobrze by się stało, gdyby w tym czasie zostały przeprowadzone głębsze konsultacje środowiskowe. Nie jest doprecyzowane, kto miałby być przedstawicielem zawodniczek i zawodników. W efekcie - jak pan mówi - mogłaby powstać trudna do zaakceptowania sytuacja, gdy kadrowiczka czy kadrowicz braliby udział w wyborze, czy ocenie swojego własnego szkoleniowca, a nawet negocjacjach zasad wynagrodzenia. Treść tych przepisów wymaga jeszcze doprecyzowania.
Wiadomo chociaż, czy zawodnicy będą wybierać swojego przedstawiciela spośród siebie, wskazanych delegatów, czy dowolnie wskazanych ludzi?
Na żadne z tych pytań nie ma aktualnie odpowiedzi. Nie wiem, co stałoby się, gdyby przedstawicielem zawodników został choćby Aleksander Śliwka, który obecnie gra w Japonii i z naturalnych przyczyn nie byłby w stanie pojawić się na żadnym zebraniu zarządu. Gdyby jakimś cudem przyjechał na zarząd, to nie wyobrażam sobie, by wybierał sobie późniejszego trenera.
Mam wrażenie, że ustawa została przygotowana, by dobrze prezentowała się jako całość, ale zupełnie zaniedbano szczegóły. A przecież nowelizacja ma wejść w życie już od stycznia 2025 roku.
Dwa tygodnie temu byliśmy w ministerstwie i muszę przyznać, że po tym spotkaniu pozostało wiele kwestii wymagających wyjaśnienia. Czekamy na wskazówki.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Nikt nie ma prawa nikogo pytać czy uważa się za kobietę czy mężczyznę.
Lewicy zawsze było bardzo blisko do faszyzmu!