PGNiG Superliga: szansa przerosła Górnika Zabrze. Całkowita dominacja PGE VIVE Kielce

Newspix / Łukasz Laskowski / Na zdjęciu: piłkarze ręczni PGE VIVE Kielce
Newspix / Łukasz Laskowski / Na zdjęciu: piłkarze ręczni PGE VIVE Kielce

Mecz w Kielcach wyglądał tak, jakby Górnik Zabrze przestraszył się swojej szansy. Zdziesiątkowane PGE VIVE bez wielkich kłopotów poradziło sobie z rywalem mającym ambicję na półfinał Superligi (32:23). Zwycięstwo ani na moment nie było zagrożone.

Trener Rastislav Trtik koło 25. minuty wezwał swoich zawodników do boksu i eksplodował. Górnicy grali chaotycznie, bez jakiegokolwiek pomysłu, niemiłosiernie pudłowali. Gdyby nie Rafał Gliński i kilka jego przytomnych wejść, to po pierwszej połowie nie byłoby w ogóle o czym mówić. Pierwszą bramkę rzucili dopiero w dziewiątej minucie! Gracze VIVE dostawali prezenty albo bezkarnie wchodzili w obronę.

Trzeba przy tym oddać, że Tałant Dujszebajew całkiem sprawnie poradził sobie z ustawieniem przetrzebionej drużyny, choć kilkanaście godzin przed meczem wypadł mu ważny element siódemki, Marko Mamić. Rotował składem, raz stawiał na dwóch obrotowych, potem wracał do Mateusza Jachlewskiego na lewym rozegraniu. Coraz lepiej na środku czuł się Alex Dujshebaev, rozciągający grę do skrzydeł i do bólu skuteczny ze swojej pozycji.

Kielczanie braki kadrowe nadrabiali ambicją, w obronie walczyli tak, jakby bili się o Final Four Ligi Mistrzów. Artsiom Karalek i Julen Aguinagalde pilnowali środka, wymuszali rzuty Górników z niewygodnych pozycji i Vladimir Cupara nabijał sobie statystyki. Jak na ironię, zabrzanie pchali się głównie przez centrum, gdzie furtka była szczelnie zamknięta.

Cały czas utrzymywał się bezpieczny dystans 4-5 bramek. Skoro główni snajperzy Górnika zapomnieli amunicji, to jedynie kryzys fizyczny mógł zatrzymać VIVE. Michał Adamuszek i Aleksandr Tatarincew obijali słupki, bandy reklamowe bądź serbskiego bramkarza, Iso Sluijters podawał wszędzie, tylko nie do kolegów. Fakt faktem, część błędów wymusili kielczanie, ale drużynie ze Śląska po prostu nic nie szło.

ZOBACZ WIDEO Brak gry w klubie ma pomóc Błaszczykowskiemu. Brzęczek ma jasny plan

Dujszebajew tasował rozgrywającymi - na środku okazjonalnie pojawiał się Blaż Janc, Jachlewski całkiem nieźle odnalazł się w drugiej linii. Nie do wiary, że przy tak przerzedzonym składzie różnica między zespołami, jakby nie patrzeć, z czołówki była tak duża. Mistrzowie Polski jeszcze dołożyli do pieca, po kontrach momentami zbliżali się do dwucyfrowej przewagi.

Dopiero w końcówce, gdy Górnicy nie mieli nic do stracenia, mecz zrobił się bardziej wyrównany. Działo się to jednak przy tak bezpiecznym wyniku, że VIVE nie groziła katastrofa. 32:23, i to nie czeski błąd. Dominacja nie podlegała dyskusji.

PGE VIVE Kielce - NMC Górnik Zabrze 32:23 (14:9)
VIVE:

Cupara (11/29 - 38 proc.), Ivić (3/8 - 38 proc.) - Dujshebaev 5, Fernandez Perez 5, Jachlewski 5, Janc 5/1, Lijewski 5, Moryto 4/1, Karalek 3, Aguinagalde
Karne:
2/3
Kary:
2 min. (Lijewski)
Górnik:

Kornecki (5/31 - 16 proc.), Kazimier (2/8 - 25 proc.) - Sluijters 4/2, Daćko 3, Gluch 3, Bąk 2, Gliński 2, Gromyko 2, Tatarincew 2, Tomczak 2, Buszkow 1, Czuwara 1, Gogola 1, Adamuszek, Pawelec
Karne:
2/3
Kary:
12 min. (Daćko - 4 min., Gluch, Bąk, Gromyko, Adamuszek - po 2 min.)

Źródło artykułu: