W lutym 2024 roku "Forbes" wycenił majątek Michała Sołowowa na co najmniej 27,25 mld zł, co dało mu pierwsze miejsce na liście najbogatszych Polaków. O jego biznesowych przedsięwzięciach ostatnio robi się coraz głośniej. Ze względu na chęć przejęcia TVN-u "Gazeta Wyborcza" nazwała go "nowym Solorzem", a rząd Donalda Tuska miał ostatecznie dać zgodę na realizację projektu małych reaktorów modułowych (SMR). To wspólny biznes Sołowowa i Orlenu, który ma zapewnić energetyczną przyszłość Polsce.
Sołowow i jego rajdowa pasja
Niewielu jednak ma świadomość, że Sołowow jako młodzieniec był świetnie zapowiadającym się kierowcą rajdowym. Miał 17 lat, gdy startował w popularnych KJS-ach (Konkursowa Jazda Samochodem - impreza dla kierowców-amatorów). Musiał przerwać starty z powodu... braku pieniędzy na zakup profesjonalnej rajdówki.
A obecnie niektórzy nazywają go nawet "najbogatszym sportowcem na świecie". Dla porównania, "Forbes" majątek Michaela Jordana szacuje na "ledwie" 3,5 mld dolarów (14 mld zł). To niemal dwa razy mniej, niż zgromadził biznesmen-sportowiec z Kielc.
Sołowow do pasji wrócił po latach, gdy był już jednym z najbogatszych Polaków. W ten weekend wystartuje w Rajdzie Szwecji - rundzie mistrzostw świata WRC. Zrobi to głównie dla przyjemności, choć skandynawskie odcinki specjalne upodobał sobie szczególnie, głównie ze względu na leżący na trasie śnieg. - Rajdy to po prostu moja pasja - mówił latem ubiegłego roku na rynku w Mikołajkach, gdy Rajd Polski jednorazowo wrócił do kalendarza mistrzostw świata WRC.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: FC Barcelona pokazała, jak trenuje Wojciech Szczęsny
Sołowow wrócił na poważnie do rajdówki w sezonie 2001, mając 39 lat. W tym wieku niektórzy kończą kariery, a on musiał rozjeżdżać się na nowo w Pucharze PZM. Od razu za kierownicą dość mocnego auta, jak na niemal nowicjusza, Mitsubishi Lancera Evo VI. Po roku startów można go już było zobaczyć w mistrzostwach Polski, po dwóch latach - w mistrzostwach świata WRC.
Po latach dorobek biznesmena to trzy tytuły wicemistrza Europy (2008, 2009, 2012) oraz dwa wicemistrzostwa Polski (2006, 2010).
Kontrowersje wokół walki o mistrzostwo Polski
Polskie środowisko rajdowe jest dość hermetyczne i większość osób nie chce wypowiadać się pod nazwiskiem na temat Michała Sołowowa. Biznesmen-rajdowiec ma w nim nie najlepszą opinię. Po części ze względu na trudny charakter i determinację, ale ma to też związek m.in. z wydarzeniami z 2011 roku, gdy kielczanin był w grze o mistrzostwo kraju. Rajd Polski zakończył się zwycięstwem Kajetana Kajetanowicza, głównego kandydata do tytułu, ale Sołowow nie potrafił pogodzić się z porażką.
- Po rajdzie oprotestował cały samochód. Tak się nie robi. Zdarza się, że ktoś kwestionuje pojedynczy element, ale nie całą rajdówkę. Kajetanowicz był wściekły, bo zbliżała się końcowa runda mistrzostw Polski, a jego auto uziemiono. Aby zweryfikować protest, trzeba było je rozebrać na części pierwsze - mówi jeden z dziennikarzy zajmujących się Rajdowymi Samochodowymi Mistrzostwami Polski (RSMP).
Na mecie Kajetanowicza i Sołowowa dzieliło tylko 10,3 s. Na tamten moment była to najmniejsza różnica czasowa między pierwszym i drugim kierowcą w dziejach Rajdu Polski. "Kajto" sukces zawdzięczał fenomenalnej jeździe w ostatnim dniu imprezy. Wygrał wtedy cztery z sześciu odcinków specjalnych.
- Było już po ceremonii. Kajetan był pod prysznicem, gdy nagle przyszła informacja, że ktoś oprotestował całe auto. Szok. Każdy ma prawo złożyć protest, ale w tym przypadku Sołowow tylko stracił pieniądze. Nigdy wcześniej, ani nigdy później nie zdarzyło nam się, aby ktoś oprotestował całą rajdówkę - komentuje osoba odpowiedzialna za przygotowanie rajdowego Subaru, którym w sezonie 2011 ścigał się Kajetanowicz.
Po latach do sprawy nie chce też wracać Kajetanowicz. Gdy w Mikołajkach w roku 2011 dowiedział się o proteście Sołowowa, mówił "Gazecie Wyborczej" wprost: Druga załoga rajdu próbuje grać o zwycięstwo poza sportową rywalizacją. Szczerze mówiąc, to odebrało nam mowę.
Protest wart tysiące euro
Oprotestowanie samochodu Kajetanowicza było nie lada problemem dla Polskiego Związku Motorowego (PZM). Szereg części zaplombowano i wysłano do Warszawy. Inspekcji musieli dokonać pracownicy Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA). Składający protest musi uiścić kaucję, która wynosi 500 proc. wpisowego w imprezie. W przypadku Rajdu Polski było to wówczas 10 tys. euro.
- Jeśli kogoś w tamtym czasie było stać na opłacenie takiej kaucji, to chyba wyłącznie Sołowowa - dodaje nasz rozmówca z ówczesnej załogi rajdowej Kajetanowicza i podkreśla, że "dobrze się skończyło". - Nad rajdówką pracuje sztab ludzi. Na profesjonalnym poziomie nie można sobie pozwolić, że ktoś celowo oszuka rywala.
Zanim jednak sprawa miała swój finał, rozegrano Rajd Koszyc. Wygrał go Sołowow, co tylko podgrzało emocje przed nadejściem werdyktu z Genewy, gdzie swoją siedzibę ma FIA. Niespełna dwa tygodnie później Szwajcarzy poinformowali, że rajdowe Subaru Kajetanowicza było w pełni legalne. Gdyby było inaczej, to kierowca z Ustronia musiałby opłacić koszty kaucji, jaką wcześniej wniósł Sołowow. Musiałby też zapomnieć o obronie mistrzostwa Polski.
- Dla mnie rajdy są czymś zupełnie wyjątkowym. Poświęciłem im całe swoje życie. Zawsze byłem i jestem pewien, że nasz samochód - przygotowywany przez Rallytechnology - jest w pełni zgodny z przepisami. Robimy wszystko, by wizerunek naszych sponsorów i całego zespołu był właściwy, a poziom rywalizacji zgodny z duchem sportu - mówił Kajetanowicz, cytowany przez PAP, gdy oficjalnie został koronowany mistrzem Polski w sezonie 2011.
FIA protest Sołowowa uznała jako "całkowicie bezzasadny". Kielczanin formalnie karierę zakończył w 2015 roku w wieku 53 lat. Od tego momentu jego pojedyncze występy traktowane są jako realizowanie hobby.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty