Liga Mistrzów. Klątwa Telekomu Veszprem trwa. Wielkie emocje w półfinale - THW Kiel górą w dogrywce!

PAP/EPA / FRIEDEMANN VOGEL / Na zdjęciu: Hendrik Pekeler
PAP/EPA / FRIEDEMANN VOGEL / Na zdjęciu: Hendrik Pekeler

Potrzeba było aż siedemdziesięciu minut, by wyłonić drugiego finalistę Ligi Mistrzów sezonu 2019/2020. Po niezwykle emocjonującym spotkaniu i dogrywce THW Kiel pokonał Telekom Veszprem 36:35. We wtorek Zebry zmierzą się o tytuł z FC Barcą.

W tym artykule dowiesz się o:

Pięć razy brali udział w Final Four Ligi Mistrzów, nie wygrali ani razu i to plasuje ich na szczycie niechlubnego rankingu ekip, które mają na swoim koncie najwięcej spotkań w Kolonii, a nigdy nie cieszyły się z wywalczenia trofeum. Mowa oczywiście o Telekomie Veszprem - zespole, który aż trzy razy w finale rozgrywek musiał pogodzić się z wyższością rywali.

Węgrzy w tym roku stanęli przed szóstą okazją, by wreszcie triumfować w Lanxess Arenie. Najpierw jednak na ich drodze stanęli szczypiorniści THW. Obie drużyny mierzyły się ze sobą w półfinałach Ligi Mistrzów trzykrotnie - raz górą były Zebry, dwukrotnie zwycięsko z tych potyczek wychodzili Madziarzy. Emocji nie brakowało nigdy.

I tym razem szczypiorniści obu ekip nie zawiedli. Starcie miało dwa zupełnie inne oblicza, nie brakowało zwrotów akcji, pościgów, a sytuacja na boisku zmieniała się jak w kalejdoskopie. Do rozstrzygnięcia finalisty potrzebna była dogrywka, chociaż przez długi czas nic na to nie zapowiadało.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za zdjęcia! Żona Grzegorza Krychowiaka znów zachwyca

Początek spotkania był nieco senny, widać było, że obie ekipy czują wagę meczu i w pierwszych minutach na boisku panowało sporo nerwowości. Obie drużyny skupiły się na obronie i w przeciwieństwie do pierwszego poniedziałkowego półfinału, nie było błyskawicznych ataków i forsowania tempa. To jednak szybko się zmieniło - szczypiorniści THW szybciej zdołali narzucić rywalom swój styl gry i już po 14 minutach o czas dla swojej ekipy poprosił David Davis. Niemcy prowadzili trzema bramkami i widać było, że są niezwykle skoncentrowani.

Gracze węgierskiego zespołu mieli z kolei sporo problemów z przebiciem się przez twardą obronę rywali. Średnio wychodziły im rzuty z drugiej linii, nie funkcjonowała współpraca z obrotowym ani skrzydłowymi. Zdobywanie bramek opierało się na indywidualnych akcjach, na domiar złego mnożyły się błędy techniczne. Niklas Landin nie miał zbyt wiele pracy między słupkami - większość rzutów posłanych w jego kierunku była mocno przewidywalna.

Kilończycy doskonale wykorzystali problemy rywali - fantastycznie grą Zebr kierował Sander Sagosen, Niemcy zdobywali bramki seriami, Węgrzy zanotowali z kolei dziesięciominutowy przestój bez żadnego trafiania i przewaga THW urosła do siedmiu bramek. 
 
W drugiej połowie sytuacja zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. W szczypiornistów węgierskiego zespołu wstąpiły nowe siły. Sygnał do odrabiania strat dał Omar Yahia, świetne obrony notował Rodrigo Corrales i nagle to zawodnicy Telekomu zaczęli kontrolować grę. Na niecały kwadrans przed końcem Vuko Borozan doprowadził do remisu po 24, a niemoc THW trwała w najlepsze. Defensywa Telekomu zatrzymywała kolejno Duvnjaka, Sagosena, Zarabeca, Pekelera. Kilończycy byli w rozsypce, a Węgrzy prowadzili już czterema bramkami.

Gracze Filipa Jichy zdołali wykrzesać z siebie ostatnie siły i tym razem to oni rzucili się do odrabiania strat. Po niezwykle emocjonującej i nerwowej końcówce udało się dogonić rywali. Kilończycy mieli piłkę na wagę zwycięstwa, ale dwukrotnie lepszy okazał się Corrales. Po sześćdziesięciu minutach na tablicy wyników w Lanxess Arenie widniał remis po 29 i do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka.

Dodatkowe dziesięć minut przyniosło jeszcze więcej emocji - po pierwszej połowie doliczonego czasu lepsi byli Węgrzy, jednak w drugiej części dogrywki to kilończycy postawili wszystko na jedną kartę. Opłaciło się. THW Kiel wygrało 36:35 i we wtorek zmierzy się w finale z FC Barcą Lassą.

THW Kiel - Telekom Veszprem  36:35 (32:34, 29:29, 18:13)

THW Kiel: Landin Jacobsen, Quenstedt - Duvnjak 4, Sagosen 5, Reinkind 1, Sunnefeldt, Weinhold 3, Wiencek 2, Ekberg 7, Dahmke 3, Zarabec 3, Voigt, Pekeler 8

Telekom Veszprem: Corrales, Cupara - Manskow 2, Omar Yahia 5, Moraes, Tønnesen, Nilsson 2, Markussen, Marguc 7, Blagotinsek, Nenadić 2, Mahe 4, Marqueda 1, Lekai 4, Borozan 7

Czytaj też:
Jak dzieci we mgle. Polacy wymęczyli zwycięstwo z Algierią
Tomasz Gębala: Nauczyłem się kontrolować siebie i swoje emocje

Komentarze (12)
avatar
Maxi-102
29.12.2020
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Złoty...Ty proś...żeby z Ciebie ktoś zdjął klątwę....:) 
avatar
Złoty Bogdan
29.12.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
W 2016 roku po tym co Veszprem odje..ło w finale, rzuciłem na nich "klątwę Piechniczka", mówiąc że przez 20 kolejnych lat nie wygrają LM. Na razie klątwa działa :) 
avatar
Miasto mistrzów - Kielce
28.12.2020
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
Niestety Nenadić ciśnienia nie wytrzymał i to można było przewidzieć, zawodnik strasznie nieprzewidywalny, potrafi rzucać hurtowo, ale w tym najważniejszym momencie zawali. Aż dziw, że zdołali Czytaj całość
avatar
Złoty Bogdan
28.12.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Odrobić 11 bramek.........i przegrać mecz, takie rzeczy tylko w Veszprem :) 
z Tumskiego Wzgórza
28.12.2020
Zgłoś do moderacji
2
5
Odpowiedz
Sędziowie w pierwszych 15 minutach niemal zrobili Niemcom finał, aż dziwne że Węgrzy się jeszcze dźwignęli po tym.