[b]
Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Jest pan w stanie policzyć ile punktów wybronił pan w karierze tak, jak w niedzielę w Kielcach?
Mattias Andersson, bramkarz SG Flensburg-Handewitt:[/b]
Nie mam pojęcia, ale to zawsze zasługa całego zespołu, ty tylko wykonujesz swoją cześć. Graliśmy dobrze w obronie przez prawie całe spotkanie i to mi bardzo pomagało. Dzięki temu złapałem kilka piłek wcześniej i tę najważniejszą - ostatnią. To duży sukces, że udało nam się odrobić te sześć bramek i ostatecznie zdobyliśmy punkt. To dla nas ważne. Zagraliśmy dobre 45 minut - całe spotkanie oprócz pierwszego kwadransa drugiej połowy. Ogólnie jestem jednak zadowolony z całego spotkania.
No właśnie. Dzięki pana ostatniej interwencji mieliście akcję na remis. Przypomniało się panu coś?
Pewnie. Ćwierćfinał Ligi Mistrzów 2015/16, prawda? Wtedy stracie było jednak znacznie ważniejsze, a przegrana bardzo nas zabolała. Oczywiście, że mieliśmy to w pamięci przyjeżdżając tutaj, bez wątpliwości. To jest dla nas dewastujące wspomnienie. Sport jednak jest taki, że trzeba szybko zapominać. W niedzielę trzeba było znów wyjść na parkiet i zagrać jak najlepiej.
Było wówczas sporo kontrowersji. Wydał pan także dość surowe oceny. To wy powinniście wtedy awansować?
Myślę, że każdy, kto oglądał tamto spotkanie, wiedział o co mi chodziło. Podtrzymuję swoje zdanie. Dziś to już jednak dla mnie smutna historia i nie chcę do tego wracać.
A pamięta pan jeszcze swój debiut?
Tak, ale to było już tak dawno temu... ze 20 lat.
Fakt, minęło trochę czasu. Jaki jest przepis na długowieczność?
Praca. To jest zawsze najważniejsze. Mam tu na myśli nie tylko doskonalenie się i uodparnianie fizycznie, ale także mentalne. Ciało musi być utrzymanie w takim stanie, by realizować polecenia mózgu, ale on też musi mieć jeszcze siłę i motywację, żeby ci się wciąż chciało.
Spodziewam się jednak, że cena za to jest wysoka.
Na pewno większa niż kiedyś, wiadomo, że organizm traci zdolności regeneracji wraz z upływem lat. Dlatego jeszcze raz: musisz pracować. Zawsze. Najpierw praca, potem reszta. Perfekcją jest natomiast, gdy ona sama staje się przyjemnością. Teraz wiem, że za trzy dni gramy kolejny ważny mecz i już teraz, przy panu, ćwiczę i przygotowuję się do niego.
Właśnie widzę.
Po meczu trochę ćwiczeń, potem regeneracja. Trzeba się rozciągnąć.
Ogólnie stawia pan na to wygimnastykowanie. Bo wzrost jak na bramkarza nie jest pana zaletą (185 cm - red.).
Każdy bramkarz jest rozciągnięty, to akurat nic specjalnego. Oczywiście, muszę pracować trochę inaczej niż reszta, niż ci wyżsi zawodnicy, ale np. Sławomir Szmal wcale nie jest ode mnie aż tak o wiele wyższy. Na takie rzeczy jak wzrost nie mamy jednak wpływu. Trzeba je zaakceptować i próbować zrobić z nich zalety. Na to już mamy wpływ: szybciej się ruszać, szybciej schodzić do parkietu. Nie będę narzekał.
Jak zmieniła się piłka ręczna przez te dwie dekady?
Na pewno jest szybsza. Ostatnio nowe zasady dodatkowo wprowadziły świeżość, nowe rozwiązania. Zawodnicy są teraz ogólnie dużo silniejsi, lepsi, bardziej świadomi - ale to chyba normalna kolej rzeczy, tak to się ma w każdej dziedzinie życia. Co więcej, mecze są trudniejsze, bardziej wymagające, wiele spotkań jest na styku, rozstrzyga się w ostatnich sekundach. Każdy wie też o przeciwnikach niemal wszystko, trudniej zaskoczyć. Gramy też po prostu dużo, dużo więcej. Mamy mało czasu, a dużo podróży. Z każdym rokiem to postępuje jeszcze dalej.
Tylko Flensburg się nie zmienia. Wciąż gracie bardzo szybko, mimo zmiany trenera, zawodników.
Tak, wciąż chcemy grać tak samo. Podobnie próbowaliśmy grać w niedzielę. W naszym zespole brakowało jednak choćby Rasmusa Lauge, czy Lassse Svana. Mimo to zagraliśmy naprawdę dobrze i cieszymy się z tego punktu. Po odejściu Ljubomira Vranjesa we Flensburgu dużo się zmieniło, każdy trener ma swoje pomysły. Maik (Machulla - red.) ma swoje i to bardzo dobrze. Nasz styl jednak niewątpliwie pozostał.
Dodatkowo w niedzielę często graliście siódemką w ataku, zdejmując bramkarza. To komfortowe dla golkipera?
Musisz się dostosować. Nie ma wyboru. Nowe zasady obowiązują już od około dwóch lat, więc chyba wszyscy zdążyli się ich już nauczyć. Myślę, że teraz to po prostu kolejny element gry.
A zawodnicy się zmienili?
Sportowo są lepsi. Stali się twardsi. A pozasportowo? Wydaje mi się, że czasem mają mniej szacunku, ale tak może się wydawać dlatego, że każdy jest bardziej skupiony na sobie. Przez to w szatni jest mniej przyjaźni niż kiedyś. Wcześniej to chyba było ważniejsze.
ZOBACZ WIDEO Wielki transfer PGE Vive Kielce. Andreas Wolff jak Manuel Neuer
Czemu akurat teraz przyszedł czas, by powiedzieć "pas"?
Zawsze mówiłem, że będę chciał podjąć decyzję dla samego siebie, kiedy jeszcze będę grać na wysokim poziomie. W marcu będę miał już 40 lat, więc stwierdziłem, że to odpowiedni moment. Mam nadzieję, że okaże się to dobra decyzja, ale będzie też wiele rzeczy, których będę żałował. Nie mam co do tego cienia wątpliwości. Czasem trzeba jednak podejmować trudne decyzje, jak ta. Cieszę się, że ze spokojnym sumieniem mogę powiedzieć dziś, że jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem.
Czego nauczył pana sport?
Największą lekcją jest to, że są tylko dwie rzeczy - etyka pracy oraz szacunek i przyjaźń - które mogą zaprowadzić cię naprawdę daleko.
A co po karierze? Biznes, TV?
Nie, raczej nie w tę stronę. Mam plan, by zostać trenerem bramkarzy. Na pewno chcę zostać w piłce ręcznej. Poświęcę się też bardziej rodzinie, to ona jest dla mnie najważniejsza. Bo Mattias Andersson to przede wszystkim... tata.
Na Twitterze
: