Według medialnych doniesień, Giulia Maroni zmarła po upadku z wysokości 54 metrów podczas spaceru z psem po Apeninach w Modenie. 37-latka pechowo poślizgnęła się i spadła ze zbocza góry. Szybko na miejscu pojawiła się latająca karetka, która przetransportowała kobietę do szpitala.
Służby ratunkowe nie zdołały jednak uratować życia Maroni. W szpitalu okazało się, że jej obrażenia były śmiertelne. Kobieta zmarła w niedzielny wieczór, 28 stycznia. Nie miała szans na przeżycie, gdyż spadając, uderzała o drzewa i skały.
- To był tragiczny wypadek. Kobieta źle postawiła nogę i poślizgnęła się. Od razu zauważyliśmy, że jej stan jest niestety bardzo poważny - przekazał szef górskiej stacji ratownictwa, Nicolas Barattini.
"Tydzień rozpoczął się od bardzo złych wiadomości. Wypadek w górach zabrał Giulię Maroni, zapaloną sportsmenkę i miłośniczkę off-roadu, która współpracowała z naszym magazynem" - przekazał włoski magazyn 4x4, którego Maroni była korespondentką i fotografką.
Zawodniczkę pożegnała też Lina Van De Mars, która startowała z nią w rajdach terenowych w Pucharze Europy FIA. "Właśnie snuliśmy nowe plany na sezon 2024. To był zaszczyt cię znać. Ściganie się z tobą było przyjemnością" - napisała w mediach społecznościowych.
Czytaj także:
Spokój Realu Madryt w małych derbach. "Królewscy" samodzielnym liderem La Ligi
Skandaliczne sceny przed meczem Realu. Powinni spalić się ze wstydu [WIDEO]