Pozycja środkowego w reprezentacji Polski jest wyjątkowo mocno obsadzona. Na kilka miesięcy przed igrzyskami olimpijskimi trudno wskazać, na których zawodników zdecyduje się postawić Nikola Grbić. Mateusz Bieniek, dla którego nadchodzący sezon będzie dziewiątym w drużynie narodowej, w rozmowie z TVP Sport powrócił wspomnieniami do swojego debiutanckiego występu.
28 maja 2015 roku na trybunach trójmiejskiej Ergo Areny zasiadło ponad 8 tysięcy kibiców. Dla 21-letniego wówczas Bieńka był to pierwszy występ przed tak dużą widownią. Po jego boiskowych poczynaniach nie było jednak widać cienia paraliżującego stresu. Polacy pokonali Rosję 3:0, a młody środkowy rozegrał mecz bliski ideału. Zanotował 100-procentową skuteczność w ataku (7/7), wykonał 4 punktowe bloki i 3 asy serwisowe. Z miejsca wyrobił sobie bardzo solidne fundamenty pod dalszą budowę reprezentacyjnej kariery.
- Minęło dziewięć lat od mojego debiutu w kadrze. To wtedy moja rozpoznawalność z dnia na dzień, czy właściwie z godziny na godzinę, wzrosła. Pamiętam, że po pierwszym meczu z Rosją zainteresowanie było ogromne. Pamiętam też pierwsze rozmowy z trenerem Antigą po tym meczu. Zakazał mi wchodzenia w social media, czytania wywiadów... To był przełomowy moment - wspomina 30-letni środkowy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gwiazdor NBA nie przestaje zadziwiać. Jak on to trafił?
Zaskoczony dobrym występem swojego ówczesnego podopiecznego nie był Dariusz Daszkiewicz, który w tamtym czasie prowadził Mateusza Bieńka w Effectorze Kielce. Doświadczony szkoleniowiec po meczu z Rosją przyznał, że był wyjątkowo spokojny o jakość jego gry.
- Byłem pewien, że Mateusz nie przestraszy się rywala. On nie wie, co to trema. Gra swoje niezależnie od tego, kto stoi po drugiej stronie siatki i ile osób jest na trybunach - mówił Dariusz Daszkiewicz, trener Bieńka w Effectorze Kielce, po pierwszym meczu podopiecznego w seniorskiej reprezentacji Polski.
Reprezentant Polski po latach przyznaje, że debiut w zespole prowadzonym przez Stephane'a Antigę stanowił przełomowy moment w jego karierze. Pozwolił mu również wybić się sportowo i zagrać w zespołach, które z powodzeniem rywalizowały o najwyższe cele.
- Grałem wtedy w mało popularnej drużynie... To było miejsce, w którym młodzi mieli dostawać szanse i ogrywać się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nie zarabialiśmy dużych pieniędzy; graliśmy z myślą, by w krótkiej perspektywie wybić się do lepszego klubu. To z Kielc pojechałem pierwszy raz na reprezentację i poznałem wszystkich topowych siatkarzy w Polsce. To był dla mnie duży szok i to pod każdym względem Zaraz po debiucie w kadrze zaczęto mnie zaczepiać na ulicach po autograf, zdjęcie. To wcześniej się nie zdarzało - powiedział Bieniek.
Za kilka miesięcy reprezentację Polski czeka występ na najważniejszym turnieju w ciągu ostatnich trzech lat (IO w Tokio rozgrywano w 2021 roku - dop. red.). Na igrzyskach olimpijskich w Paryżu Biało-Czerwoni mają zamiar powalczyć o pierwszy złoty medal od 1976 roku. Presja towarzysząca naszej drużynie jest spora. Trenera Nikolę Grbicia czeka trudne zadanie, wybrania 12 zawodników, którzy we Francji powalczą o historyczny sukces. Mateusz Bieniek nie ukrywa, że marzy, aby znaleźć się w tym gronie.
- To nie będzie łatwe zadanie! Chętnych jest wielu. Przede wszystkim chciałbym, żebyśmy wszyscy byli zdrowi. Jestem spokojny o to, że jak zdrowie dopisze, to dobrze się przygotujemy i zrobimy swoją robotę. Nie będzie to łatwe, ale mamy już tak ograny i doświadczony zespół, że do Paryża chcemy pojechać po medal - powiedział 30-letni środkowy.
Czytaj także:
Rozpędzili się na finiszu. Szóstka 29. PlusLigi wg WP SportoweFakty
Fatalna diagnoza. Zatorski tak zareagował na słowa lekarzy
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)