Czy ktoś w ogóle wyobrażał sobie lepszy start? W głowie wciąż pozostawał obraz przeciętnego występu kielczan z Bukaresztu i rozczarowania po końcowym gwizdku. Tymczasem przed własnymi kibicami Łomża Vive Kielce - nie bójmy się słów - przez kilka minut wręcz miażdżyła wielki Telekom Veszprem. Mistrzowie Polski rzucili się na faworytów jak wygłodniała szarańcza, po 20 minutach prowadzili 13:6. Wydawało się, że z rywali zostały strzępy.
To były jedne z najlepszych minut Łomży Vive od czasu spektakularnego ćwierćfinału z PSG. Igor Karacić w końcu przypominał siebie z najlepszych czasów, wzorcowo funkcjonowała obrona i przede wszystkim zapędy Veszprem gasił Mateusz Kornecki. Ile to już w Kielcach powiedziano o bramkarzach, ale tym razem nie było do czego się przyczepić. Na wstępie reprezentant Polski ujarzmił Gaspera Marguca, do przerwy odbił osiem piłek. Pracowali wszyscy, bez wyjątku.
Można teraz gdybać jak wyglądałby mecz, gdyby trener Momir Ilić dłużej trzymał na ławce Petara Nenadicia. Serb staje się powoli przekleństwem kielczan, dwa lata temu jego 12 bramek wyrzuciło ówczesne Vive z finału Ligi Mistrzów. Po wejściu jak zawsze niby nonszalancki, ale przy tym piekielnie skuteczny. Jakby problemów mało, to Nenadić nabrał jeszcze duet szwedzkich sędziów i teatralnym zachowaniem "pomógł" arbitrom w podjęciu decyzji. Artsiom Karalek zagrał ostro, jednak chyba nie na tyle, by w 26. minucie iść pod prysznic.
ZOBACZ WIDEO: Szczere słowa Bartosza Kurka o Vitalu Heynenie
Dla Łomży Vive czerwona kartka dla Białorusina była jak strzał w kolano. Karalek nie tylko rozbijał defensywę Veszprem, pełnił też centralną funkcję w kieleckiej obronie. Trochę trwało zanim mistrzowie Polski otrząsnęli się z szoku, w międzyczasie różnica znacznie się zmniejszyła (15:12), oczywiście za sprawą Nenadicia. Kielczanie wyglądali trochę jak bokser, który chce dotrwać przy linach do następnej rundy, by zaatakować od kolejnej odsłony.
Tałant Dujszebajew poskładał na nowo zespół w szatni, obrońcy znowu trzymali koncentrację i zmuszali do błędów. Czasem uśmiechało się szczęście, bezpańskie piłki trafiały w ręce kielczan, ale zazwyczaj ciężko pracowali na bramki. Kontry Arkadiusza Moryty wcale nie musiały skończyć się trafieniami, tak jak wiele akcji niestrudzonego Dujshebaeva. Hiszpan - chyba nawet obudzony w środku nocy - nadal byłby zagrożeniem dla najlepszych w Europie. Co z tego, że od igrzysk w Tokio nie trenował na poważnie, pod presją rzucał piękne bramki i poprowadził Łomżę Vive do sukcesu.
Trafienia Dujshebaeva i szarże po skrzydle Dylana Nahiego uspokoiły sytuację. Przez moment kibice w Hali Legionów mogli nerwowo obgryzać paznokcie, procenty bramkarza Rodrigo Corralesa niepokojąco poszły w górę, przewaga topniała. Kielczanie nie zmarnowali jednak swoich wysiłków, obronili prowadzenie i odnieśli jedno z efektowniejszych zwycięstw w ostatnich latach. Łomża Vive wróciła do gry.
Łomża Vive Kielce - Telekom Veszprem 32:29 (17:12)
Łomża Vive: Kornecki (11/37 - 30 proc.), Wolff (0/2) - Karacić 4, Moryto 6, Nahi 5, A. Dujshebaev 7, Kulesz 2, Vujović 3, Karalek 2, Tournat 2, Sanchez Migallon, Gębala, Gudjonsson 1, Sićko
Karne: 4/7
Kary: 10 min. (Sićko, Sanchez, Gębala, Karalek, Nahi), czerwona kartka Karalek w 26. min
Veszprem: Cupara (3/18 - 17 proc.), Corrales (10/27 - 37 proc.) - Nenadić 9, Yahia 3, Maqueda 4, Strlek 2, Blagotinsek 1, Lekai, Marguc 5, Lauge Schmidt 1, Ligetvari, Manaskow 3, Sipos 1
Karne: 3/3
Kary: 10 min. (Marguc - 4 min., Sipos, Strlek, Blagotinsek - po 2 min.)
ZOBACZ:
Gruba afera w Rosji
Popis skrzydłowych w Superlidze Kobiet