Przed rozpoczęciem tego spotkania niezwykle dużo mówiło się o kryzysie THW - kilończycy przegrali aż trzy z sześciu spotkań w niemieckiej Bundeslidze, zanotowali także porażkę na inaugurację Ligi Mistrzów. Kielczanie przestrzegali jednak przed niedocenianiem rywali - na każdym kroku podkreślali, że Zebry przyjadą do stolicy województwa świętokrzyskiego po zwycięstwo, bo to zespół z ogromnym doświadczeniem i jedna z najbardziej utytułowanych drużyn na świecie.
Wielu ekspertów twierdzi, że THW ma jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą, bramkarską parę na świecie. Niklas Ladin i Andreas Wolff nie imponowali jednak ostatnio formą. W dobrej dyspozycji tylko jeden z nich mógłby przechylić szalę zwycięstwa na stronę swojej ekipy. W Kielcach żaden się jednak nie przełamał. Obrona kilończyków nie była w stanie zatrzymać niezwykle zmotywowanych mistrzów Polski.
Żółto-biało-niebiescy rozkręcali się z minuty na minutę. Od początku spotkania ich formacje funkcjonowały jak dobrze naoliwiona maszyna. Podopieczni Tałanta Dujszebajewa grali spokojnie i konsekwentnie. Doskonale sprawdzała się gra w defensywie z wysuniętym Mateuszem Jachlewskim - skrzydłowy przyprawiał przeciwnikom sporego bólu głowy. Gospodarze systematycznie powiększali swoją przewagę (10:5, 12:6, 14:7, 18:9), a kilończycy musieli mierzyć się z masą problemów.
Goście nie radzili sobie w ataku, bo tam musieli się przedrzeć przez niezwykle twardą obronę mistrzów Polski, a potem pokonać dobrze spisującego się Sławomira Szmala. Często jednak mieli ogromne kłopoty z doprowadzeniem do sytuacji rzutowych - kilka razy posłali piłkę prosto w ręce kielczan, a strata goniła stratę. Polacy byli bezlitośni - każdy błąd rywali błyskawicznie karali wyprowadzeniem szybkich kontr.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga. Tak się zdobywa uznanie! Efektowne "wrzutki" Wybrzeża Gdańsk (WIDEO)
Przewaga wypracowana w pierwszej połowie przez żółto-biało-niebieskich pozwoliła im na spokojne kontrolowanie wyniku. Szczypiorniści THW bardzo starali się poprawić swoją grę, ale wychodziło im to raczej z marnym skutkiem.
Mecz toczył się swoim rytmem, gdy w 41. minucie Hala Legionów na moment ucichła. Po faulu Mateusza Jachlewskiego jak długi na parkiecie padł Niclas Ekberg. Skrzydłowego totalnie zamroczyło i potrzebował pomocy, by móc zejść do szatni. Wszystko jednak dobrze się skończyło, bo po kilku minutach Szwed wrócił na ławkę swojego zespołu.
W drugiej połowie przyjezdni postawili gospodarzom nieco trudniejsze warunki, ale nie miało to już żadnego znaczenia - gra systemem bramka za bramkę tylko przybliżała kielczan do zwycięstwa. To jednak miejscowych nie zadowalało - znów włączyli bieg i ponownie zaczęli powiększać swoją przewagę. Ostatecznie zwyciężyli 32:21.
Liga Mistrzów, grupa B, 2. kolejka:
PGE VIVE Kielce - THW Kiel 32:21 (18:11)
PGE VIVE: Szmal, Ivić - Jurecki 4, Janc 3, Kus, Aguinagalde 1, Bielecki 8, Jachlewski 2, Strlek 1, Dujszebajew 4, Lijewski 1, Jurkiewicz 2, Zorman 2, Mamić, Bombac 1, Djukić 3
Karne: 5/6
Kary: 8 min. (Mamić - 4 min., Aguinagalde - 2 min., Jachlewski - 2min.)
THW: Landin, Wolff - R. Toft Hansen, Firnhaber, Weinhold 3, Dissinger, Wiencek 4, Ekberg 4, Zeitz, Frend-Ofors, Rahmel 1, Dahmke 6, Zarabec 1, Vujin, Bilyk, Nilsson 2
Karne: 3/3
Kary: 6 min. (Bilyk - 2 min., Weinhold - 2 min., Zarabec - 2 min.)
Sędziowali: Sorin-Laurentiu Dinu i Constantin Din (Rumunia)