W rodzimych rozgrywkach jest zespołowi z województwa świętokrzyskiego zagrozić jest w stanie tylko kilka ekip. Jedną z nich, szczególnie na własnym parkiecie, jest drużyna z Zabrza, dlatego też wtorkowy pojedynek zapowiadał się niezwykle pasjonująco.
Szczypiorniści Górnika tymczasem spotkanie rozpoczęli katastrofalnie. W ataku szukali dziwnych rozwiązań, które już na starcie skazane były na porażkę, a w defensywie po prostu nie nadążali za przeciwnikami. Taka gra nie mogła przynieść korzystnych efektów. I faktycznie - skutecznych akcji gospodarzy można było ze świecą szukać. Zabrzanie nagminnie gubili piłki, a żółto-biało-niebiescy z tych prezentów skrzętnie korzystali.
Defensywa mistrzów Polski funkcjonowała jak dobrze naoliwiona maszyna, a zawodnicy Górnika mogli tylko odprowadzać wzrokiem piłkę i szybko biegających do kontrataków rywali. Na swoje pierwsze trafienie w meczu gospodarze czekali aż... jedenaście minut.
Podopieczni Tałanta Dujszebajewa skrupulatnie wykorzystywali błędy zabrzan w ataku pozycyjnym i systematycznie powiększali swoją przewagę. Gospodarze powoli wchodzili w mecz, ale gdy już się nieco przebudzili, kielczanie spokojnie kontrolowali prowadzenie oscylujące wokół pięciu bramek.
ZOBACZ WIDEO Co się stało z Vive Kielce? "Ten zespół miał grać fantastycznie"
Jedynym zmartwieniem PGE VIVE był fakt, że już w pierwszej połowie dwa razy na ławce kar wylądował Marko Mamić. W porównaniu do kłopotów Górnika, nie wydawało się to jednak dużym problemem.
Zabrzanie w szatni przeszli prawdziwą metamorfozę i na drugą połowę wrócili z zupełnie nową energią, niezwykle mocno skoncentrowani i zdeterminowani, by odrobić straty. To od razu przyniosło skutek, bo gracze Rastislava Trtika szybko rzucili trzy bramki z rzędu i zmniejszyli przewagę przyjezdnych do dwóch oczek. Wreszcie na boisku zaczęło się dziać.
Wszystkie problemy Górnika nie zniknęły jednak jak po machnięciu czarodziejską różdżką. Wróciła zmora z pierwszej części spotkania, czyli masa błędów technicznych. Tym razem kilka razy kontry mistrzów Polski w fantastyczny sposób zastopował Martin Galia. Kielczanie szybko jednak znaleźli pomysł na bramkarza rywali i znów udało im się odskoczyć. To jednak wcale nie był koniec. Gospodarze poczuli krew i przekonali się, że są w stanie nawiązać z utytułowanymi przeciwnikami wyrównaną walkę. Na kwadrans przed końcem złapali z mistrzami kontakt bramkowy - po trafieniu Łukasza Gogoli przegrywali już tylko 21:22.
Żółto-biało-niebieskim wystarczyło jednak niespełna pięć minut, by wyjść z opałów. Kielczanie zanotowali kolejny świetny fragment gry i błyskawicznie wypracowali pięć bramek przewagi. To jakby spętało ręce gospodarzom - siódemka z województwa świętokrzyskiego w ofensywie włączyła piąty bieg, doskonale w bramce spisywał się Filip Ivić i prowadzenie rosło w zastraszającym tempie.
PGNiG Superliga Mężczyzn, 22. kolejka:
NMC Górnik Zabrze - PGE VIVE Kielce 28:37 (11:16)
Górnik: Galia, Kornecki - Gluch, Daćko 3, Fąfara, Tomczak 3, Gromyko 4, Sluijters 5, Czuwara 1, Buszkow, Tatarincew 3. Gogola 4, Tokaj 2, Bąk 3, Adamuszek
Karne: 2/2
Kary: 12 min. (Daćko, Adamuszek - po 4 min., Czuwara, Galia - po 2 min.)
PGE VIVE: Ivić 1- Jurecki 1, Bis 1, Dujshebaev 6, Aguinagalde 3, Bielecki 2, Jachlewski 3, Strlek 7, Janc 4, Lijewski 2, Jurkiewicz 2, Zorman 1, Mamić 3, Bombac, Djukić 1
Karne: 3/5
Kary: 10 min. (Jurecki, Mamić - po 4 min., Janc - 2 min.)