Puchar Challenge to trzecie w hierarchii trofeum do wywalczenia przez kluby rywalizujące w europejskich pucharach. Nic dziwnego, że ekipy z czołowych lig Starego Kontynentu niespecjalnie garną się do gry. Dla większości uczestników oznacza to dodatkowe nakłady finansowe. Nagroda za zwycięstwo ufundowana przez Europejską Konfederację Siatkówki jest natomiast kolei nieadekwatna do poniesionych kosztów.
Siatkarze Projektu Warszawa swój pierwszy mecz z Vero Volley Monza wygrali przed własną publicznością 3:1. W rewanżu podopieczni Piotra Grabana potrzebują tylko dwóch setów, aby sięgnąć po trofeum. W przypadku zwycięstwa, na konto klubu wpłynie 50 tysięcy euro. Przegrany będzie musiał zadowolić się wypłatą w wysokości 30 tysięcy euro. To niewiele biorąc pod uwagę koszty poniesione przez kluby w trakcie całej rywalizacji i kwota śmiesznie niska, jeśli porówna się to z nagrodami, jakie federacja piłkarska, UEFA, wypłaca triumfatorom Rozgrywek Ligi Konferencji, również trzeciego co do ważności pucharu w piłce nożnej. Tam zwycięzca może liczyć, na poza wieloma wcześniejszymi bonusami, nagrodę w wysokości 5 mln euro.
- Jeden przelot zagraniczny to dwadzieścia-trzydzieści tysięcy złotych, pobyty na wyjazdach też kosztują, a gdy u siebie gra się z drugim czy trzecim garniturem europejskim, trudno oczekiwać pełnych hal i wielkich wpływów biletowych - przyznaje w rozmowie z "Super Expressem" Sebastian Świderski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: młody Messi bohaterem. Zobacz jego bramkę
Prezes PZPS nie ukrywa, że większość klubów musi dokładać finansowo do gry w europejskich pucharach. Podobny problem dotyczy bowiem ekip rywalizujących w najbardziej prestiżowej Lidze Mistrzów. Na zero mają szansę wyjść jedynie ekipy, które dotrą do najlepszej czwórki w rywalizacji elity Starego Kontynentu.
- W siatkarskiej Lidze Mistrzów nie dokłada się do interesu, tylko wówczas, gdy znajdzie się w półfinale i to pod warunkiem, że nie lata się wszędzie czarterami. Gdyby w takim Pucharze Challenge zwiększono nagrodę z 50 do 100 tysięcy euro, to może by nie wywróciło do góry nogami federacji europejskiej? - pyta retorycznie były reprezentant Polski.
Zdaniem Sebastiana Świderskiego, problem mogłaby rozwiązać rewolta ze strony klubów i stworzenie alternatywnych rozgrywek z udziałem najlepszych drużyn Europy na wzór rozgrywek koszykarskich. Tam rywalizacja w Eurolidze toczy się niezależnie od koszykarskiej federacji.
Czytaj także:
Nikola Grbić ma plan. Celem jest medal igrzysk olimpijskich
Ogromny pech reprezentantki Polski. Zaledwie kilka miesięcy przed igrzyskami olimpijskimi