PGNiG Superliga Kobiet. Mieszane odczucia w Suzuki Koronie Handball. Skuteczność do poprawy

Materiały prasowe /  PGNiG Superliga / Suzuki Korona Handball Kielce / Na zdjęciu: Patrycja Chojnacka
Materiały prasowe / PGNiG Superliga / Suzuki Korona Handball Kielce / Na zdjęciu: Patrycja Chojnacka

Suzuki Korona Handball Kielce odrobiła siedmiobramkową stratę i doszła na 25:25, jednak przegrała po karnych 2:4 z Młynami Stoisław Koszalin. Po spotkaniu ekipa z Kielc nie ukrywała tego, że trudno w pełni cieszyć się ze zdobytego punktu.

Zawodniczki z Kielc przez długi czas mozolnie pracowały na odrobienie strat. - Pierwsza połowa nie była najlepsza w naszym wykonaniu - za dużo błędów własnych i obijałyśmy bramkarkę gości. W drugiej części spotkania poprawiłyśmy się w obronie i to z tego rzucałyśmy bramki. Z meczu na mecz będzie to wyglądało coraz lepiej. Oswajamy się i łapiemy pewność siebie oraz chłodną głowę, czego nam jeszcze brakuje - powiedziała Patrycja Chojnacka, bramkarka Suzuki Korony Handball.

- Na pewno szkoda mi tej przegranej, bo miałyśmy kilka sytuacji, po których mogłyśmy wyjść na prowadzenie nawet dwoma bramkami. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Zaczęłyśmy przegrywać 6-7 bramkami i jestem dumna z mojego zespołu, że zdołałyśmy doprowadzić do karnych. Można było w tym meczu jeszcze wygrać, ale jeszcze wszystko przed nami - dodała bramkarka.

Ekipa z województwa świętokrzyskiego miała świadomość, że mecz jest do wygrania. - Po pierwszej połowie karne wzięlibyśmy w ciemno, natomiast po takiej pogoni mieliśmy piłkę, by dorzucić i wygrać jedną bramką i się nie udało. Same karne to już loteria, decyduje dyspozycja dnia i dwa punkty pojechały do Koszalina, a jeden został w Kielcach. Cieszymy się z tego wyniku, choć dwa razy dochodziliśmy do rywala. Słowa uznania dla dziewczyn, które mają charakter. Zafunkcjonowała obrona, w której graliśmy tak, jak zaplanowaliśmy i mimo że doszliśmy do rywalek, to gdybyśmy wykorzystali połowę sytuacji, to byśmy wygrali. Zabrakło skuteczności - przeanalizował trener Paweł Tetelewski.

Jeszcze w I połowie kontuzji doznała Magda Więckowska. - Ona jako jedna z niewielu potrafi zagrozić z drugiej linii i mamy nadzieję, że nic poważnego się jej nie stało. Może to jej zabrakło w końcówce, by ustawić pod nią zagrywkę i by rzuciła na bramkę. Musieliśmy wymyśleć coś innego i nie wyszło - przyznał szkoleniowiec.

Czytaj także: 
Lublinianki idą za ciosem
Wicemistrzynie spełniły swoją powinność

ZOBACZ WIDEO: Sebastian Świderski stawia ważne pytanie. "Co się stało, że nagle nasza kadra zagrała bardzo dobre zawody?"

Źródło artykułu: