Kinga Grzyb. Dla rodziny odłożyła sportowe ambicje. W kadrze zawsze była gwiazdą

Newspix / Rafał Rusek  / Na zdjęciu: Kinga Grzyb
Newspix / Rafał Rusek / Na zdjęciu: Kinga Grzyb

Po siedemnastu latach Kinga Grzyb ogłosiła, że kończy przygodę z reprezentacją Polski. Teraz poświęci się grze w klubie i rodzinie, która tęskni za nią w trakcie każdego zgrupowania i turnieju.

Polskie piłkarki ręczne już w pierwszej fazie pożegnały się z mistrzostwami Europy. Wszyscy liczyli na więcej, ale tym razem konkurencja okazała się za mocna. To jednak nie wszystko. Po wtorkowym meczu ze Szwecją (22:23) jedna z czołowych reprezentantek ogłosiła zakończenie kariery. To Kinga Grzyb, która od lat była wiodącą postacią Biało-Czerwonych.

Na pocieszenie 36-latka została wybrana MVP ostatniego meczu. Wyróżnienie jednak nie załagodziło jej bólu. - Wolałabym nie dostać nagrody MVP, ale zejść z boiska z wygraną, tym bardziej, że był to mój ostatni mecz w reprezentacji Polski - mówiła po spotkaniu.

Jest jednak osoba, którą cieszy tak szybkie odpadnięcie Polek. To córeczka Amelia, która tęskni za mamą, o czym napisał na Twitterze jej mąż (szczegóły w materiale obok).

Po meczu odezwał się na Naszej Klasie

Kinga Grzyb (z domu Polenz) od dziecka uwielbiała sport. Próbowała różnych dyscyplin, ale z czasem najbardziej poświęciła się szczypiorniakowi oraz lekkiej atletyce. W końcu jednak przyszedł czas na ostateczny wybór i postawiła na dyscyplinę zespołową. Nie żałowała, bo w tym sporcie zrobiła wielką karierę.

ZOBACZ WIDEO: Rajd Barbórka 2018. Dlaczego zawody są tak wyjątkowe?

Już w wieku 15 lat wyjechała z domu i trafiła do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Gliwicach, czyli ponad pół tysiąca kilometrów od rodziny. To nauczyło ją samodzielności, choć wtedy chyba jeszcze nie spodziewała się, że tak często przyjdzie jej zmieniać miejsce zamieszkania.

Seniorską karierę zaczęła w Starcie Elbląg. Potem przeniosła się prawie 400 km dalej do Piotrkowa Trybunalskiego. Jeden z występów w tym klubie zmienił jej życie, bo wpadła w oko mężczyźnie, który potem został jej mężem. Mowa o piłkarzu Ruchu Chorzów Wojciechu Grzybie.

- Grałam wtedy jeszcze w Piotrkowie, a Wojtek w Chorzowie. No i akurat moja drużyna rozgrywała spotkanie w Chorzowie. Piłkarze mieli chyba przerwę i poszli na mecz piłki ręcznej. Zwróciłam chyba jego uwagę i odezwał się do mnie przez... Naszą Klasę. Napisał jak sportowiec do sportowca, że fajnie zagrałam. Grzecznie podziękowałam i tyle. Ale Wojtek zaczął do mnie wypisywać, chociaż odpisywałam raczej niechętnie, bo nie miałam wtedy chęci na jakiekolwiek nowe znajomości - opowiadała Kinga w "Gazecie Olsztyńskiej".

Dla rodziny przeszła do słabszego klubu

Pierwszy raz się spotkali po pół roku od nawiązania kontaktu. Kinga nie kryła, że nie ma najlepszej opinii o sportowcach, którzy piłkę kopią, a nie rzucają. Serca jednak nie da się oszukać. Zakochali się w sobie na całego i nie straszna im była odległość. Oboje często po treningach i meczach pokonywali odległość między Piotrkowem iChorzowem. W końcu jednak życie zmusiło ich do ustatkowania.

Polska szczypiornistka zaszła w ciążę i narodziny Amelii wymusiły podjęcie konkretnych działań. Kinga ostatecznie przeniosła się na Górny Śląsk. Umówiła się z mężem, że dopóki on gra w Ruchu, będzie u jego boku. Stąd wziął się zaskakujący transfer do żeńskiej drużyny piłki ręcznej "Niebieskich". Sportowo zrobiła krok wstecz, ale na tamtym etapie kariery najważniejsza była rodzina.

Prezesem sekcji piłki ręcznej już wtedy był Klaudiusz Sevković. Gwiazdor pierwszej edycji "Big Brothera" wiedział, że trafiła mu się perła, bo każdy klub w Polsce, ale także wiele czołowych z Europy chciałoby ją w swoich szeregach. Przygoda Kingi Grzyb z Ruchem trwała dwa lata. W tym czasie mąż skończył profesjonalną karierę, a córka podrosła.

Przyszedł zatem czas na rewanż ze strony Wojciecha. Tym razem to on zdecydował się ruszyć tam, gdzie będzie grać żona. Padło na powrót do Elbląga, w którym mieszkali dwa lata. Dziś polska lewoskrzydłowa występuje w Metraco Zagłębie Lubin.

Niedosyt po wielkim sukcesie

Grzyb jest jedną z najlepszych polskich szczypiornistek, ale nie ma w dorobku krajowego tytułu. Rok temu wywalczyła pierwszy w karierze Puchar Polski. Nigdy też nie zdecydowała się spróbować swoich sił za granicą. Zawsze jednak była czołową zawodniczką reprezentacji Polski.

Debiutowała w 2001 roku przeciwko Jugosławii. Po 17 latach reprezentacyjnej kariery na koncie ma ponad 250 meczów i prawie 700 bramek. Z kadrą grała w czterech turniejach finałowych mistrzostw świata i trzech mistrzostw Europy.

Pięć lat temu z Biało-Czerwonymi zajęła czwarte miejsce w MŚ. To był ogromny sukces polskiego szczypiorniaka w wydaniu żeńskim. Kinga jednak zawsze mierzyła najwyżej i była rozczarowana, że do domu wraca bez medalu. - Bardzo się cieszę z tego czwartego miejsca, ale też bardzo żałuję, że nie ma tego medalu, bo było to dla mnie ogromne marzenie - mówiła w portalu handball.pl.

Dwa lata później jej koleżanki znowu były czwarte na świecie. Grzyb jednak nie pojechała na mundial. Wszystko przez poważną kontuzję w postaci zerwanych więzadeł w kolanie. Długo wracała do sportu, ale udało się wrócić na parkiety, potem do najlepszej formy i w końcu drużyny narodowej. Liczyła, że tegoroczne mistrzostwa Europy będą pięknym zwieńczeniem kariery. Niestety, życie napisało inny scenariusz.

Źródło artykułu: