Rodrigo Corrales: Jeśli grałeś w Wiśle, mecze z VIVE pozostają specjalne

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Filip Fąfara / Rodrigo Corrales w barwach PSG
WP SportoweFakty / Filip Fąfara / Rodrigo Corrales w barwach PSG
zdjęcie autora artykułu

- PSG jest klubem, z którym chcę wygrać wszystko, co tylko się da - mówi Rodrigo Corrales, obecnie bramkarz PSG Handball, ex-płocczanin. Jego nowy klub pokonał w niedzielę w Kielcach PGE VIVE 30:29. - Mecze z VIVE wciąż są specjalne - dodaje.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Po przenosinach do Paryża zniknął pan nieco z radarów. Co u pana słychać?[/b]

Rodrigo Corrales, bramkarz Paris Saint-Germain HB: Wszystko dobrze. Odnalazłem się we Francji, poznaję nowy kraj. To duża zmiana, pokaźna różnica kulturowa, tutaj bliżej jest do tej hiszpańskiej. Początek w nowym miejscu zawsze wymaga adaptacji: trzeba nauczyć się kolegów, trenerów, infrastruktury, nowych zwyczajów. Ale to dla mnie nie problem. Traktuję to jako nowe wyzwanie. Gram przecież w bardzo silnej drużynie.

Widzę, że pamięta pan jeszcze co nieco po polsku. A jak stoi u pana francuski? 

Troszeczkę francuskiego już umiem, trochę zwrotów, wciąż uczę się słówek. Dużo za to rozumiem. Podobnie było w Polsce. Ale myślę, że to część naszej pracy, w pewnym sensie obowiązek. Jestem szczęśliwy, że mam szansę poznać nowy język i kulturę. Cieszę się także, że żyję w Paryżu jako mieście.

Gdy ostatnio się widzieliśmy, był pan w zgoła odmiennym humorze.

To było po moim ostatnim meczu w barwach Wisły, po porażce z VIVE w Kielcach, prawda?

ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: rzut przez całe boisko i bramka. Skrót meczu Piotrkowianin - Orlen Wisła Płock

Tak.

Byłem smutny.

Tym, że to już koniec przygody z Wisłą?

I tym, i że przegraliśmy ten ostatni mecz i puchar. Spędziłem w Płocku świetny czas, super trzy lata. Nie tylko pod względem sportowym, ale także ludzi, których poznałem czy zawodników, z którymi grałem. Będę miał bardo dobre wspomnienia. Przegraliśmy jednak ten finał, a było bardzo blisko. W Orlen Arenie nie zasłużyliśmy na porażkę, przegraliśmy jedną bramką, w Kielcach trzema o ile dobrze pamiętam. Zależało nam na zwycięstwie, ale niestety nie daliśmy rady. Takie jest życie. Pan w Polsce i tak wygrał. Transfer marzeń.

Tak, oczywiście. Kiedy cztery lata temu przyjechałem do Płocka, nie uwierzyłbym, że tak to się potoczy. Przyjmuję taktykę małych kroków. Najpierw był transfer do Płocka, z celem, by się rozwijać, grać regularnie w Lidze Mistrzów, poznać nowe spojrzenie na piłkę ręczną. To się udało. Zespół osiągał dobre wyniki, potrafiliśmy zagrać świetne spotkania. Przenosiny do Paryża traktuję jako kolejny krok do przodu.

Płock i Paryż - oba na "P". Coś jeszcze łączy te miasta? Wiesz, to trochę niesprawiedliwe porównywać te dwa miasta. Paryż jest ogromny, oferuje ogrom rzeczy, jest kompletnie inny. Płock jest za to bardziej rodzinny. Ale koniec końców chodzi o to, by dobrze grać w handball. A to da się robić w obu miastach.  Na takim samym poziomie?

Pewnie, że są pewne różnice. PSG, jak każdy wie, ma dużo większy budżet, więc to jasne, że są też wyższe cele. Życie w obu klubach jest jednak bardzo podobne: podróże, treningi, mecze. W Płocku mieliśmy wszystko, czego było nam trzeba. Tak samo jest tutaj. Oba kluby robią co tylko w ich mocy, by nam pomóc i to się liczy. A kibice? Tu chyba wygrywa Wisła. W Płocku żyje się piłką ręczną, jest jeden klub na takim poziomie. Pamiętam, że każdy chciał przyjść i nam kibicować, oglądać grę na najwyższym poziomie. Było gorąco, kibice wywierali presję na rywalach. W Paryżu jest trochę inaczej. Ale jest też wielu kibiców, którzy podróżują wraz z nami, nie wiedziałem i nie spodziewałem się tego. Pomagają nam także kibice piłkarscy. Nie mogę narzekać. Spotkałem się jednak z opinią, że PSG poza Paryżem we Francji po prostu nie lubią. Trudno mi się odnieść, bo jestem z Hiszpanii, mieszkam w Paryżu, nie poza. Myślę, że każdy po prostu chce nas pokonać, bo jesteśmy potencjalnie najlepsi. Myślę, że nie chodzi o pieniądze, finansowanie spoza kraju, tylko względy sportowe. Zresztą, to działa nie tylko we Francji - choćby dla Wisły pokonanie PSG byłoby czymś dużym, takim jak kiedyś wygrana z Barceloną. To są wielkie zwycięstwa, których nie odnosi się na co dzień i każdy klub dodatkowo motywuje się na spotkania z najlepszymi. Dla was cel jest za to jednoznaczny: triumf w Lidze Mistrzów?

Tak, oczywiście. Wygrana w Kolonii to nasze wspólne marzenie, ale mamy ciężką grupę, a potem czekają nas wymagające spotkania, w których będą decydowały detale. Faza play-off jest bardzo wyrównana, jak dla mnie nieprzewidywalna. Nie możemy zapominać jednak o lidze, w której, jak widać, także musimy grać na 100 proc., by nie przydarzały nam się wpadki.  Wasza szatnia to konstelacja gwiazd. Jak się żyje w takim środowisku? Normalnie. Dla mnie też jest ułatwieniem, że wielu chłopaków mówi po hiszpańsku, bo mają przeszłość w tamtejszych klubach. Czuję się tu naprawdę dobrze, traktują mnie z szacunkiem, a wielu z nich to dla mnie autorytety, od których mogę i muszę się wiele nauczyć. Gram ze świetnymi zawodnikami, którzy wygrali wszystko i obserwuję jak radzą sobie, by chcieć i móc dalej zwyciężać. To prawda, mam teraz inną rolę w zespole niż w Płocku, ale to normalne, taki jest początek. Kiedy przyjechałem do Płocka, też musiałem się dużo napracować, by dojść do pozycji i formy, którą osiągnąłem.  W Wiśle był pan supergwiazdą; tu - jednym z wielu.

Tak, ale to przecież nie dziwne. Ten zespół próbuje wygrać wszystko: Champions League, ligę i puchar we Francji. A to, delikatnie mówiąc, nie jest łatwe. Klub musi mieć szeroką ławkę i wielkich zawodników. Wystarczy spojrzeć na skład: Omeyer, Karabatić, Hansen. Żeby tutaj zabłysnąć, trzeba być najlepszym, zwłaszcza, gdy jesteś nowy.  Neymar nie wpadł rzucać karnych? Ha ha, nie! Nie wiem jak to wygląda w piłce nożnej, ale my mamy takich problemów. Mimo wielu wielkich nazwisk nikt się nie wywyższa. [nextpage]Pamięta pan ile razy wygrał z VIVE, grając w Wiśle?

Na pewno nie tak wiele, ile bym chciał. Raz? Ani razu w zeszłym roku, tylko dwa lata temu, u nas w hali w Płocku. Zgadza się! Teraz mocno podreperował pan swój bilans.

I w Paryżu, i w Kielcach, to były trudne zawody. Zwłaszcza w Kielcach w drugiej połowie. W pierwszej graliśmy bardzo dobrze, wypracowaliśmy przewagę i cieszę się się, że udało się ją dowieźć do końca i wygrać, bo dla mnie to pierwsze zwycięstwo w Hali Legionów, a te dwa punkty są dla nas bardzo ważne. W Paryżu natomiast też nas doszli, ale potrafiliśmy im skuteczniej uciec po przerwie.  Gdy grasz dla Wisły, VIVE zostaje dla ciebie specjalnym rywalem i potem jest nim dalej. Pewnie wielu ludzi w Płocku było szczęśliwych z naszych zwycięstw. Jako Wisła zwykle było bardzo blisko, ale zawsze czegoś brakowało. Śledzi pan co dzieje się z Wisłą?

Oczywiście! Oglądam mecze, te w Lidze Mistrzów, bo polskiej ligi nie mam za bardzo jak, mam kontakt z zawodnikami. Wiem, co się dzieje w klubie. Kto jest prezesem klubu?

Adam Wiśniewski. Od kapitana do prezesa.

Dobrze. Szkoda, że słabo im bez pana idzie.

Brakuje im trochę szczęścia. W pierwszym meczu z Nantes przewinienia i nieuznanej ostatniej bramki De Toledo nikt normalnie nie powinien gwizdnąć, w Kristianstad do remisu zabrakło bramki. Wiem, że pozycja Wisły się mocno skomplikowała, ale zawsze potrafiliśmy sprawić jakąś niespodziankę w meczu z faworytami. Mam nadzieję, że teraz będzie podobnie.

Widziałem też sobotni mecz z Nantes. W pierwszej połowie grało im się bardzo trudno, potrafili jednak prawie dogonić rywali. Gdyby mecz trwał 5 minut dłużej, kto wie, mogliby wygrać. Ostatecznie w rywalizacji francusko-polskiej wynik to jednak 4:0. To pokazuje jak bardzo francuska liga jest lepsza od polskiej?

Polska liga wciąż się zmienia, teraz jest liga zawodowa. Francuska jest już ustabilizowana, jest np. stowarzyszenie działające w imię zawodników i poprawy ich warunków. Oczywiście, są też większe pieniądze, więcej sponsorów, nawet w mniejszych klubach. To sprawia, że większość zespołów ma zawodników na międzynarodowym poziomie, co czyni tę ligę bardzo wymagającą i wyrównaną. Liga francuska ma po prostu duży potencjał. Widać to też po Lidze Mistrzów, francuskie kluby są bardzo wysoko.

Co dały panu przenosiny do Paryża?

Na pewno możliwość gry w jednym z najlepszych zespołów na świecie, szansę na zdobycie wielu tytułów, okazję do nauki od najlepszych, jak "Titi" Omeyer. Patrz, jak zagrał w niedzielę. Dla mnie ta nauka jest najważniejsza.

A jest pan zadowolony z czasu na parkiecie? W Lidze Mistrzów różnie z tym bywa. Jeśli masz za partnera Omeyera, to czego oczekujesz? Gdyby tam stał kwiatek, to grałbym po 60 minut. Akceptuję to, że on jest pierwszym bramkarzem i obserwując go w ostatnich meczach można go tylko podziwiać. To sport drużynowy, najważniejsze jest dobro zespołu. Kiedy jednak mam już szansę, chcę grać jak najlepiej i się pokazać.

PSG to dla pana klub na lata? Mam nadzieję! Jeśli wszystko pójdzie po myśli mojej i klubu, obym mógł tu zostać na długo. Chcę wygrać wszystko, co tylko się da, a Paryż jest do tego wymarzonym miejscem.

Na Twitterze: Obserwuj @Maciek_Szarek

Źródło artykułu: