Silk Way Rally 2019: pustynia Gobi zbiera żniwo. Wypadek Arkadiusza Lindnera

Materiały prasowe / Na zdjęciu: rywalizacja w Silk Way Rally
Materiały prasowe / Na zdjęciu: rywalizacja w Silk Way Rally

Silk Way Rally jest obok Rajdu Dakar i brazylijskiego Dos Sertoes, jednym z trzech najdłuższych rajdów cross-country świata. W dziewiątym dniu, trudy rywalizacji dotknęły Arkadiusza Lindnera, który uległ wypadkowi i z trasy zabrał go śmigłowiec.

Ściganie na azjatyckich bezdrożach z każdym dniem staje się bardziej wymagające, o czym w poniedziałek przekonał się polski quadowiec Arkadiusz Lindner. Zanotował on upadek i potrzebował pomocy medycznej. Niemal pół godziny przy swoim koledze spędził Rafał Sonik, udzielając mu niezbędnej pomocy.

Trasa tegorocznej edycji Silk Way Rally wydaje się trudniejsza z każdym dniem, przybliżającym zawodników do mety. Spektakularne kraksy mieli w ostatnich dniach Joan Barreda czy Sam Sunderland. W niedzielę, po rolce na wydmach, z rajdu wypadł lider klasyfikacji ciężarówek, Białorusin Siergiej Wiazowicz.

Czytaj także: Kubica przed Vettelem. Po dekadzie przerwy

Również w poniedziałek, wytrzymałość uczestników została wystawiona na srogą próbę. W pierwszej części oesu musieli pokonać piaszczysty teren, pełen niewielkich, ściętych wydm, poprzerastanych krzewami i wysokimi trawami. - Ten odcinek kosztował nas mnóstwo energii i sił. Teren był równie paskudny, jak wczoraj, nawigacja wymagała skupienia, a z nieba lał się żar. Niewykluczone, że właśnie potworne zmęczenie miało związek z wypadkiem Arka - mówił na mecie Rafał Sonik.

ZOBACZ WIDEO: Niezręczne pytanie o przyszłość Roberta Kubicy. Obok siedział sponsor

Lider Silk Way Rally jechał około 200 m za swoim kolegą. W pewnym momencie Lindner zniknął mu za wzniesieniem, a gdy sam je pokonał zobaczył stojący quad i leżącego obok zawodnika. - Natychmiast się zatrzymałem. Arek był nieprzytomny, więc zacząłem go cucić. Nacisnąłem czerwony przycisk na jego quadzie, sygnalizujący wypadek z obrażeniami ciała i wezwałem śmigłowiec ratunkowy. Skropiłem twarz i szyję wodą, osłoniłem od słońca i po chwili zaczął odzyskiwać przytomność. Niewiele pamiętał, więc nie wiem, jak doszło do wypadku. Narzekał na ból nogi, ramienia i miednicy. Zostałem z nim do momentu przybycia śmigłowca - relacjonował krakowianin.

Już w szpitalu okazało się, że Arkadiusz Lindner doznał złamania kości miednicy, a to niestety oznacza dla niego koniec dobrze zapowiadającego się sezonu Pucharu Świata. Rafał Sonik ruszył w dalszą drogę, ale do mety jechał już bardzo ostrożnie.

- W takich sytuacjach nie da się utrzymać tempa. Człowiek ma większą skłonność żeby odjąć gaz, dwa razy przemyśleć każdą decyzję i jechać asekuracyjnie. Zwłaszcza, że znów wyprzedziły mnie samochody oraz ciężarówki. Druga, kamienista część etapu była więc zniszczona i pełna pułapek w postaci luźnych kamieni, odłamków skalnych, dziur i wyrw, w których łatwo o błąd - opisywał wyraźnie zmęczony i przygnębiony Sonik.

Czytaj także: Vettel przeprosił Verstappena po wyścigu

Dziewiąty etap padł łupem Aleksandra Maksimowa, który wyprzedził polskiego mistrza o zaledwie cztery minuty. To oznacza, że przed ostatnim etapem, liczącym w sumie 556km, "SuperSonik" zachował nad Rosjaninem niemal dwugodzinną przewagę (1:47.51).

We wtorek, na ostatniej "prostej" do Dunhuang, organizator zapowiedział zdecydowanie więcej jazdy po wielkich, pięknych wydmach. Odcinek specjalny będzie liczyć 255 km.

Komentarze (0)