Reprezentacja Niemiec przystępowała do spotkania z Chorwatami pod ogromną presją. Spotęgował to jeszcze wynik meczu pomiędzy Hiszpanią i jednym z trzech gospodarzy, Austrią (30:26). Taki bowiem rezultat dawał tym pierwszym niemal pewną grę w półfinale mistrzostw Europy. Natomiast nasi zachodni sąsiedzi po prostu musieli wygrać. W przeciwnym razie pożegnaliby się z walką o medale, a przecież Bundesliga to jedna z najlepszych lig świata.
Nieudany wyjazd mistrzyń Polski na Węgry. Czytaj więcej!
Powiedzieć o tym meczu, że to była wojna, to jakby nic nie powiedzieć. Niemniej, Andreas Wolff i spółka zachowywali nerwy na wodzy niemal od pierwszego gwizdka portugalskiej pary sędziowskiej. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Za to tego samego nie można było powiedzieć choćby o postawie szczypiornisty PGE VIVE Kielce, Igorze Karaciciu. Jego celownik wymagał wielu korekt. Świetnie w kontrach spisywał się natomiast Uwe Gensheimer. Na efekty nie musieliśmy długo czekać (5:8 po 20. minutach zawodów).
U Niemców martwić mogły bardzo częste dwuminutowe wykluczenia. To efekt twardej gry w obronie, ale i zbyt brutalnej. Wyrzucani byli w tamtym czasie kolejno: Kai Haefner, David Schmidt i Hendrik Pekeler. W 22. minucie bardzo mocno ucierpiał Luka Cindrić. Niebezpiecznie upadł przy rzucie, ale o własnych siłach opuścił parkiet. Skończyło się, a jakże, kolejną karą dla Schmidta. Jeśli jednak ktoś myślał, że straty personalne odmieniły los spotkania, był w ogromnym błędzie. Mało tego, przewaga ekipy Christiana Prokopa nawet wzrosła (8:13). Ale po "połówce" nic nie było przesądzone.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: kapitalny gol w futsalu
Bardzo słabe zawody między słupkami rozgrywał Marin Sego. Dziwić mógł fakt, że trener Lino Cervar uparcie na niego stawiał. Jego kolega, Matej Asanin pojawił się tylko na rzut z siódmego metra i to jeszcze przed przerwą. Po 44 minutach były bramkarz kielczan odbił zaledwie 3 na 23 próby. Skuteczność obron na poziomie 13 proc. wołała o pomstę do nieba. Bez tego naprawdę trudno było jego kolegom na skuteczną pogoń. Tym bardziej, że przecież ewentualny triumf zapewniał im już udział w półfinale!
Zobacz także: Grzegorz Tkaczyk pozytywnie o postawie Polaków w Euro 2020
Chorwatów nie należało jeszcze skreślać. Tym bardziej, że Luka Stepancić i Domagoj Duvnjak robili wszystko, by zaprzeczyć tej teorii. I rzeczywiście, kontaktowe trafienie tego pierwszego, a potem jeszcze bramka Davida Mandicia dająca im remis po 22 wprowadziły tę handballową wojnę na wyższy poziom. Teraz każdy błąd mógł być gwoździem do trumny. Wolff składał dłonie ku niebu, ale nie mógł zaradzić wszystkim problemom. Kluczowa okazała się kara dla Pekelera z 59. minuty. Niemcy mogły jeszcze zachować "życie", ale wtedy interwencją popisał się Sego (dopiero 4. w meczu). To oznaczało dla nich koniec marzeń o medalach.
Mistrzostwa Europy 2020, grupa I, 2. kolejka:
Chorwacja - Niemcy 25:24 (11:14)
Chorwacja: Sego (4/25 - 16 proc.), Asanin (1/4 - 25 proc.) - Marić 1, Duvnjak 5 (2/2), Hrstić, Stepancić 4, Horvat 1 (0/2), Karacić 7 (0/1), Musa, Mamić, Cindrić 3, Brozović 1, Mandić 3, Sipić.
Karne: 2/5.
Kary: 8 min. (Duvnjak - 4 min., Stepancić, Musa - 2 min.).
Niemcy: Wolff (13/38 - 34 proc.) - Gensheimer 4, Wiencek, Reichman 4 (4/4), Pekeler, Weber 4, Haefner 3, Kuehn 1, Boehm 1, Kohlbacher 1, Kastening 4, Schmidt 1, Drux 1.
Karne: 4/4.
Kary: 16 min. (Wiencek, Pekeler, Schmidt - 4 min., Weber, Haefner - 2 min.).
Sędziowie: Santos, Fonseca (obaj z Portugalii).
Widzów: 9307.