Piłka ręczna chce iść z duchem czasu. Wideoweryfikacja wywołuje mnóstwo kontrowersji

WP SportoweFakty / Michał Domnik / Piłka do gry w szczypiorniaka
WP SportoweFakty / Michał Domnik / Piłka do gry w szczypiorniaka

Od początku sezonu 2019/20 w lidze duńskiej wprowadzono możliwość wideoweryfikacji decyzji sędziego na żądanie trenerów. Narzędzie, który miało zredukować rażące błędy, jest jednak wyłącznie źródłem problemów. Testy mogą zakończyć się fiaskiem.

Możliwość sprawdzenia akcji na wideo nie jest zupełną nowością w piłce ręcznej, to rozwiązanie było wykorzystywane podczas ostatnich ME i MŚ, ale rozważano wprowadzenie systemu VAR na szerszą skalę i przede wszystkim ustalenie dokładnych wskazań do jego użycia. Do tej pory weryfikacja nie odbywała się na wniosek trenerów, a jedynie sędziów lub obserwatora.

Duńczycy odważyli się przetestować na sobie nowe regulacje (wyłącznie w transmitowanych meczach). Problem w tym, że... nie wszyscy sędziowie znają zasady. Wystarczyło kilka spotkań, by obnażyć system.

W skrócie - trener może rzucić czarną kartkę na stół, by poprosić o przyjrzenie się akcji na monitorze. Są jednak pewne obostrzenia. Nie może tego zrobić, gdy wykorzystał już trzy przerwy na żądanie. Jeśli sędziowie zmienią decyzję, to nie straci prawa do czasu. W razie negatywnej weryfikacji, nie będzie mógł poprosić o przerwę.

ZOBACZ WIDEO: Serie A. Genoa poległa w starciu z Cagliari. Szalona końcówka meczu! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

To nie koniec. Szkoleniowcy mogą wnioskować o "challenge", nawet gdy rywale są w posiadaniu piłki. W razie gdyby żądanie okazało się bezzasadne, to przeciwko jego zespołowi zostanie podyktowany rzut karny. W dodatku, jeśli przerwie akcję bramkową, to obejrzy niebieską kartkę i będzie groziła mu dyskwalifikacja.

ZOBACZ: Niecodzienna sytuacja w I lidze. Mecz odwołany! 

Skomplikowane, prawda? A to nie wszystko. Sprawdzeniu podlega ledwie kilka "wykroczeń": m.in. zbyt duża liczba graczy na boisku, przekroczenie pola bramkowego, błędy techniczne (kroki itp.), wykluczenia. To tylko wyciąg z regulaminu, który jest bardzo rozbudowany i nie do końca zrozumiały dla sędziów i trenerów. Wystarczyło kilka spotkań, by obnażyć system.

W trzech meczach doszło do kontrowersyjnych sytuacji z użyciem VAR. Chociażby trenerzy Team Tvis Holstebro i Skjern Handbold dostali sprzeczne informacje od arbitrów. Na minutę przed końcem szkoleniowiec Skjern poprosił o analizę wideo (przy akcji rywali). Teoretycznie nie było to możliwe, bo wykorzystał wówczas trzy przerwy na żądanie. Przeciwko jego drużynie został podyktowany rzut karny (za rzekome przeszkodzenie w zdobyciu bramki), Team Tvis wyrównał stan meczu. Potem w Danii rozgorzała dyskusja, czy interpretacja przepisów rzeczywiście była słuszna. Ilu ekspertów, tyle głosów. Sami zawodnicy nazywają testy farsą i domagają się zmian. Prawdopodobnie na dniach zapadną decyzje w tej sprawie, przedstawiciele klubów w przyspieszonym trybie ustalą, co począć z nawarzonym piwem.

ZOBACZ: Pierwsze punkty Wisły w Lidze Mistrzów!

Źródło artykułu: