Kadra Patryka Rombla na własne życzenie wrzuciła się na minę. Gdy wydawało się, że po całkiem udanych MŚ 2021 wszystko idzie ku dobremu, to Biało-Czerwoni jak na złość zawiedli w el. ME 2022 i przegrali z Holandią po nieporadnej końcówce. Zrobiło się nerwowo, tylko komplet punktów ze Słowenią i Holandią gwarantował awans do ME 2022. Każdy inny scenariusz - oczywiście punktowy - nie zapewniał tego spokoju.
Akurat Słoweńcy dotąd niezbyt leżeli Polakom i można było obawiać się tej konfrontacji. Nawet pomimo licznych zmian u rywali, częściowo wymuszanych kontuzjami. Środkowy Miha Zarabec to w skali europejskiej gracz wybitny i nieszablonowy, co zresztą pokazywał w Opolu. Na wielu pozycjach Słoweńcy mieli kim straszyć.
Patryk Rombel przyszykował kadrę znacznie lepiej niż w marcowym boju (29:32), było widać, że mógł na to poświęcić więcej niż jeden trening. Polacy zostawili dużo zdrowia w obronie, Tomasz Gębala i jego brat Maciej wchodzili w zapasy ze słoweńskim turem Maticiem Suholeznikiem. Zarabec, choć starał się urozmaicać grę wymyślnymi podaniami, został kilka razy poczęstowany kuksańcem. W razie czego z tyłu czekał Adam Morawski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie fotomontaż! Niesamowity popis gwiazdy NBA
To była naprawdę dobra połowa Polaków w obronie. Szkoda tylko kilku strat, nieporozumień i pudeł Tomasza Gębali z pierwszych minut. Jak na całkiem długą listę grzechów, to wynik 12:10 napawał optymizmem przed drugą częścią. Maciej Gębala radził sobie z obroną i co najmniej gwarantował rzut karny, Arkadiusz Ossowski - może trochę nieoczekiwanie - zostawił niezłe wrażenie po wejściu. Zawodnik MMTS-u Kwidzyn zastąpił Macieja Pilitowskiego w roli zmiennika Michała Olejniczaka.
Próbą charakteru była jednak druga połowa, gdy Słoweńcy zaostrzyli grę w obronie i szybko odrobili straty. Michał Olejniczak i Michał Daszek musieli czasem rzeźbić z niczego, kończyli akcje po indywidualnych wejściach, bo droga do Macieja Gębali bywała zamknięta. Arkadiusz Moryto korzystał ze swojego przyspieszenia i zaskakiwał szybkimi wejściami po wznowieniach. W połączeniu z twardą obroną dało to bardzo dobry efekt - na 10 minut przed końcem Polacy prowadzili 22:20.
Zanosiło się na nerwówkę w końcówce, wszystko zmieniało się w ciągu kilkunastu sekund. Szymon Sićko w krótkim czasie rzucił dwie bramki, a w odpowiedzi Słoweńcy równie szybko doprowadzali do remisu. Była potrzeba przełamania, momentu, który przechyli szalę na polską stronę. Takiego jak obrona Morawskiego po rzucie Horzena z bliska.
Gol Sićki po kolejnym rajdzie dał prowadzenie 25:24, chwilę później Moryto trafił na 26:24. A to nie koniec! Polacy pogubili się w końcówce. Daszek pospieszył się w ataku i na 9 sekund przed końcem Słoweńcy już remisowali. Nie można było czekać, po wznowieniu Morawskiego piłkę dostał specjalista od takich sytuacji, Michał Daszek, który zdecydował się na rzut rozpaczy. Piłka jakimś cudem minęła ręce obrońców i Ferlina, po czym niespiesznie wturlała się do bramki!
Kto, jak nie on, mógł zapewnić zwycięstwo w takich okolicznościach? Prawie jak w Rio, gdy dał Polakom dogrywkę w olimpijskim półfinale. Teraz nie tylko dał nadzieję, ale prawdopodobnie zapewnił spokój i awans na ME 2022. A może i lepszą przyszłość.
Polska - Słowenia 27:26 (12:10)
Polska: Morawski, Kornecki - Moryto 7, Sićko 5, Olejniczak 4, Daszek 3, M. Gębala 3, Ossowski 2, T. Gębala 1, Czuwara 1, Chrapkowski 1
Kary: 4 min. (T. Gębala, Czuwara)
Karne: 2/3
Słowenia: Kastelić, Ferlin - Horzen 4, Mackovsek 4, Zarabec 3, Janc 2, Dolenec 3, Makuc 2, Kodrin 2, Novak 5, Suholeznik 1, Poteko, Mazej, Groselj
Kary: 2 min. (Makuc)
Karne: 4/5