Rastislav Trtik: Najlepszy żart to ten, że ktoś zna się na handballu

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / SEHA GAZPROM LEAGUE / Na zdjęciu: Rastislav Trtik
Materiały prasowe / SEHA GAZPROM LEAGUE / Na zdjęciu: Rastislav Trtik
zdjęcie autora artykułu

- Praca trenera nie polega na tym, że pójdzie do najlepszego zespołu za wielkie pieniądze i będzie tam ozdobą - mówi Rastislav Trtik. - Atmosfera to nasz największy sukces - dodaje. Jego Górnik Zabrze wygrał sześć na siedem ligowych meczów!

[b]

Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Groźnie pan wygląda. Jaki jest Rastislav Trtik?[/b]

Rastislav Trtik, trener NMC Górnika Zabrze: Ja jestem groźnym człowiekiem! Jestem neurotykiem, cholerykiem, wyzywam i biję każdego na swojej drodze! A na poważnie, to inni ludzie mnie powinni oceniać, a nie ja sam. Na co dzień staram się być normalnym; takim, żeby być dobrym człowiekiem i trenerem, bo to część mojej trenerskiej i życiowej filozofii.

Na pewno groźny jest za to pana Górnik. W lidze siedem spotkań i sześć zwycięstw. Mimo wtorkowej porażki w Kielcach musi być pan zadowolony, prawda? Jestem zadowolony. I oby dalej było tylko lepiej. Już w okresie przygotowawczym widziałem jednak sygnały tego, że ten zespół będzie silny. Mamy kilku doświadczonych graczy, dysponujemy bardzo silną pierwszą siódemką, a młodsi zawodnicy, stanowiący w większości resztę zespołu, mają zapał do nauki, chcą się uczyć, lubią podpatrywać starszych. Atmosfera i integracja młodych w drużynie jest bardzo dobra.

ZOBACZ WIDEO Mistrz olimpijski, Mateusz Kusznierewicz rusza w rejs dookoła świata!

Przed meczem z VIVE odbyliście tylko jeden trening. Obiecał pan wolne zawodnikom, jeśli wygrają z Azotami. Zasłużyli już na specjalne traktowanie?

Myślę, że tak. Każdy miał indywidualny plan, uważam, że to w porządku. Od początku mojego pobytu w Zabrzu zawodnicy zrobili kawał dobrej roboty, potem rozegrali świetne spotkania choćby z Gwardią Opole czy Azotami Puławy. Mogę im tylko dziękować i gratulować.

To jaki jest klucz do tej dobrej gry Górnika?

Nasza wspólna filozofia, którą próbujemy razem jako cały klub realizować. Chodzi mi o szacunek, o wspieranie się nawzajem na parkiecie, ale także o znajomość hierarchii  w drużynie. Myślę, że udało nam się to wypracować, przekładać na spotkania i ten mały urlop był zasłużony. Zrobił dobrze zespołowi.

W przedsezonowym wywiadzie dla "Katowickiego Sportu" zastrzegał pan, że nie pozwoli, by pana zawodnicy odlecieli po zwycięstwach. Czyli spodziewał się pan dobrych wyników?

Czekałem na nie. Znałem siebie, moje umiejętności i to, co mogę zrobić z zespołem. A widząc możliwości tej drużyny byłem pewien, że możemy dobrze wystartować i przypuścić mały atak na PGNiG Superligę, a przy odrobinie szczęścia możemy narobić wiele niespodzianek. Klucz jest jednak taki, żeby utrzymać tę atmosferę w szatni, jaką mamy teraz. Włożyliśmy w to dużo pracy i bardzo mi się to podoba.

I zawodnicy faktycznie nie odlecieli? Mówił pan jak ważna jest także dydaktyczna funkcja trenera.

Myślę, że tak. Często prowokuję nawet mój zespół, ale oni rozumieją tę grę i wiedzą gdzie jest granica. To dla mnie bardzo ważne i cieszę się, że mamy tak fajny sposób komunikacji. Pomaga mi też to, że jest w drużynie kilku doświadczonych zawodników z charakterem i doświadczeniem, którzy pomagają młodszym, motywują ich, nastawiają odpowiednio przed spotkaniami. Każdy się wspiera - z taką ekipą naprawdę da się coś zrobić.

Co daje drużynie taki mecz, jak ten z VIVE? Czego można się nauczyć? Cierpliwości i opanowania. Zawodnicy muszą wiedzieć, że piłka ręczna to nie tylko walka kondycyjno-fizyczna, ale także myślenie gracza na parkiecie. To znaczy, że gracze muszą identyfikować z filozofią i taktyką gry zespołu i starać się ją realizować. My ją mamy, wiemy w jakim określonym chcemy iść kierunku. A dziś zobaczyliśmy, że starsi gracze, gdy nie mają możliwości zmienić się, bo młodzi wchodzą i popełniają dużo błędów, to mają problemy, bo brakuje im siły.

Trener rywali - Talant Dujszebajew - zmieniał całą szóstkę po 15 minutach. To duży komfort. Dlatego myślę, że mimo wszystko nie graliśmy źle, walczyliśmy, ale zrobiliśmy za dużo błędów. Taki mecz jest też motywacją dla młodych graczy, kiedy zobaczą na własne oczy ile brakuje im do najwyższego poziomu i zetkną się z nim. To bardzo ważne, bo nie da się tego pokazać na treningu.

Pana zawodnicy faktycznie wyglądali momentami jakby mieli spętane nogi. Tak było. Sławomir Szmal pokazał wielką klasę i wszedł na niesamowity poziom. To on zrobił różnicę. Na początku graliśmy naprawdę dobrze, zdyscyplinowanie taktycznie, odpowiedzialnie, ale zaczęliśmy marnować rzuty. Nie widziałem statystyk, ale pamiętam sześć czy siedem takich stuprocentowych okazji, gdzie po prostu musiała paść bramka, a tak były z tego kontry dla VIVE. Gdy straciliśmy pewność siebie, graliśmy już co innego, gubiliśmy się i na to tylko czekał rywal.

Zeszły sezon Górnik skończył na ćwierćfinale, odpadł właśnie z VIVE. Teraz będziecie bić się o medale? Na pewno nie stawiamy sobie tego za cel. Plan jest taki, żeby grać dobrą piłkę ręczną w każdym kolejnym spotkaniu. Może to i banał, ale jeśli się na tym skupimy, to jakieś sukcesy przyjdą niejako automatycznie.

Ale świetnie radzi sobie pan po polsku! Dziękuję, ale ja się śmieję, jak czuję i słyszę sam siebie gdy mówię. Uważam, że czasem wychodzi z tego niezły kabaret. Tak jak kiedyś wspominałem, polskiego uczyłem się poprzez wasze filmy. Za czasów komunistycznych nie było u nas amerykańskich filmów, a Polacy je dubbingowali i pokazywali. To w ogóle rewelacyjne jak jeden chłop potrafił podkładać głos pod cały film! A że były to porządne produkcje, to każdy miał gdzieś schowaną antenę, żeby złapać sygnał od was. Ostrawa jest bliziutko granicy. W ten sposób automatycznie się osłuchałem.

Myślę bardziej o zasobie słownictwa. Spodobało się panu zwłaszcza takie jedno słowo na "k". Często pada na waszych czasach.

Nie wiem o które panu chodzi! Proszę zacytować...

No tak, słyszałem, że ma pan też niezłe poczucie humoru. Proszę opowiedzieć swój najlepszy żart.

Jak mówię, że ktoś zna się na piłce ręcznej. [nextpage][b]

Skąd w ogóle wziął się pan w Polsce? Jak doszło do angażu?[/b] Podobało mi się w Tatranie Preszów, byłem tam dość długo i to kilka razy obejmowałem ten zespół, zwykle udawało nam się grać w Champions League, ale paradoksalnie to właśnie okazało się problemem. Graliśmy też bowiem i w SEHA League, i w słowackiej lidze. To zdecydowanie za dużo. Bardzo dużo czasu marnowaliśmy na podróże, nie było chwili na trenowanie. Stałem się tym zmęczony, więc powiedziałem: dość, chcę wracać do domu. Skontaktował się ze mną jednak Martin Galia, którego znam z reprezentacji, powiedział, że słyszał o moich zamiarach, porozmawialiśmy, opowiedział mi co i jak oraz że będzie w Zabrzu wakat. Miałem już wstępną umowę z czeską drużyną, ale stwierdziłem, że w polskiej lidze jeszcze nie grałem i jestem jej ciekawy.

I jak wrażenia?

Wszystko wygląda bardzo dobrze. Są świetne zespoły na czele z VIVE. Jestem zadowolony. Podoba mi się i wysoka jakość sportowa, ale i public relations, które buduje się wokół ligi: cała oprawa, media, kibice, atmosfera wokół rozgrywek. Na niektórych obszarach to wręcz poziom Ligi Mistrzów. Do tego teraz centralny program ZPRP i liga zawodowa. Idzie to w dobrym kierunku.

Trener z taką przeszłością nie na co dzień obejmuje jednak klub ze środka tabeli polskiej ligi. Chciałem mieć po prostu więcej luzu, jestem już starszym trenerem, mam doświadczenie, wiem jak przygotować zespół, ale nie chce mi się już tyle jeździć i grać dwa czy trzy razy w tygodniu.

A jak Górnik awansuje do pucharów? 

To pójdę precz! Nie no, dwie ligi da się grać, ale nie trzy jak Tatran, to jest za dużo. Był moment, że w 19 dni zagraliśmy tam 10 meczów. Chore. To nieludzka dawka dla głowy i dla ciała. Tak zawodników, jak i trenera. Powinny być kary dla tych, co wymyślają takie rzeczy. Tak uważam. Człowiek jest człowiekiem i musi mieć moment na relaks, odpoczynek, regenerację. To nie było szans.

W pana CV uwagę zwraca zwłaszcza praca z MT Melsulgen. To pan wprowadził ich do Bundesligi w 2005 roku. To największy sukces w karierze? To było wielkie osiągnięcie, ale większym sukcesem było dla mnie co roku grać w Champions League z Preszowem. To cenię wyżej. Sukces był także z Roctockiem w drugiej Bundeslidze, kiedy z 16. miejsca awansowaliśmy na 6. Cieszę się, że gdzie nie pójdę, to udaje się coś lepiej lub gorzej zbudować. Nie będę mówił, że nie. Mam się zabić lub przestać trenować? To moja historia i jestem z niej dumny.

A jak dziś sobie świetnie radzą! W zeszłym roku sensacyjne 4. miejsce w Bundeslidze. Ale to już klub z innymi pieniędzmi, wtedy działaliśmy przy dużo mniejszym budżecie. Teraz są tam znakomici gracze, duże ambicje, plany. To coś zupełnie innego. Mają już inną filozofię. To już inny zespół.

Wiemy już dlaczego rozstał się pan z Tartanem. Potem trafił pan do Polski. Podobno podoba się tu panu wszystko prócz piwa. No nie da się porównać. Przepraszam. Trzeba jednak mówić jak się rzeczy mają.

Zdziwiło pana coś jeszcze? Polacy zawsze byli dla mnie wzorem, mając w pamięci "Solidarność", walki o demokrację. A teraz patrząc co się dzieje u was w kraju, nie do końca to rozumiem i tego nie widzę. Nie będziemy jednak wchodzić w politykę, bo nie jesteśmy od tego. Ale jeśli pan mnie pyta, to właśnie tym jestem zaskoczony. Miałem was za naród pewny siebie, silny, proponujący demokrację, a teraz z tego co widzę i słyszę, dzieją się dziwne rzeczy.

To wróćmy do sportu. Na co pan liczył przechodząc do Zabrza? Kierowała mną ciekawość. Grałem już w obu klasach rozgrywkowych w Bundeslidze, grałem ligę SEHA, Ligę Mistrzów, czeską, słowacką, a polską nie.

Sportowo te przenosiny nie uważa pan jednak za małą sportową degradację? Nie. Praca trenera nie polega na tym, że pójdzie do najlepszego zespołu za wielkie pieniądze i będzie tam ozdobą. To nie jest trenerska robota. Trenerem jest ten, kto przyjdzie do jakiegokolwiek zespołu, a i tak będzie widać jego rękę.

Na razie robi pan tutaj furorę.

Jeśli gramy dobrze, to normalna kolej rzeczy, że się o nas mówi. Ale mnie to nie interesuje, jak jest możliwość, to unikam raczej wywiadów, zdjęć etc. Mnie jest dobrze być w cieniu, nie potrzebuję tego. Te lata mam za sobą. Dziś wolę mówić przez grę zespołu.

Na Twitterze: Obserwuj @Maciek_Szarek

Źródło artykułu: