Jeśli przed tygodniem w Szwecji margines błędu był niewielki, to tym razem - na własne życzenie Nafciarzy - nie ma go już wcale. Wicemistrzowie Polski podźwignęli się po fatalnej pierwszej połowie, wyszli na dwubramkowe prowadzenie i wystarczyło dobić rywala. Ale Wisła postanowiła zlitować się nad IFK, pogubiła się w końcówce i seryjnie pudłowała. Takich wahań formy nie mieli gospodarze i wygrali 25:24. Brzmi znajomo, prawda?
Kibice Nafciarzy i rzesza kibiców dyscypliny w Polsce mają dość takich występów. Poza fatalnymi meczami z Pickiem Szeged i Barceloną, w każdym z dotychczasowych spotkań Orlen Wisła mogła wyrwać zwycięstwo. Zawsze coś stawało na drodze. A to fatalna skuteczność, innym razem niepotrzebna nerwowość czy w końcu nieprzemyślane wybory. Mizerny dorobek (jeden punkt) to tylko i wyłącznie wina Nafciarzy.
W ostatnich dwóch bojach podarowali zwycięstwo na srebrnej tacy. Jakże inaczej wyglądałaby tabela i jakie humory panowałyby w Płocku, gdyby zespół zgarnął cztery punkty? A tak zaczęła się nerwowa atmosfera i pretensje. Już mówi się o szeroko zakrojonej wymianie kadr w przyszłym sezonie.
Wisła znajduje się w fatalnym położeniu i tylko wysokie zwycięstwo z Kristianstad pozwoli realnie myśleć o awansie. W przeciwnym razie pozostaje czekanie na cud, bo takim byłyby zwycięstwa w Skopje czy Barcelonie.
ZOBACZ WIDEO Apoloniusz Tajner: Polakom uda się trafić z formą na igrzyska w Pjongczang
Pobieżnie, najlepszy scenariusz to co najmniej dwubramkowe zwycięstwo. Potem Nafciarzom przyjdzie czekać na mecz sezonu z RK PPD Zagrzeb - wówczas każdy triumf da im awans. Chyba że bezpośredni rywale zaczną nagle zdobywać punkty z potęgami. Wtedy wszystkie rozważania pójdą w łeb.
Zanim w ogóle będziemy dokładniej analizować sytuację w grupie, płocczan czeka dzień sądu ostatecznego. IFK daleko do potęg, po odejściu Jerry'ego Tollbringa wirtuozów tam nie uświadczysz. Mistrzowie Szwecji jak najabrdziej pozostają w zasięgu Orlen Wisły, ale bez środkowego rozgrywającego nie ma mowy o sukcesie. Chimeryczny Nemanja Obradović do tej pory zagrał może dwa dobre spotkania, dlatego trenera Piotra Przybeckiego cieszy powrót do meczowej kadry Marko Tarabochii. Bośniak wystąpił w Superlidze z Meblami Wójcik Elbląg i nawet na tle zespołu z dołu tabeli nie zachwycił, ale trudno było oczekiwać innego scenariusza, przecież od dwóch miesięcy nie pojawił się na parkiecie.
- To nie jest też tak, że wyjdzie na boisko i zacznie zdobywać bramki. Na to potrzeba trochę czasu, zgrania się z chłopakami. Cieszę się, że ma już za sobą te kilkadziesiąt minut gry. Mamy jeszcze chwilę, żeby go lepiej przygotować do pojedynku z Kristianstad. Najważniejsze jest jednak to, że jego noga wytrzymuje obciążenia - podkreśla Przybecki.
Jedyne, do czego nie można się w tym sezonie przyczepić, to postawa bramkarzy. Adam Morawski i Marcin Wichary wielokrotnie ratowali kolegom skórę, Adam Borbely nieźle radził sobie w Superlidze. I tylko reszta zespołu jak na razie nie potrafiła tego wykorzystać. Co jeszcze przemawia za Nafciarzami? Formę ustabilizował nieco szalony w swoich poczynaniach Jose Guilherme de Toledo. Brazylijczyk powinien uzupełniać się w połączeniu z pragmatycznym Sime Iviciem. Po kontuzji rozkręcił się Dan-Emil Racotea i jego wsparcie dla Tomasza Gębali będzie nieocenione. Skuteczność drugiej linii to bowiem największa bolączka Nafciarzy.
Liga Mistrzów, grupa A (8. kolejka):
Orlen Wisła Płock - IFK Kristianstad / 19.11.2017 r., godz. 18.30