Od pierwszych minut Gwardia Opole bezlitośnie wykorzystywała błędy w ataku MKS-u. Dzięki temu goście w trzeciej minucie prowadzili już 3:0. Do przełamania doprowadził dopiero rzut karny wyegzekwowany przez Piotra Krępę. Kaliszanie nieco uspokoili grę, a opolanie poczuli się zbyt pewni, przez co wynik po 9 minutach się wyrównał (5:5). Remis rozpoczął okres wyrównanej gry, jednak o wyniku stanowiły głównie rzuty karne.
Po kwadransie opolanie zaczęli nabierać rozpędu, a w bramce coraz lepiej prezentował się Adam Malcher. W kolejnych minutach Gwardia wypracowała aż pięciobramkowe prowadzenie. Zdawało się że podwójna przewaga pomoże gospodarzom nadrobić wynik, jednak różnica nie malała. Kaliszanie mieli więcej strat oraz mniejszą skuteczność co sprawiło, że opolanie na przerwę schodzili z przewagą 18:14.
Pierwsze 5 minut drugiej połowy przebiegało zgodnie z planem gości. W bramce zaczął pokazywać się jednak Łukasz Zakreta, akcje kaliszan zaczęły przynosić bramki i przewaga opolan z pierwszej połowy zmalała do zera. Kacper Adamski zdobył upragnioną bramkę dającą MKS-owi przewagę, na co trener Kuptel zareagował biorąc czas. Nie dał on jednak żadnych rezultatów, a kaliszanie zaczęli tylko powiększać przewagę. Gwardziści z każdą minutą byli coraz bardziej zrezygnowani. Łukasz Zakreta grał już z czterdziestoprocentową skutecznością, a Konrad Pilitowski był niemal bezbłędny na linii rzutów karnych. Druga część spotkania należała do gospodarzy, którzy odwrócili losy meczu i zwyciężyli 33:26.
Energa MKS Kalisz - KPR Gwardia Opole 33:26 (14:18)
Energa MKS Kalisz: Krekora, Zakreta - Wróbel, Kacper Adamski 3, Kamil Adamski, K. Pilitowski 7, M. Pilitowski 3, Szpera 7, Kamyszek 1, Makowiejew 3, Czerwiński, Drej 4, Misiejuk, Kus 1, Krępa 4
Gwardia Opole: Malcher, Balcerek - Kowalski, Zarzycki 1, Morawski 1, Zadura 1, Działakiewicz 2, Kawka 3, Sosna, Fabianowicz, Lemaniak, Milewski 4, Mauer 10, Klimków 4, Kucharzyk, Jankowski
Zobacz także:
Gudjonsson na dłużej w Łomży Vive
Flensburg zrównał się z Łomżą Vive Kielce
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale wściekłość! Trener w Rumunii wpadł w szał