Na inaugurację francuskiej LNH zespół Szyby uległ kiepskiemu Tremblay 26:30. Polak zagrał jednak dobrze, będąc, wespół z dwoma innymi zawodnikami, najlepszym strzelcem swojej ekipy. Podobnie było w środowym meczu przeciwko Nimes. Dobra gra prawego rozgrywającego nie zapobiegła jednak drugiej porażce i spadkowi na przedostatnie (13.) miejsce w tabeli. Ale po kolei.
Szyba bardzo dobrze rozpoczął spotkanie. Jego drużynie przez kilkanaście minut udawało się trzymać blisko rywali (5:5 w 11. minucie). Niestety po kilku kolejnych akcjach zaczęli tracić kontakt bramkowy. Nie pomogła nawet gra w przewadze. Serię czterech straconych z rzędu bramek, przerwał dopiero Polak. Za chwilę zaliczył już swoje czwarte trafienie. Niestety jego koledzy seryjnie gubili piłkę w ataku i przewaga gospodarzy rosła błyskawicznie. Do przerwy było to już sześć bramek.
Po zmianie stron niemoc drużyny rozgrywającego rodem z Lublina trwała nadal. Przez pierwszych sześć minut zaliczyli tylko jedno trafienie, z rzutu karnego, i przegrywali 9:15. Szyba dopiero w 51. minucie wpisał się po raz piąty na listę strzelców. Jego Cesson Rennes poderwało się jeszcze do walki, odrabiając na moment część start. Finisz ponownie należał do gospodarzy. Były reprezentant Polski miał w sumie ponad 70-procentową skuteczność rzutów i jedno wykluczenie.
Bliżej wygranej była drużyna Przybylskiego, Fenix Toulouse. Po porażce 28:30 z Chambery Savoie HB, zmierzyła się w środę z triumfatorem ostatniej edycji Ligi Mistrzów, Montpellier HB. Polak nie pojawił się w składzie na pierwszy mecz. Spotkanie przeciwko czempionom było więc jego debiutem w sezonie ligowym 2018/2019.
ZOBACZ WIDEO MŚ 2018. Porażka Polaków nie wchodziła w grę. "Byłoby mi bardzo wstyd, gdybyśmy stracili punkty"
Początek, podobnie jak Szyba, miał bardzo dobry. Już w 6. minucie wpisał się na listę strzelców, miał też dwie asysty. Później nie było już tak dobrze. Po jego stracie i kontrze rywali wynik brzmiał 9:7 dla rywali. Wcześniej żadnej z drużyn nie udawało się odskoczyć na więcej niż jedną bramkę. Ciężar ataku w ekipie z Tuluzy wziął na siebie Nemanja Ilić. Jeszcze przed przerwą Fenix zdołał objąć prowadzenie 18:16. Wysoki wynik po 30. minutach nie powinien dziwić. Bramkarze praktycznie nie istnieli na parkiecie.
W drugiej połowie trwał koncert Ilicia. W drużynie gości bezbłędny był za to Valentin Porte. Głównie dzięki jego postawie, na kwadrans przed końcem Montpellier odzyskało prowadzenie. Wynik wciąż jednak zmieniał się jak w kalejdoskopie. Pierwsi "pękli" gospodarze. Po raz ostatni remisowali w 47. minucie (26:26) po rzucie rozgrywającego reprezentacji Polski. Później faworyci tylko powiększali przewagę, by ostatecznie doprowadzić ją do pięciu bramek.
Były gracz Azotów Puławy zdobył w sumie cztery bramki, do czego dołożył jeszcze trzy asysty. Miał też dwie straty i tyle samo dwuminutowych wykluczeń.
Liga francuska, 2 kolejka:
USAM Nimes Gard - Cesson Rennes HB 24:19 (14:8)
Najwięcej bramek dla Nimes: Micke Brasseleur 5, Elohim Prandi 4; dla Cesson: Michał Szyba 5, Maxime Derbier 3
Fenix Toulouse HB - Montpellier HB 29:34 (18:16)
Najwięcej bramek dla Toulouse: Nemanja Ilić 7, Rafał Przybylski, Henrik Jakobsen i Maxime Gilbert - po 4; dla Montpellier: Valentin Porte 9, Vid Kavticnik 6, Diego Simonet 5