- W pełni sprawdził się scenariusz, o którym rozmawialiśmy przed meczem. Było wiadome, że rywale zaczną bardzo mocno, bo w każdym meczu tak to wyglądało. Trener przestrzegał nas, że trzeba przetrwać pierwsze dwadzieścia minut naporu, a później robić konsekwentnie co do nas należy. Mocna gra w obronie i wyprowadzanie kontr, to realizowaliśmy - powiedział Rogulski.
Słowa trenera Jureckiego sprawdziły się co do joty. Można tylko zażartować, że pomylił się jedynie o trzy minuty, bo w dwudziestej trzeciej było jeszcze 9:8 i Arka trzymała dobry azymut. - Było kilka przestojów w naszej grze, a przede wszystkim za dużo błędów jak na jedną połowę. Rozmawialiśmy o tym w szatni podczas przerwy. - wyjaśnił puławski obrotowy. - Pod tym względem w drugiej było już lepiej. Tak się gra w piłkę ręczną - obrona i kontra - dodał.
Postawa Arki w środowym meczu z Azotami mogła być rozczarowaniem. W meczu z Orlenem Wisłą Płock stawiała momentami bardzo zacięty opór. Gra gdynian nie była może powalająca z nóg, ale przegrana outsidera ligi zaledwie 27:31 z wicemistrzem kraju i uczestnikiem Ligi Mistrzów, poszła w świat.
- Mecz meczowi nie równy. Przed wszystkim grali z nimi u siebie. Wiemy też, że Wisła jest w lekkim kryzysie. Może, nie ujmując nic Arce, powinni wygrać wyżej niż czterema bramkami, bo to zdecydowanie za mało, ale my kompletnie nie interesowaliśmy się tym meczem. Wiedzieliśmy, że jeśli sami zagramy dobrze, to nie musimy się o nic martwić - ocenił nasz bohater.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Uliczna rozgrzewka Marii Szarapowej